Rozdział 72

227 29 9
                                    

Całą noc spędziła na zamartwianiu się. Telewizja nie działała od samego wieczora, w radiu wciąż nadawali piosenki patriotyczne, a na książce nie w sposób było się skupić. Dlatego Mirajane siedziała skulona na łóżku, przez kilka godzin spoglądając w jeden punkt na ścianie. Zza okien dobiegały do niej hałasy młodych uliczników, którzy wybrali się na napad najbliższego sklepu z żywnością.

Mirajane bała się. Z początku radość, że ponownie ujrzy siostrę odebrała jej cały rozsądek, by później przypomnieć, że przecież jeszcze nie uratowała Lisanny. Skuliła się w pozycję płodową i załkała. Tak bardzo martwiła się o swoją siostrzyczkę. Od kiedy tylko Lisanna i Liliana się narodziły, nie widziała świata poza nimi. Rodzice nie interesowali się dziećmi, więc najstarsza z rodzeństwa musiała pełnić rolę siostry i matki. Kochała całą trójkę, ale jedno z nich musiało zostać jej odebrane, a to wszystko stało się przez Dragneela.

Wściekła chwyciła poduszkę i cisnęła nią o ścianę. Szarpnęła za włosy. Serce biło jej jak szalone z nienawiści do Dragneelów, którzy okazywali się wabikiem na wszelkie nieszczęścia. Wiedziała, że teraz musi trzymać Lisannę z daleko od kłopotów, chronić ją jeszcze mocniej... Tak... Tak musiała uczynić.

Nagle rozległo się pukanie do drzwi.

Do środka weszła pokojówka, niosąc na tacy śniadanie dla Mirajane. Kobieta przyjęła je i syknęła tylko:

– Idź stąd!

Pokojówka ukłoniła się i wyszła z pomieszczenia.

Mirajene podniosła pokrywkę, jednak z obrzydzeniem spojrzała na jedzenie. Nie wyglądało niesmacznie, ale na samą myśl o tym, co może przeżywać teraz Lisanna, odechciało jej się jeść. Dlatego położyła tacę, po czym usiadła na skraju łóżka. Przykryła się kołdrą, zanurzając się w cieple, które doznała. Dopiero w tym momencie zrozumiała, jak zimno jej było przez ten cały czas.

– Czy tobie też jest zimno, siostrzyczko? – zapytała.

Po kilku godzinach siedzenia bezczynnie, zdjęła z siebie nakrycie i przebrała się w wygodniejsze ubranie. Spakowała trochę jedzenia do kieszeni i przyczepiła do uda butelkę z wodą, a pistolet schowała zza pas. Przyznała, że jest gotowa.

Wyszła z hotelu i skierowała się w stronę pałacu królewskiego. Hotel znajdował się tylko pół kilometra od miejsca, do którego zmierzała kobieta. Nie zamierzała tracić czasu na załatwianie zbędnych taksówek, więc piesza wędrówka była najlepszą z opcji. Nikogo nie dziwił widok kobiety ubranej w wygodnie spodnie oraz luźną koszulę i bluzę. Wielu podejrzewało, że piękna dama chowa gdzieś broń, ale w tych ciężkich czasach była to rzecz tak powszechna, że nikomu nie zdawało się to przeszkadzać.

Kiedy Mirajane doszła pod pałac, rozejrzała się, sprawdzając, czy nikt nie zainteresował się jej osobą. Podążała zgodnie ze wskazówkami, które dostała od Mard Geera, dlatego przybyła na miejsce o wyznaczonej porze.

Podeszła do bramy i wypowiedziała szeptem znane hasło. Wrota otworzyły się, a ona weszła do środka, rozglądając się dookoła. W jej najbliższej okolicy faktycznie nie było żadnej straży. Sam budynek wyglądał raczej skromnie, jak na pałac królewski. Podejrzewała, że wszelkie kosztowności zostały zgarnięte przez rewolucjonistów. Przeszła kawałek korytarzem, gdy obrzydliwy odór dotarł do jej nozdrzy. Skrzywiła się, nie mogąc znieść obrzydliwego zapachu. Złapała się za brzuch, nie dając rady dłużej się powstrzymać. Wymiotowała na bordowy dywan.

– Cholera, co tu się dzieje? – spytała w momencie, gdy w odległości kilku metrów przebiegł zauważyła migający cień. Z początku nie rozpoznała osoby, która uciekała w przeciwnym kierunku, ale później rozpoznała w niej Laxusa.

[z] Paranormal Activity ClubOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz