26. Wojna

747 55 7
                                    

Po rozmowie w Pokoju Życzeń, nie każdy poczuł ulgę. James nie poinformował przyjaciół o swoich nasilających się bólach głowy, a patrząc na Teddy'ego wiedział, że Lupin nadal coś przed nimi ukrywa. 

Do meczu pozostały dwie godziny. James i Hugo wspólnie zmierzali w kierunku szatni Gryfonów, gdzie słychać było śpiewy i śmiechy drużyny z domu Lwa. 

Gdy James nacisnął na klamkę i przekroczył próg komnaty, wszystkie głosy momentalnie ucichły. 

- Cześć wszystkim - zaczął, siląc się na beztroski uśmiech - cieszę się, że nastroje wszystkim dopisują. 

Ściskając swoją miotłę udał się do białej tablicy, która za pomocą czarów oczyściła się ze wcześniejszych zapisków. Stanął przodem do swojej drużyny, na której ustach gościły uśmiechy. 

- To zarazem pierwszy mecz w tym roku szkolnym z Krukonami, jak i ostatni mecz przed feriami, jak wiecie...

- Wiemy, po feriach gramy rewanże - dokończyła Stella Martis, która Gryfonów rekrutowała na pozycji ścigającej.  

- Tak - powiedział, po czym podrapał się w czubek głowy. - Jeśli wygramy, wyjdziemy na prowadzenie, zdajecie sobie sprawę...

- Ależ oczywiście, musimy podjeść do tego meczu profesjonalnie - ponownie do głosu doszła Stella, figlarnie się uśmiechając.

- Stel, nie chcesz mnie zastąpić? - Drużyna zaśmiała się i po chwili ponownie nastała cisza. 

- Tutaj ogromna prośba do naszych pałkarzy - powiedział James, spoglądając na Olivera Moona i Mary Trawor. - Pilnujcie Stevena Davisa. 

- Co masz na myśli mówiąc, pilnujcie? - zapytał Oliver, uważnie mu się przyglądając.

- Mam na myśli to, by często w jego kierunku wędrował tłuczek - zaczął, przechadzając się wzdłuż komnaty - Niech skupia się na ucieczce, a nie wypatrywaniu znicza. 

- James... - powiedział Don Bigtress, ścigający Gryfonów - przecież wszyscy wiedzą, że Steven nie ma z Tobą szans jeśli chodzi o pościg za zniczem, jesteś szybszy, zwinniejszy...

- Dmucham jednak na zimne - James przerwał koledze niewinnie na niego patrząc - niech jest wyłączony z gry. 

- A kto nas będzie chronił przed tłuczkiem? - zapytał zdumiony Marlon Cast, jeden ze ścigających - Chcesz nas narażać?

- Nie chodzi mi o to, by Mary i Oliver chronili mnie przed Stevenem - powiedział na jednym wydechu James, próbując się obronić. - Chcę tylko, by pałkarze również na niego zwracali uwagę podczas meczu. 

- Teraz jest to dla mnie zrozumiałe - powiedział Marlon, kiwając głową. James cieszył się z akceptacji taktyki przez drużynę. Miał pewne podejrzenia, co do nasileń swoich objawów, które spowodowane były obecnością Krukona.


- PANIE I PANOWIE, PRZED NAMI DWIE DRUŻYNY, WALCZĄCE O POZYCJĘ LIDERA W NASZYCH SZKOLNYCH ROZGRYWKACH QUIDDITCHA! PRZED NAMI MECZ NA SZCZYCIE! GRYFFINDOR KONTRA RAWENCLOW! ZACZNIJMY OD LWÓW!
W OBRONIE HUGO WEASLEY, ZARAZ PRZED NIM DON BIGTREES, PO JEGO PRAWEJ STELLA MARTIS, PO LEWEJ MARLON CAST! NASI PAŁKARZE, OD LEWEJ OLIVER MOON, A Z PRAWEJ JAKŻE PRZEPIĘKNA, CUDOWNA, WYJĄTKOWA... 

- Kinksley! Jeszcze jedno słowo, a cie zdegraduje! - do głosu doszła pani dyrektor, groźnie patrząc na Puchona z siódmego roku. Chłopak zaśmiał się do mikrofonu, poprawiając na szyi szalik Gryffindoru (żadna pomyłka dop. autora)

- TAK JEST PANI DYREKTOR! TAK WIĘC MAM NA MYŚLI MOJĄ UKOCHANĄ, MARY TRAWOR! NA SAM KONIEC KAPITAN I NAJLEPSZY OD CZASÓW GRY SWOJEGO OJCA NA TEJ POZYCJI, SZUKAJĄCY -JAMES POTTER! 

NOWE POKOLENIE - JTHS *ZAKOŃCZONE 17.02.2018*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz