Rozdział 70

222 29 3
                                    

– Co planujesz? – spytał przerażony Droy.

– W ramach pokuty zaczęłam wolontariat w domu dla starców. Mimo że Gajeel rozwiał moje wątpliwości odnośnie śmierci prawdziwego Gajeela, to nadal czuję się winna. Uciekałam zbyt długo – powiedziała ciszej. – Czas stanąć naprzeciw zagrożeniu. Nie za rok, nie za dwa, a może i nawet nie za pięć, ale zrobię wszystko, by odbudować Magnolię. Ten sam cel ma „Siedem Smoków" i miało „Fairy Tail", ale nigdy nie działaliśmy razem.

– Panienko... – rzekli równocześnie członkowie ShenLong.

– Powiedzcie także, że od dziś ShenLong przestaje istnieć – kontynuowała. – Jak tylko dostanę pieniądze z polisy ojca, to przeznaczę je na pomoc dla wszystkich dzielnic. Potrzeba nam fabryk, nowych miejsc pracy, nawet najlżejszych. Do roboty!

– Tak jest!

Jet i Droy wyszli.

W tym czasie Levy wróciła do swojego pokoju i przebrała się w bardziej wygodne ubrania. Założyła prosty strój dresowy do biegania, zakładając na biodrach pas z bronią. Kilka ostrzy włożyła tuż obok pistoletu, a wszystko zasłoniła grubą, granatową bluzą. Gotowa poszła w kierunku przedpokoju, w którym zaczęli tłoczyć się zaniepokojeni członkowie dawnego ShenLong. Usilnie próbowali dowiedzieć się od Levy, dlaczego podjęła taką decyzję. Jednak ona tylko stanęła przed nimi i wyjęła pistolet za pasa. Wymierzyła i wystrzeliła w drewniany słup; wszyscy oniemieli.

Zaskoczeni wbili wzrok w Levy, po czym zlęknieni cofnęli się kilka kroków. McGarden posłała im ciepły uśmiech i wtedy dopiero zaczęła swoje przemówienie:

– Jeśli mam to, co pozostawił mój ojciec, muszę zniszczyć ShenLong. Znałam i kochałam naszego szefa, ale, jak wszyscy, trzymał w ukryciu swoje sekrety. Po jego śmierci byłam zagubiona i nadal jestem, lecz nie mogę się poddać. Wiele osób walczy o Magnolię, walczy o Fiore, więc czemu my mielibyśmy być gorsi? Staniemy się „Fairy Tail". Nie dlaczego że pragniemy istnieć wraz z misją tej organizacji, ale dlatego że chcemy pokazać naszą siłę. Zdejmijmy maski i przestańmy się już ukrywać. Do broni!

– Tak jest! – krzyknęli równocześnie członkowie.

Gromada mężczyzn rzuciła się w kierunku piwnicy, z której po kolei zaczęli wyjmować magazynki, pistolety i karabiny maszynowe. Każdy z nich nie wahał się zabrać więcej niż nie był w stanie unieść. Tylko Levy pozostała przy tym, co wzięła wcześniej. Kiedy byli już gotowi, wpakowali się w kolejne samochody i wyjechali w kierunku Dictrict Hell. Ich wyjazd zrobił niemałą aferę wśród sąsiadów, lecz nikt nawet nie śmiał zgłosić sprawy na policję czy do innych organów ścigania. Po cichu schowali się w domach, czekając, aż karawan samochodów przejedzie.

Levy wybrała najkrótszą drogę do opuszczonego dworca kolejowego. Jedyny problem stanowił przejazd przez Dictrict Hell, w którym to ciekawość ludzi mogłaby zaprowadzić ich do miejsca spotkania trzech organizacji. Prychnęła, nie chcąc się martwić na zaś.

Przejechali przez część klubową, przez którą zostali znacząco spowolnieni. Kolorowe neony raziły ich w oczy, uliczne prostytutki zachęcały do skorzystania z ich usług, lecz ostre słowa Levy zaraz je uciszały. Nieopodal zaczynała się część mieszkalna. Budynki wołały o pomstę do nieba. Wyglądały tak jakby miały za chwilę runąć, wraz ze swoimi mieszkańcami. Szyby były powybijane, pijacy i żebracy tłoczyli się w ciasnych uliczkach między blokami, a uzbrojeni chuligani chodzili zbierać hazard dla swojego szefa, strasząc bezbronnych ludzi. Jakaś kobieta krzyczała w amoku, jakby zażycie kolejnej dawki narkotyków uwolniło w niej zwierzęcy instynkt.

– Czy to miejsce zawsze tak wyglądało? – spytała Levy.

– Nie, potrafiło być jeszcze gorzej – odpowiedział Jet. – Nie zmieni się wszystko, Levy.

[z] Paranormal Activity ClubOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz