I ROZDZIAŁ ( Początki )

1.7K 43 8
                                    



Otworzyłam powoli oczy. Znajdowałam się w łóżku na idealnie białej pościeli. Do pokoju wpadało światło słoneczne, które świe-... nie, jebało mi prost w oczy. Wydałam z siebie okrzyk niezadowolenie po czym sięgnęłam po telefon. Na wyświetlaczu widniała godzina 12:42.

- Chyba pora wstać. - mruknęłam sama do siebie - Muszę się przecież dostać do tego cholernego internatu. - znowu westchnęłam.

Usiadłam na posłaniu. Nagle rozległ się dzwonek.

- Halo? - powiedziałam odbierając. Byłam jeszcze zaspana, więc nawet nie sprawdziłam kto dzwoni.

- No hej piękna! - usłyszałam w słuchawce głos Rina. Mojego przyjaciela z dzieciństwa.

- Cześć przystojniaku. Co tam? - powiedziałam szczęśliwa słysząc jego głos.

- Zastanawiamy się, gdzie jesteś?

- Czyli jednak Matt będzie studiować z nami?

- Najwidoczniej. Zepsuje na wszystkie fajne imprezy. - zaczęłam się śmiać.

Mattthew jest bratem bliźniakiem Rina. Są jednak zupełnie inni. Ten pierwszy jest niezbyt towarzyski, mimo to przywiązuje się do osób z którymi spędza czas. Zawsze się martwi o najbliższych. Nie pokazuje tego, ale skoczył by za nami w ogień. Z kolei jego brat jest... człowiekiem rozrywką. Rzadko się czymś przejmuję. Uwielbia dobre imprezy i duuuużo alkoholu.- Ja wszystko słyszę. - usłyszałam głos Matta

- Jestem jeszcze w hotelu. Zaraz się ogarnę i jadę się ulokować.

- Oki. Spotkamy się wieczorem? Stęskniłem się za tobą ślicznotko.

Nie widziałam się z nim od dwóch miesięcy. Od kiedy pojechałam do rodziców do Nowego Jorku. Chciałam z nimi spędzić choć trochę czasu, ale byli strasznie zajęcie pracą. Tata siedział w swoim gabinecie i robił nowe projekty domów albo wnętrz. Mama zaszyła się w bibliotece mówiąc mi tylko, że ma "wenę" i żebym jej nie przeszkadzała. Po tygodniu miałam dość. Zabrałam swojego psa, Jaspisa i pojechałam do dziadków na wieś. Byłam tam 7 tygodni. Jeździłam konno, pomagałam w obowiązkach i spędzałam miło czas.

- Pewnie. Rozumiem, że w jakimś barze?

- A są jakieś inne fajne miejsca?

- Kawiarnia, kino, teatr... - chciałam wymieniać dalej, ale mi przerwano.

- FAJNE. A nie nudne. - znowu wybuchnęłam śmiechem.

- No dobrze. Zadzwonię do ciebie jak będę gotowa, ok?

- Dobrze. Tylko błagam pośpiesz się.

- Zobaczymy, a i spróbuj wyciągnąć Matta. On też musi się trochę zabawić.

- Na pewno tego chcesz? - pytał z nutą nadziei w głosie, że jednak się przesłyszał.

- Rin.

- No dobra, dobra. Spróbuje. - wymamrotał.

- Do zobaczenia.

- No pa.

* * * *

Kilka godzin później dojechałam do budynku w którym miałem spędzić sporą część swojego życia. W sumie nie wyglądał aż tak źle. Był świeżo pomalowany w kolorze beżu. Okna były wąskie i wysokie. Z daleka wyglądało to jak szkoła tańca. Na niektórych parapetach znajdowały się doniczki z kwiatami. No ja na pewno nie będę się bawić w pieprzonego ogrodnika i sadzić jakieś chabazie. Weszłam do środka. Z buta przywitała mnie "panienka z okienka".

- Dzień dobry. Zgaduję, że panna będzie tu od dzisiaj mieszkać? 

Jak na to wpadłaś Sherlocku? Mam to wypisane na twarzy, a może zajrzałaś w swoje czarodziejskie karty? Coś czuję, że z nią będę miała dużo problemów jak zachce mi się wracać późnym wieczorem.

- Dzień dobry. Taki mam zamiar. Skąd pani wiedziała?

- Po twoich walizkach. - ach. Szkoda. Miałam nadzieję, że jest czarodziejką, a tu taki zawód.

- A no tak. - odpowiedziałam, udając głupią.

- To jak się panienka nazywa?

- Beatrise Rose.

Kobieta zaczęła szperać w komputerze. Po czym popatrzyła na mnie i uśmiechnęła się. O co jej chodziło? Nie mam bladego pojęcia. Mów kobieto gdzie mam iść, bo się spieszę.

- Na samej górze. Korytarzem w prawo. Pokój 403.

- Dziękuję.

Dostałam od niej klucze i podreptałam w kierunku windy. O co tej kobiecie chodziło? Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do Kejly. Z nią też znam się od maleńkości. No i oczywiście z jej kuzynką, która jest niczym jej cień. Ich rozbieżność charakterów jest bardzo podobna co Matta i Rina. Zabawne jest się przyjaźnić z ludźmi, których coś łączy. A samemu nie mieć nikogo z rodziny w swoim wieku. Już nie mieć.

- Tak? - odezwał się znajomy głos.

- Hejka! Jestem na miejscu. W którym pokoju cię przetrzymują?

- Jestem w 400, a ty? - usłyszałam głos czarnowłosej.

- 403. Szczęściara z ciebie. - mówiąc to weszłam do blaszanek pułapki - Trudniej ci będzie pomylić pokoje po pijaku.

- Ta. Masz racje. Wpadasz do nas czy mamy cię zaszczycić obecnością u ciebie?

- Przyjdę tylko najpierw zaniosę walizki.

- Dobra. Czekamy. Pa!

- No, buziaczki!

Rozłączyłam się. Usłyszałam charakterystyczne dong i mogłam wyjść. Swoją drogą, zawsze bawił mnie ten dźwięk, bo strasznie przypominał ten od mikrofali. Jak byłam mała to myślałam, że gdy drzwi się otworzą chwyci mnie wielka łapa, a potem zostanę zjedzona przez jakiegoś olbrzyma. Miałam zrytą psychikę. Wiem. Wyszłam i skręciłam w prawo jak kazała kobieta. Odszukałam swojego numerka, mijając przy tym pokój przyjaciółek. Chwyciłam za klamkę i popchnęłam drzwi, a to co zobaczyłam kompletnie mnie zatkało.

BAD RICH BITCHWhere stories live. Discover now