Rozdział 74

289 29 21
                                    

Mard Geer przetarł dłonią przepocone czoło, po czym pociągnął po raz ostatni ciało Jackala do piwnicy. Zmęczony opadł na krzesło, kierując wzrok ku starej, migającej lampie, przy której latała zabłąkana ćma. Rozłożył się wygodnie, zastanawiając się, co może począć dalej. Zignorował rozkazy Zerefa, choć nadal uważał, że postąpił słusznie. Zabicie Jackala było jedyną opcją, która mogła mu pozwolić na dalsze działanie w spokoju. Ludzie o własnych ambicjach nie mieli miejsca przy wielkich przywódcach. Zadaniem sługi było służyć, nie słuchać serca czy własnych przekonań.

— Jak myślisz, Laxusie? — zapytał nadal nieprzytomnego mężczyznę. — Czy mój pan wybaczy mi ten haniebny czyn? Czy ty nam wybaczysz, jeśli powiemy ci, że nie wiedzieliśmy o planach Jackala? — Zaśmiał się. — Pewnie nie.

Wstał, przeciągając się. Zmęczony czy nie, w zakresie jego obowiązków należało być przy Zerefie i służyć mu, gdy ten będzie potrzebował pomocy. Teraz, gdy Zeref stał się nowym władcą Varii, przybyły dotąd nieznane zadania, którym musiał podołać. Dlatego zamknął na wszystkie zamki dawną rezydencję i ruszył na spotkanie z Zerefem. W mieście panowało poruszenie i niezgodna. Nasłuchując się plotek, mógł wywnioskować, że państwo przez wybryk Jackala podzieliło się na dwa obozy. Jedni widzieli spisek w tym, co się stało (i mieli rację), drudzy wiernie bronili nowego przywódcę. Dla Mard'a nie miały one najmniejszego znaczenia, póki kończyły się tylko na zwykłych teoriach i przypuszczeniach.

Do pałacu dostał się bez jakichkolwiek trudności. Podejrzewał, że Zeref ostrzegł strażników o pojawieniu się kogoś obcego. Dziękował panu za pamięć. Wierzył z całego serca w Zerefa, ale nawet w jego sercu kiełkowały wątpliwości i obawy, że jest tylko nic nieznaczącą zabawką — na szczęście mylił się.

Podszedł pod sam pokój Wielkiego Przywódcy i zapukał czterokrotnie. Kiedy usłyszał niewyraźne „proszę", strażnicy wpuścili go do środka. Stanął na środku pokoju, wcześniej bacznie przyglądając się ludziom, z którymi przebywał jego pan na co dzień. Jednak gdy tylko ujrzał Zerefa, odebrało mu mowę. Poruszał nieznacznie wargami, przyglądając się z podziwem na czerwono—biały mundur z wyszywanymi emblematami i złotymi naszywkami, którymi był ozdobiony materiał. Tradycyjny ubiór prezentował się na Zerefie wspaniale, jakby specjalnie dla niego został stworzony, jakby urodził się po to, by go nosić. Wyobrażał sobie wiele razy, że ujrzy pana spełniającego swe marzenie, ale nigdy nie sądził, że to marzenie było w rzeczywistości powinnością Zerefa.

— O co chodzi? — Ciszę przerwał Zeref. — Coś się stało?

— Nie... To znaczy, tak. — Zaplątał się we własnych słowach. — Wyglądasz oszałamiająco, panie. — Ukłonił się.

Na twarzy młodszego Dragneela zagościł ciepły uśmiech.

— Tak sądzisz? — Przyjrzał się ozdobnemu ubiorowi. — Czuję się trochę jak klaun, ale jesteś szczery, więc ci wierzę.

— Dziękuję.

— Wyjdźcie! — nakazał strażnikom, by ich zostawili.

Dwaj mężczyźni posłusznie ukłonili się i wyszli z pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi.

— A jak się mają sprawy z naszymi przyjaciółmi? — spytał Zeref, spoglądając na dokumenty, które przed nim leżały.

— Laxus nadal śpi, postanowiłem go oddać do oddziału naszego przyjaciela, który stacjonuje na wschodnim froncie.

— Czyli nie pozbyłeś się go?

— Nie. — Pokręcił głową. — Przepraszam, ale uznałem, że gdybyśmy coś takiego uczynili, to... — Zawahał się.

[z] Paranormal Activity ClubOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz