37. Nadzieja umiera ostatnia

Comenzar desde el principio
                                    

- Mamy piątek, nic nadzwyczajnego - wzruszył ramionami, patrząc na rozbawionego przyjaciela. - No co?

- Nic, chodź ze mną na dół, mam nadzieje, że zaraz dostaniesz olśnienia.


~ * ~ 


W kuchni panował gwar. Katie kończyła nakrywać do stołu, Alicja zlizywała śmietanę z upieczonego przez babcię Molly tortu, a Hugo z Teddym i Rose wypatrywali Jamesa i Scorpiusa na schodach. Pani minister wraz z mężem i szwagrem przybyła do siedziby Gwardii z dużymi, zapakowanymi tobołkami. Harry położył swoje pudła na stole i skierował swoje kroki w kierunku żony, która stała w towarzystwie rodziców i córki przy kuchennym oknie. Ginny trzymała w ręce przemoczoną od łez chusteczkę, pod oczami malowały się sińce. Wypuścił głośno powietrze i przytulił żonę, która od razu odwzajemniła jego gest.

- Nie wiem jak mam się czuć, Harry - wyszeptała mu do ucha, cicho szlochając - jak mam świętować urodziny Jamesa, nie wiedząc, czy Albus jeszcze żyje...

Ostatnie słowo wypowiedziała jeszcze ciszej niż poprzednie. Głos jeszcze raz jej się załamał i ponownie pogrążyła się w cichym płaczu.

- Cichutko, skarbie - wyszeptał, czując ten sam ból, który towarzyszył małżonce - Albus żyje, zaufaj mi.

Ginny nic nie odpowiedziała, spojrzała na męża i wydmuchała nos, do trzymanej w ręce chusteczce. Lily przyglądała się rodzicom, dzielnie walcząc z mieszanymi uczuciami. Wiedziała, że James będzie zły, znała go. Jak mogą świętować, jak nie ma z nimi Albusa? Z rozmyśleń wyrwała ją dłoń babci, która spoczęła na jej ramieniu. 

- Lily - zaczęła Molly, zmuszając wnuczkę do spojrzenia jej w oczy - wszystkim jest bardzo ciężko, ale potrzebujemy chwili na pozytywne myślenie... Albus na pewno do nas wróci...

- Wiem, babciu - wtrąciła Lily, zaciskając piąstki - pytanie tylko kiedy?

Molly nie odpowiedziała, ponieważ do pomieszczenia wbiegła Rose. 

- Idą, wszyscy na pozycje! - szepnęła, podbiegając do kuzynki i babci, następnie obie łapiąc za ręce. 

James szedł bardzo wolno, niczego się nie spodziewając. Gdy przekroczył próg kuchni, nie wiedział jak powinien zareagować.

- Niespodzianka! - wydobyło się z gardeł zgromadzonych w pomieszczeniu gości. Następne było konfetti, które wystrzeliło ze wszystkich stron i spoczęło na kuchennych meblach. James przyglądał się rodzinnie, która śpiewała dla niego sto lat. Nie potrafił się wydobyć żadnego słowa, nie wiedział jak powinien się teraz czuć. Przyglądał się wszystkim, dostrzegając na ich twarzach, zmęczone, smutne i wymuszone uśmiechy. Doceniał to, co dla niego zrobili, choć doskonale wiedział, że sami bili się z myślami, czy robią dobrze. Na ziemię sprowadziła go postać babci, która trzymała w rękach swój specjał - tort śmietankowy z owocami. Paliło się na nim siedemnaście świeczek. Spojrzał na babcie i obdarował ją jak najszczerszym uśmiechem. Następnie zamknął oczy i pomyślał o swoim ukochanym; młodszym bracie.

- Niech Albus będzie cały i zdrowy... Niech do nas wróci - wyszeptał i za jednym mocnym dmuchnięciem, zdmuchnął wszystkie ustawione na torcie świeczki. Spojrzał na swoją rodzinę, która klaskała w dłonie i jeszcze raz odśpiewywała "sto lat". Gdy skończyli, James uśmiechnął się i z trudem zabrał głos. 

NOWE POKOLENIE - JTHS *ZAKOŃCZONE 17.02.2018*Donde viven las historias. Descúbrelo ahora