- Nie chodzi o nią.

- Poznałeś tam kogoś? - zapytał dziadek, trafnie odgadując moje wątpliwości.

- Chyba tak.

Mimo ostatniej reprymendy od starszego, teraz liczyłem na jego pomoc. Teraz miał inny humor i teraz będzie ze mną szczery. Powie, co dla mnie najlepsze, a ja go posłucham. Albo nie, zależy, co powie.

- Jaka ona jest?

Jaka? Wspaniała, cudowna, idealna.

- Inna. Za bardzo w moim typie.

- Oj, Charlie, Charlie... Już po tobie, chłopie - w normalnej sytuacji zaśmiałbym się. Dziadek zwykł mawiać swoje różne powiedzonka prawie na każdą okoliczność, zwykle było to zwieńczenie jakiejś śmiesznej sytuacji, ale teraz, cóż, nie było nam chyba do śmiechu.

- Powiedz mi, co mam zrobić - poprosiłem, mając nadzieję, że pomoże mi w tym trudnym dylemacie.

- Są dwa rozwiązania - zaczął dziadek. - Pierwsze to rezygnacja z seminarium i nauki w liceum i wybranie twojej koleżanki, a drugie, cóż, rezygnujesz z liceum, żeby skupić się na posłudze Bogu.

Zamknąłem oczy. Miałem nadzieję, że to sen, że kiedy otworzę oczy, obudzę się i będę znowu w swoim pokoju u dziadka w domu. Ale niestety po otwarciu znów zobaczyłem tą samą salkę, co chwilę wcześniej.

- Daj mi czas - odparłem, próbując odwlec jak najdłużej moją decyzję.

- Jak chcesz - westchnął dziadek, po czym pożegnałem się z nim pod pretekstem pójścia na wieczorną mszę.

Oczywiście nigdzie się nie wybierałem, ale starszy nie musiał o tym widzieć.

Odłożywszy telefon pomiędzy nogi na siedzisko stołka, oparłem czoło o oparcie. Zamknąłem oczy z myślą, że muszę się skupić. Jednak kiepsko mi szło, a już zwłaszcza, kiedy dostałem sms-a na telefon.

Odetchnąłem ciężko i lekko wkurzony zerknąłem na telefon. Była to wiadomość od Niny.

Nina: Dzwoniłam, ale nie odbierałeś. Mam nadzieję, że nie zraniły Cię moje słowa, czy coś.

Ja: Nie, w porządku. Rozmawiałem tylko przez telefon.

Nina: Cieszę się :) kiedy się znowu widzimy? Ojciec suszy mi głowę, że zapomniałam o dekoracjach. Na nic było moje tłumaczenie, że przecież jeszcze kupa czasu xd

Ja: Kupa, ok xD

Nina: Ogarnij się xd

Ja: Pomyślę nad tym kiedyś :P twój tata bardzo się stresuje?

Nina: Nie no wcale. Po przyjściu do domu wypytał mnie piętnaście razy, czy zapisywaliśmy wszytko xd nie chcesz za darmo łysiejącego staruszka? Dorzucę jeszcze rozbitego słonia xd

Ja: Polecam Dom Starców i ZOO xd

Nina: Hahahaha xd dobre
Nina: Przemyślę propozycję
Nina: Teraz wybacz, ale idę spać, żeby wstać jutro na 7 ^^

Ja: Już spać?

Nina: Jest dobrze po 21 lol

Ja: O Boże, faktycznie xd

Nina: Często używasz słowa "Bóg"

Ja: Miałaś iść spać xd

Nina: Racja xd w takim razie dobranoc Charlie ;) ^^

Ja : Dobranoc Nins :)

Przegrałem życie...

*

- Charlie, Charlie... - poczułem, że ktoś szarpie mnie za ramie i mówi zdrobnieniem, ale jakoś nie zwróciłem na to zbytniej uwagi.

Powoli otwarłem oczy, a następnie je przymknąłem z powrotem, kiedy oślepiło mnie światło wokół mnie. Po chwili otrząsnąłem się i spojrzałem w górę na mój budzik. Oczywiście był to Thomas, bo któż by inny.

- No wreszcie - Thomas odetchnął z rzekomą ulgą, ale raczej była ona udawana niż faktyczna. - Wstawaj, śpiochu - zaśmiał się, a ja miałem ochotę udusić go własnymi rękoma. Darł się, kiedy nie za bardzo było to wskazane z samego rana.

Chwila, czy ja przespałem całą noc na krześle?

- Zimno tu - wymamrotałem niezadowolony, pocierając dłońmi o ramiona.

- No co ty nie powiesz. Całą noc tu byłeś, a w piecu już dawno zgasło - zakpił Thomas.

- Kiedy będzie śniadanie? - zapytałem, zgrabnie omijając temat narzucony przez Thomasa. Na pewno chciał wiedzieć, co tutaj robiłem.

Jednak on w odpowiedzi zaczął się śmiać. Śmiać w najlepsze, kiedy ja tu zamarzałem i umierałem z głodu. W dodatku, kiedy się poruszyłem, plecy zabolały mnie niemiłosiernie. Skrzywiłem się z bólu.

- Oj Charlie, Charlie. Śniadanie już dawno było i poranna msza też - znowu się zaśmiał, więc spojrzałem na telefon. Na wyświetlaczu pokazała się godzina 9:04.

Chyba już dawno tak długo nie spałem. I w dodatku na krześle.

- Oh - tylko tyle udało mi się powiedzieć, żeby czasem nie zbesztać Thomasa, że wcześniej mnie nie obudził.

Łysy wyszedł nadal cicho śmiejąc się pod nosem, a ja znowu oparłem czoło o oparcie krzesła.

- Oj Charlie, Charlie. Znowu Ci się udało nie iść na mszę - powiedziałem sam do siebie, po czym wybuchnąłem głośnym śmiechem.

No to głosujemy 😊

Nowe ZasadyUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum