V

2.5K 142 18
                                    

- Co się stało Fumiko? - popatrzył na mnie z uwagą. Oparł się łokciami o blat stołu, splótł palce i oparł o nie podbródek. Zmarszczyłam nos. Nonszalancko stanęłam w rozkroku. Byłam zła. To było mało powiedziane.

- Co się stało? To ja zaraz powiem hokage co się stało. Ten cały Uchiha działa mi na nerwy. Non stop za mną łazi, gapi się i śledzi. Mam tego dosyć. Po drugie, czy ja jestem o coś podejrzana, że cały czas ktoś mnie obserwuje? - zmarszczyłam brwi. Założyłam rękę na rękę, a zielonymi oczyma wpatrywałam się w nieruchomą twarz Namikaze. Słysząc z jego ust westchnienie poczułam cień poczucia winy.

- Naprawdę przepraszam cie Fumiko. Widzisz u nas działa też korzeń pod rządami Danzou. Zapewne oni mogą cie śledzić. A do Itachiego... Powierzyłem mu takie zadanie. Może wykonuje je nieco nadgorliwie, ale chcę żebyś się zaaklimatyzowała u nas, a co najważniejsze była bezpieczna.  Doszły mnie słuchy, że jonini z byłej wioski cie tropią. - słysząc ostatnie zdanie przełknęłam głośno ślinę. To była prawda lecz nie zamierzałam nikomu o tym mówić. Sama bym się zajęła tymi nieudacznikami. Zaczęłam wędrować po niewielkim pomieszczeniu w te i we wte.

- Widzisz hokage-sama... Moja wioska tak łatwo nie oddaje utalentowanych shinobi... Dlatego mnie tropią. Wiem jedno. Nie chcę tam wracać nawet jak opuszczę waszą wioskę.

- No dobrze Fumiko, będę miał to na uwadze. Powiedz mi tylko dlaczego nie chcesz, żeby Itachi cie chronił? - A więc jednak, rozszyfrował, że tak naprawdę chodzi mi o to. Inteligentny z niego facet. Przemknęło mi przez głowę. Minimalnie przekrzywiłam głowę. Robiłam rachunek za i przeciw. W końcu postanowiłam powiedzieć tylko to co jest konieczne.

- Zanim powiem coś więcej, chciałabym prosić o zgodę na stworzenie bariery.

- Dobrze. Widzę, że to poważny temat. - wykonałam kilka pieczęci, a następnie cicho szepnęłam.

- Supai ni taisuru shōheki - moim oczom ukazała się błękitna poświata która zaczęła otaczać nasze najbliższe otoczenie. Gdy była już ukończona lekko się uśmiechnęłam do Minato. Widziałam jego zaskoczenie. W końcu niewielu umie zrobić barierę niedostępną dla szpiegów.

- A więc? Dlaczego? - wpatrywał się we mnie tymi swoimi błękitnymi oczyma. Westchnęłam. Przymknęłam powieki.

- Powiem tylko tyle ile to konieczne. Zaczęło się od tego, gdy moja matka Shiumi była młodą kobietą została zgwałcona przez jednego z członków klanu Uchiha. Oczywiście zaciążyła. Nie wyobrażała sobie usunąć dziecka mimo, że była to dla niej ogromna trauma. I urodziłam się ja. Tylko jakiś odmieniec. Zamiast czerwonych włosów miałam białe. Nawet nie czarne. Do dziś nie wiem dlaczego. Kontynuując. W wieku pięciu lat aktywowałam sharingana... Jak pan wie, na skutek przykrych doświadczeń, czy też straty. Przez te oczy matka znienawidziła mnie jeszcze bardziej. Krótko po tym wydarzeniu odebrała sobie życie.... Każdego dnia przypominałam jej tragedie sprzed laty. Nienawidziła klanu Uchiha. Ja również... Odebrał mi rodzinę i miłość rodziny... Dlatego nie chcę mieć styczności z tymi ludźmi... - wymamrotałam. Czułam jak wszystkie emocje od złości przez smutek mnie wypełniają. Nie panowałam nad swoimi oczami. Emocje były za silne. Już samo mówienie skróconej wersji wywoływały we mnie bardzo silne uczucia. Dlatego, gdy spojrzałam się na mężczyznę w moich oczach można było dojrzeć sharingan. Szybko zasłoniłam dłonią oczy. Po policzku spłynęła mi samotna łza. Szybko starłam ją nasadą dłoni. Kilkukrotnie zamrugałam. Gdy ponownie na niego spojrzałam moje oczy przybrały naturalny kolor oczów.

- Rozumiem. Postaram się dać ci kogoś innego chociaż dbając o twoje bezpieczeństwo preferowałbym Itachiego, albo Shisuiego. - mruknął dalej mnie obserwując. Wsunęłam dłonie do kieszeni. Nie wiedziałam co odpowiedzieć.

Sharingan UzumakiWhere stories live. Discover now