Rozdział 15

3.4K 144 1
                                    

Laura pov
Siedziałam w poczekalni, czekając na McCall'a i kogoś, kto by mnie przesłuchał. Układałam sobie w tym czasie, co powiem. Nie wiem po co miałam składać zeznania. Co by mogli na mnie znaleźć? Pot? Zachichotałam. Ślinę? Zrzędła mi mina. To w sumie mogliby. Na przykład z jego dłoni. Dobra, Laura, uspokój się. Zresztą, narazie nic nie znaleźli, więc powiesz co innego. Wtedy przeszedł mój opiekun z jakimś mężczyzną, możliwe, że w średnim wieku.
- Carter tak? Zapraszam za mną. - powiedział, po czym wstałam i zaczęłam za nim podążać
- Dasz sobie radę. Wiem to. Pamiętaj co Ci mówiłem. - powiedział mi jeszcze McCall, gdy przechodziłam obok, na co tylko przytaknęłam i szłam dalej
Weszłam do gabinetu za tym mężczyzną, po czym zamknął drzwi.
- Jestem szeryf Styliński. Dobrze, słyszałem, że wiesz coś w tej sprawie z morderstwem. - nie wiem czemu byłam tata przerażona
Pociły mi się ręce, a serce lada moment mogłoby wyskoczyć z piersi. Szeryf patrzył na mnie chwilę. Otrząsnęłam się ze strachu i wzięłam głęboki wdech. Czas znów kłamać.
- Tak. Siedziałam do późna w bibliotece i nawet nie zorientowałam się, kiedy zrobiło się późno. Miałam wrócić z bratem i jego przyjacielem, ale chyba myśleli, że wróciłam wcześniej. Gdy byłam w mieście, zgubiłam się. Jestem nowa, nie znam dobrze miasta. Wtedy, gdy przechodziłam obok tego zaułku, widziałam jakiegoś mężczyznę i szarpał się z kimś. To mógł być prawdopodobnie on.
- A z kim się szarpał? Widziałaś twarz? - zapytał
- Nie. Było ciemno, ale była pełnia, więc odrobinę ona oświetlała zaułek. Uważam, że to była jakaś kobieta.
- Skąd te domyślenia?
- Słyszałam stukot szpilek i po przyjrzeniu się, widziałam długie włosy.
- Dobrze. Co było dalej?
- On jakoś dziwnie ją trzymał. Nie słyszałam jej głosu, tylko jego, coś mówił, ale nie wyraźnie i cicho. Wtedy kopnęłam lekko puszkę, żeby narobić hałasu. Chciałam pomoc tej kobiecie. On spojrzał na mnie. Chyba poliźnił uścisk, bo kobieta wyrwała mu się i uciekła. On najwyraźniej już się nią nie interesował, bo szybko ruszył w moją stronę. Wtedy uciekłam najszybciej jak umiałam. Nawet nie odwracałam się za siebie. Za bardzo się bałam. - skończyłam opowiadać, trzęsąc się
- Dobrze. Dziękuje. Możesz już iść. - uśmiechnął się pocieszająco, co odwzajemniłam i wyszłam
- Carter? Wszystko okay? - Scott szybko znalazł się przy mnie, patrząc zmartwiony - Czy to prawda? Widziałaś tamtego faceta?
Przytaknęłam. Musiałam udawać (znów), że wspomnienia są dla mnie straszne. Kłamanie mam chyba nieźle wyćwiczone. Nawet serce nie zabiło mi szybciej, bo gdyby jednak zabiło to Scott by już wiedział, że kłamałam.
- To było odważne z twojej strony, ale tobie mogło się coś stać. Wtedy ojciec ukatrupiłby mnie.
- Spokojnie, uwierz. Dałabym sobie radę. - powiedziałam, delikatnie uśmiechając się
- Dobra dzieciaki. Wracamy do domu. - powiedział McCall
- Ja muszę jechać na chwili do kliniki. - powiedział Scott i poszedł
Wyszliśmy, żegnając się z szeryfem. Wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy do domu.
- Wiesz jakie tego mogą być konsekwencje? Mimo, że się broniłaś, narażasz wszystkich.
- Byłam wściekła. Nie powstrzymałam tego...
- Jak i wcześniej się nie powstrzymywałaś. Dałaś się ponieść, przez co atakowałaś ludzi i dziwiło cię, że cię szybko znajdowali. Zrobię wszystko, żeby ta sprawa ucichła jak najszybciej. Wiesz dobrze, kto przez taki incydent może się tu zjawić. - powiedział ponuro, a ja na prawdę zesztywniałam że strachu. On to zauważył i dodał - Widzisz? Przestraszyłaś się, więc zapamiętaj, żebyś nie używała ich - pokazał na moje dłonie - do samoobrony. Dlatego chce cię jutro gdzieś zabrać.
- Musimy czekać do jutra? Możemy dziś. - zaproponowałam
- Nie. Dziś jest już za późno. - zajechaliśmy wreszcie pod dom - I zastanów się na następny raz. Najpierw myśl, potem rób.
- Zapamiętaj, że tak naprawdę nie jesteś moim ojcem i nie masz prawa mówić mi co mam robić. - warknęłam
- Ale jestem twoim opiekunem i mam robić za twojego ojca, więc lepiej się mnie słuchaj.
- I tak nigdy nie będziesz, jak Logan. On był najlepszy. Mimo charakteru i tego, że czasami doprowadzałam go do szału, byk najlepszym ojcem.
- I dla niego właśnie staram się, abyś przeżyła. Więc wybór należy do ciebie. Albo będziesz się słuchała, albo zginiesz. Twój wybór. Jutro chce uzyskać odpowiedź, ale spodziewam się jaka ona będzie. - powiedział i wyraźnie dał mi znać, że ta rozmowa dobiegła końca, więc po prostu wysiadłam z auta
Odjechał z piskiem opon, a ja weszłam do domu. Pokierowałam się do swojego pokoju. Zobaczyłam na telefonie godzinę. Miał rację w dwóch sprawach. Po pierwsze, rzeczywiście, było późno, choć się tego nie spodziewałam. Po drugie, gdybym się przeciwstawiła i ta sytuacja by się powtórzyła, Beacon Hills będzie groziło niebezpieczeństwo, dlatego muszę być grzeczna i wykonywać ich polecenia. Położyłam się do łóżka. On doskonale wie co wybiore. Zamknęłam oczy, a po dłuższej chwili zasnęłam.

-------------------------------------------
Przepraszam!
Wiem, rozdział miał być wczoraj
Jednak cóż, nie miałam wczoraj internetu
Teraz na 100% rozdziały będą regularnie
Spodobał się nowy rozdział?
Napiszcie w komentarzach
Gwiazdki też mile widziane 😉
Do następnego 😉

Tajemnica ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz