7. Musisz odebrać go z aresztu.

3.9K 193 7
                                    

Dean - Wczorajszego wieczoru ty i Dean wybraliście się do baru na parę piw, ale pokłóciliście się o jakąś głupotę, nawet już nie wiedziałaś o co, i wróciłaś taksówką do domu. Było krótko po siódmej, gdy obudziło cię pukanie do drzwi twojej sypialni. Jęknęłaś boleśnie, czując jak łupie ci w głowie i niewyraźnie zawołałaś „Wejdź!". Drzwi lekko się uchyliły i zobaczyłaś w progu Sama z komórką w dłoni.

- Sam, czy ty wiesz która jest godzina? - mruknęłaś nie wychylając nosa spod ciepłej kołdry.

- Wiem i nie budziłbym cię, ale... - powaga w jego głosie sprawiła, że uniosłaś się nieco przytomniej na łokciach. - Dzwonili do mnie z komisariatu. W nocy aresztowali Deana i przetrzymali go na izbie wytrzeźwień.

- Co ten idiota znowu zrobił?

- Podobno wszczął bójkę w barze i kilku facetów porządnie oberwało. Pojedziesz ze mną po niego?

Westchnęłaś głęboko, zastanawiając się w duchu co też znowu strzeliło twojemu chłopakowi do głowy, i spuściłaś nogi z łóżka.

- Jasne. Daj mi tylko chwilę.

Godzinę później podjechaliście z Samem odebraną spod baru Impalą pod budynek komisariatu. Oboje weszliście do budynku chyba po raz pierwszy wspólnie przekraczając jego próg bez fałszywych odznak FBI w kieszeniach. Za dużym biurkiem siedziała policjantka, która wyglądała jakby miała za sobą ciężką noc. Gdy tylko powiedzieliście o co chodzi, westchnęła głęboko i zadzwoniła do aresztu.

- Wie pani co się dokładnie zdarzyło w tym barze? - zapytałaś.

- Pan Winchester był pijany i ktoś najwidoczniej powiedział mu kilka słów za dużo - wzruszyła obojętnie ramionami. - No i zaczęła się bójka. Kilku mężczyzn skończyło z licznymi zadrapaniami, siniakami, a jeden ma złamany nos. To aż dziwne, że pani chłopak wyszedł z tego prawie bez szwanku.

Kilku pijanych facetów w porównaniu z tym z czym miał do czynienia Dean na co dzień to była pestka. Po kilku minutach policjant przyprowadził Deana, trzymając go za ramię. Gdybyś była szczególnie wierząca to teraz byś się przeżegnała. Jego ubranie było poszarpane w kilku miejscach i pobrudzone zaschniętymi śladami krwi, miał rozbitą brew, a pod jego nosem dało się zauważyć ślady źle startej krwi.

- Czyś ty walczył z marynarką wojenną?! - wykrzyknęłaś, patrząc na niego z niepokojem.

Dean jęknął i złapał się za głowę.

- Proszę cię, (T/I), nie krzycz. Głowa mi pęka.

- I zasłużyłeś - syknął na niego Sam, podpisując wszystkie niezbędne dokumenty.

Wzięłaś swojego chłopaka pod ramię i ruszyłaś z nim w kierunku wyjścia.

- Trzeba się tobą zaopiekować, Dean-o.

Sam - Kiedy dostałaś telefon od policji, że Sam został aresztowany niemal otworzyłaś ze zdziwienia szeroko usta. Sprawa przedstawiała się tym gorzej, że zadzwoniono na numer, pod którym podszywałaś się pod wysoką rangą agentkę FBI na wypadek gdyby potrzebowali alibi. Szybko przebrałaś się w swoją garsonkę i upięłaś włosy w ciasny kok, który nadawał ci nieco więcej potrzebnej powagi i pojechałaś na wskazany komisariat. Policjant dyżurny odprowadził cię do gabinetu komendanta, gdzie naprzeciw pulchnego mężczyzny w służbowym mundurze siedział Sam ubrany w swój garnitur.

- Co tu się dzieje?! - wpadłaś z pretensją godną prawdziwie oburzonej szefowej. - Jakim prawem zatrzymał pan mojego agenta podczas prowadzenia działań?

- Mieliśmy podejrzenie, że... - próbował się tłumaczyć komendant.

- Jakie podejrzenie? - wtrąciłaś się mu w słowo. - Osobiście wysłałam tutaj agenta Parkera, a pan dzwoni do mnie, gdy ja zajmuję się sprawami wagi bezpieczeństwa państwowego, żebym przyjechała i... po co właściwie?

Po takiej burze komendant stracił wszelką brawurę jaką mógł mieć, siedząc za swoim biurkiem, na którym lśniła złota tabliczka z jego nazwiskiem.

- Sądziliśmy, że legitymacja pana Parkera może być fałszywa - zaczął się tłumaczyć. - Nasz informatyk wprowadził jego dane do bazy i...

- Włamał się do bazy danych FBI? - podchwyciłaś. - Wie pan, że to jest złamanie prawa grożące wysokimi karami więzienia? Parker przeniósł się do mojego wydziału w zeszłym tygodniu, więc nie został jeszcze wprowadzony do bazy danych. Jego zatrzymanie i mój przyjazd były absolutnie bezpodstawne. A jeśli jeszcze kiedyś zatrzyma pan któregoś z moich agentów to złożę doniesienie za włamywanie się do bazy federalnej - zagroziłaś i machnęłaś ręką w kierunku Sama, który patrzył na ciebie z niekłamanym podziwem w oczach. - Wychodzimy.

Sam podniósł się z krzesła i wyszedł razem z tobą z budynku komisariatu, a gdy byliście przy samochodzie usłyszałaś jak gwizdnął przeciągle, a później cię pocałował.

- Teraz już wiem, żeby nie próbować wdawać się z tobą w kłótnie, kiedy masz na sobie to ubranie.

Castiel - Bycie aniołem ma w tym swoją zaletę, że nawet gdy jest się złapanym przez policję szybko można się im wywinąć. Dlatego nigdy nie musiałaś go wyciągać z aresztu.

Crowley - Crowley nigdy nie dał się złapać ;)

John - Od jakiegoś czasu mieszkałaś z chłopcami u Bobby'ego, gdy John miał taki natłok pracy, że czasem ledwie miał czas nawet, żeby do was zadzwonić. Dzisiaj jednak byłaś zaniepokojona, bo jeszcze kilka godzin wcześniej John uprzedził cię, że pojedzie w drodze na proste polowanie na ducha i wróci przed czwartą nad ranem. Była dziesiąta, a on nie dawał znaku życia. W końcu jednak zadzwonili do ciebie z komisariatu oddalonego o jakieś siedemdziesiąt kilometrów od domu Singera. John przedstawił cię policjantom jako... swojego adwokata. Nie miałaś więc wyjścia jak ubrać się w spódnicę i tam pojechać. Całe szczęście, że miałaś kiedyś sprawę, w której musiałaś udawać adwokata i wyrobiłaś sobie fałszywą legitymację.

Policjant dyżurujący odprowadził cię do pokoju przesłuchań, gdzie siedział John z buntowniczo skrzyżowanymi rękami na piersi, a naprzeciwko niego był policjant, przed którym na metalowym stole leżała gruba teczka akt. Przywitałaś się z nimi, a przesłuchujący przedstawił się jako Marx i usłużnie podsunął ci krzesło obok Johna.

- Co pan zarzuca panu Winchester? - spytałaś rzeczowo.

- Włamanie do starego opuszczonego budynku na obrzeżach miasta. Znaleziono przy nim opakowanie soli, benzynę i zapalniczkę. Podejrzewamy go o próbę podpalenia.

Naprawdę musiałaś nieźle się nagimnastykować i użyć swoich umiejętności kłamstwa, żeby wreszcie udało ci się wyciągnąć go z aresztu, płacąc przy tym pokaźną kaucję, przez co mogłaś zapomnieć o naprawieniu swojego ukochanego samochodu.

- Oddam ci pieniądze - oznajmił John, kiedy wreszcie spokojnie zasiadł za kierownicą Impali.

- Daj sobie spokój. Jak w ogóle mogłeś dać się złapać?

- Okazuje się po raz kolejny, że kompletnie nie mam ręki do dzieci - uśmiechnął się ze zmęczeniem. - Natknąłem się tam na dwójkę obściskujących się dzieciaków i mało delikatnie kazałem się im wynosić. Więc doniosły na mnie na policję. Przynajmniej miałem z tym szczęście, że nie zdążyłem odnaleźć grobu, bo już pewnie nie udałoby ci się ugłaskać tego gliniarza. Z kolei nie wiedziałem, że potrafisz tak kłamać, że w końcu sam ten Marx chyba zgłupiał.

Roześmiałaś się i oparłaś głowę na jego silnym ramieniu.

- I to jest właśnie jedna z najlepszych broni kobiety. Facet nigdy nie wie, kiedy okręca się go sobie wokół małego palca.

Supernatural. Over and Over Again.Where stories live. Discover now