37. Nadzieja umiera ostatnia

486 50 14
                                    

Czas na Grimmauld Place ciągnął się w nieskończoność. Na domiar złego Hogwart został zamknięty i wszyscy uczniowie zostali odesłani do domu na czas trwania wojny. Owe rozporządzenie wydała Minister Magii, Hermiona Weasley, po wcześniejszych debatach z dyrektor szkoły, panią profesor Minerwą McGonagall. 

Do uczestniczenia w nocnych patrolach, czy misjach zwiadowczych, mieli przyzwolenie tylko absolwenci Hogwartu i innych magicznych szkół. Owe decyzja, doprowadzała Jamesa Pottera do szału. 

Gryfon siedział właśnie w jednym z pokoi. Wcześniej, panował w nim ogromny bałagan, jednak Ginny i Lily zadbały o porządek w siedzibie Zakonu, który teraz był ich domem. Zamieszkiwali Grimmauld Place razem z Weasleyami, siostrami Scamander i Scorpiusem, który w końcu opuścił szpital świętego Munga. Matka bliźniaczek zniknęła tego samego dnia, w którym przyjaciele pojawili się w siedzibie Zakonu. Z kolei ojciec był jednym z tych czarodziei, którzy zniknęli wraz z odrodzeniem się Śmierciożerców. 

Potter wyglądał przez okno, gdzie obserwował życie codzienne mugoli. Na ustach każdej z obserwowanych osób, widniał szeroki uśmiech, dzieci śmiały się beztrosko, podczas zabawy w berka, a dorośli przysiadali na ławkach, obserwując swoje pociechy. Innym razem widywał zakochanych w sobie ludzi, trzymających się za rękę i spacerujących, w towarzystwie cichych rozmów. 

Od kilku dni zastanawiał się, czy nie lepiej by było żyć bez magii, tak jak ci ludzie, których od dawna obserwował. Czy mugol, może mieć jakieś zmartwienia? 

- Znowu gapisz się w okno? - za plecami usłyszał głos przyjaciela, który wyrwał go z zamyślenia. Odwrócił się w jego stronę, z wymuszonym uśmiechem.

- Jak się czujesz, Scorpius? - chłopak usiadł na łóżku, wypuszczając powietrze. Na jego twarzy widoczne były liczne zadrapania, a nad prawym okiem, ciągle widoczne ślady, po szyciu łuku brwiowego. Mimo to, Ślizgon się uśmiechał.

- Dobrze, żebra już nie bolą i wreszcie mogę spać na boku - powiedział, na co James krótko się uśmiechnął i wrócił do obserwacji. - Wytłumaczysz mi, czego tam wypatrujesz? - zapytał, podchodząc do przyjaciela i opierając się o parapet, na którym Gryfon przesiadywał. 

- Tylko spójrz - powiedział cicho, skupiając się na chłopakach, którzy nieopodal kopali piłkę. - Od kilku dni tu przychodzą i godzinami rozgrywają mini gierki. 

- Co w związku z tym? My gramy w quidditcha, to o wiele ciekawszy rodzaj sporu.

- Chodzi mi o to, że są szczęśliwi.

- Nadal nie rozumiem - wymamrotał blondyn, opierając brodę na ręce. 

- Nie mają żadnych zmartwień, przychodzą dziennie o tej samej porze i odchodzą, gdy słońce zajdzie za horyzont - powiedział James - jedyne, co ich martwi, to zachód słońca, bo muszą skończyć grę. 

- Posłuchaj, James - zaczął Scorpius, patrząc na przyjaciela - przechodzimy trudny czas, ale my tez potrafiliśmy godzinami przesiadywać na boisku. Magiczny świat jest w niebezpieczeństwie, a mugole nie mają o tym pojęcia. Są w jeszcze większym niebezpieczeństwie od nas, a ty i tak będziesz się nad sobą dalej użalał. Weź się w garść, Potter - powiedział Scorpius, kładąc rękę na ramieniu przyjaciela, tym samym zmuszając go, by zwrócił na niego uwagę. - Jeszcze nie wszystko stracone. 

- Chciałbym walczyć - wyszeptał, schodząc z parapetu - ale jak mam walczyć, skoro jestem nieletni? 

- Jesteś głupi, a nie nieletni - powiedział rozbawiony Scorpius, co wywołało oburzenie u przyjaciela. - Już się tak nie pusz, wystarczyłoby użyć głowy i wiedziałbyś, jaki mamy dziś dzień.

NOWE POKOLENIE - JTHS *ZAKOŃCZONE 17.02.2018*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz