Rozdział 34

531 54 8
                                    

Drżał. Jego ciało pociło się, a uśmiech, który wcześniej nie schodził mu z twarzy, teraz stał się głupim grymasem, mówiącym „Ja chcę wysiąść". Nie byłoby nic go w takim zachowaniu, gdyby nie to, że przed kilkoma sekundami udało się wydostać z więzienia. Obecność zastępcy szefa, całkowicie odebrała mu mowę. Czując na swoim karku surowy oddech „Księcia", odchodził od zmysłów. Kara zbliżała się nieuchronnie, a nic i nikt nie było w stanie go uratować.

– Jak tam wycieczka, Delioro? – zapytał „szofer".

– Cudownie, Mard Geer – odpowiedział były więzień. – Ta pani adwokat to takie babsko, że brałbym dniami i nocami.

– Jak dla mnie, to prędzej ona by cię obrzezała, a później zrobiła z ciebie niewolnika – odezwał się policjant, który wcześniej wsiadł do wozu, celem kilkudniowego pilnowania Deliory. – I dziwi mnie tylko, że ona także posiada kryptonim. Pewnie siedzi w tym całym przedsięwzięciu.

Policjant zdjął czapkę, a następnie zaczął nią machać po aucie, aż wyleciała mu z rąk i uderzyła daszkiem w kierowcę.

– Niech cię, Jackal – syknął Mard Geer. – Nie masz pięciu lat, by się bawić.

Prychnął, udając obrażonego.

– To ja specjalnie dla was wybieram się na tak niebezpieczną misję, a wy tutaj mnie obrażacie!

– To było twoje zadanie! – przypomniał mu rosły mężczyzna.

– A twoim było zabić te trzy dziwki i nie wpakować nas w kłopoty! – krzyknął na całe auto.

– Nie denerwuj się, Jackal. – Jego spokojna twarz wyrażała większą grozę i zło, niż mogłoby się wydawać. Czarne jak smoła włosy opadały swobodnie na ramiona, gdy tylko zdjął z głowy charakterystyczną czapkę dla szoferów. – Nasz pan już wie o jego niepowodzeniu, więc ma dla niego nowe zadanie.

Zaśmiał się Jackal, wygodnie rozkładając się na fotelu.

– Już nie mogę się doczekać miny Deliory, gdy dowie się, jaką ma misję. – Rozejrzał się niewinnie po aucie, po czym przybliżył się do siedzenia kierowcy i zapytał niepewnie: – A co robimy z resztą? I jak go stąd wywieziemy?

Mard Geer zachichotał, skręcając w jedną z pobocznych alejek. Satysfakcja, jaką czerpał z tej zabawy, nie miała granic. Był najbliżej swojego pana, więc znał jego zamiary i cel, jaki mu przyświeca, więc z jeszcze większą ochotą spełniał rozkazy.

– Magnolia to miasto masek. Nikt nie jest tym, za kogo się podaje! – krzyknął szaleńczo czarnowłosy. – Kyoka już od dawna infiltruje od wewnątrz całe więzienie, więc bez problemu zadbała o to małe urządzonko.

Jackal niepewnie spojrzał na kostkę byłego więźnia.

– Fałszywka – rzekł, wyszczerzając zęby. – Wszyscy, dążąc do życzenia naszego pana, zrobimy wszystko, by dotrzeć do zakończenia, którego pragniemy.

– To już się dzieje, sługo – zaczął Mard Geer. – Jesteśmy coraz bliżej celu. Odbierzemy wszystko Igneelowi i Acnologii.

***

Levy siedziała na werandzie rezydencji jej ojca, popijając kolejną filiżankę zielonej herbaty. Patrząc na zachodzące słońce, coraz mocniej okrywała się kocem, czując nadchodzące zimno. Jej włosy były upięte w mały kok, dzięki czemu jesienny wiatr nie zrobił z nich całkowitej szopy.

W końcu spokój i cisza. Sam dzień był nadzwyczaj normalny. Żadnych trupów, żadnych zagadek i problemów, a wszystko dzięki temu, że nie było Lucy w szkole. Głupio się czuła z własnymi myślami, lecz miała wrażenie, że bez Dragneel jej życie powoli staje się coraz lepsze.

[z] Paranormal Activity ClubOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz