XLV

700 43 15
                                    

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.




"Uważaj by ro­biąc mi na złość
nie zro­bić so­bie większej krzywdy."



Podobno zbyt łatwo się nie wraca do świata żywych. Zwłaszcza, gdy było się zawieszonym pomiędzy życiem, a śmiercią. Ludzie mnie podziwiali. A raczej to jak zaczęłam szybko funkcjonować. To, że żyłam i nie oglądałam się do tyłu. A ja chcąc, nie chcąc musiałam iść do przodu. Dostałam tyle ważnych informacji, groziła nam wojna. Musiałam ochronić tych wszystkich ludzi. Mimo, że moje ciało było osłabione, znajdowało się na nim mnóstwo siniaków i ledwo chodziłam szłam przed siebie z dumnie uniesioną głową. Każde spojrzenie kontrowałam, nie uginałam się. Nie wypadało, a może nie chciałam? Może z dnia na dzień robiłam się pyszna? Nie wiedziałam. Miałam mnóstwo pytań, a tak mało odpowiedzi. Krótkie, czarne spodenki opinały moje jędrne pośladki, a czarne zakolanówki w większości zakrywały rany bitewne. Czarne trampki dumnie połyskiwały na moich stopach. Jasno niebieska tunika z herbem klanu lekko powiewała na wietrze. Włosy spięte w ciasny kok nie dawały twarzy ochrony. Mieszkańcy rozsuwali się robiąc mi drogę, a ja? Śpieszyłam się, o ile mój chód można było nazwać szybkim. Nadal rany mi dokuczały przez co momentami kąciki mych warg wykrzywiały się w grymasie. Jak na złość medyczne ninjutsu niewiele się zdało. Mało jakie techniki medyczne na mnie działały, nie wiedzieć czemu. Dlatego musiałam nauczyć leczyć się sama jak zwykły człowiek. A to było nader irytujące. Jedynie sama siebie mogłam leczyć, co dawało efekty. Inni już niekoniecznie. Możliwe, że było tak za sprawą wilka który tkwił wewnątrz mnie. Weszłam do niewielkiego budynku który był moją kwaterą. Przemierzyłam korytarze, by skierować się do właściwego. Chwilę później nacisnęłam mosiężną klamkę, zapadka ustąpiła pod ciężarem mojej dłoni, a drzwi otwarły się na oścież. Nim wkroczyłam do pomieszczenia zlustrowałam je uważnie wzrokiem w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów które oznajmiłyby, że był ktoś nieproszony. Nie znalazłszy takich śladów niepewnie wkroczyłam. Szybko zamknęłam za sobą dębowe drzwi. W ten sposób odgrodziłam się od innych i zostałam sama. Tak naprawdę sama. Nie mógł tutaj wejść byle kto, z byle jakiego powodu. Dlatego często się ostatnim czasem tutaj udawałam. Najzwyczajniej w świecie chciałam wiele przemyśleć, a tylko tutaj miałam okazje. Nagle z cienia wyłoniła sie dobrze znana mi osoba. Uniosłam brew. Mężczyzna był coraz lepszy w maskowaniu swojej chakry jak i ukrywaniu się. Obkrążyłam wolnym krokiem biurko po czym zasiadłam za nim na miękkim fotelu. Przez chwilę studiowałam nawał papierów który rósł z każdym dniem. A ja nie miałam serca się do niego zabrać jak i siły, aby cokolwiek czytać i podpisywać. Tym bardziej do myślenia. W końcu trzeba mądrze rządzić, aby nie narobić szkód. Zmarszczyłam brwi, przeniosłam wzrok na swojego zaufanego człowieka.

- Tak Shiro? - kącik mych ust uniósł się do góry. Zamaskowany mężczyzna skłonił się z szacunkiem. Chwilę przyglądał mi się swoimi świecącymi oczyma jakby zastanawiając się ile może mi powiedzieć w tym stanie. Dostrzegłszy pewność siebie jak i zdecydowanie poczułam triumf. Był człowiek który nie bacząc na mój stan zdrowia nie traktował mnie jak jajka które w każdej chwili może się potłuc.

Sharingan UzumakiWhere stories live. Discover now