XLIV

659 49 7
                                    

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.



"Czy śmierć oso­by blis­kiej pot­ra­fi zmienić dru­giego człowieka?"



Ciężko dyszałam, a włosy zachodziły mi na twarz. Czułam potworny ból serca jednak nie chciałam sobie pozwolić na słabości. Z ledwością uniknęłam ciosu.  Moje nogi były niczym z waty, a ciało pokrywała gruba warstwa brudu. Otarłam wierzchem dłoni twarz. Nie spodziewałam się tak silnego przeciwnika. Pieczęcie na niewiele się zdawały. Gdybym tylko mogła dotknąć przeciwnika byłby koniec jednak on konsekwentnie unikał moich ciosów. Uniosłam wzrok. Spojrzałam na lekko skruszoną maskę. Tak niewiele brakowało, abym się dowiedziała kto to jest. Niespodziewany kopniak w brzuch posłał mnie na skraj naszego pola do walki. Jęknęłam jednocześnie łapiąc się za brzuch. Z ust wyplułam niewielką ilość krwi. Powoli dźwignęłam się z ziemi. Moje ciało już dawno nie pamiętało kiedy ostatni raz znajdowałam się w takiej sytuacji. Skopana, ledwo żywa w dodatku niemal nieznośnym bólem serca. Miałam wrażenie, że zaraz je wypluje. Nogi drżały, a ręce ledwo dawały radę, aby unieść mój ciężar jednak konsekwentnie parłam do przodu. Cholera byłam przecież Uzumaki. Nie mogłam się poddać tak łatwo. Miałam cholernego asa w rękawie jednak chyba go nie wykorzystam. Nie miałam ani siły, ani zbyt dużych pokładów chakry. Udało mi się ściągnąć notki do połowy ud jednak dalej nie umiałam. Jakby była jakaś pieprzona blokada. Uniosłam wzrok zielonych tęczówek. Mężczyzna stał niewzruszony i przyglądał się z rozbawieniem jak mozolnie próbuję się pozbierać z ziemi.

- Widzę, że twoje kroki zaraz się zakończą - wyprostował tułowie, a w dłoni błysnął kunai. Zacisnęłam palce na swoim. Musiałam się tylko teleportować. Nie dać się zabić. Przecież to nie może, być aż tak trudne. Prawda? Przecież ludzie sztuke przetrwania mają od urodzenia. A ja chciałam przetrwać, żyć. Więc powinnam obronić się z łatwością, prawda? Oh jaka ja jestem naiwna. Każdy ma przecież własny limit. Przecież nikt całego życia nie przetrwa. Każdy na końcu się potyka i zostaje wycofany ze sceny. Czyżby i na mnie przyszedł czas? Jeżeli tak to miałam nadzieję, że umrę godnie. Nie chciałam błagać o litość. To takie żałosne. Całe  życie zabijałam bez cienia litości. Nie zastanawiałam się co może czuć druga osoba, a teraz? Teraz nie czułam zupełnie nic. Żadnego lęku przed śmiercią. Wielu się bało jednak jeżeli można było powiedzieć coś o mnie to byłam nieuleczalnie głupia. Przecież nie można było tego nazwać odwagą. Tylko głupcy się nie boją, a ja się do nich zaliczałam. Widząc zamaskowanego ninja biegnącego w moją stronę przymknęłam powieki. To był ten moment. Pomodliłam się w duchu, a odrobinę chakry. Przed samym ciosem użytkownika skaringana z mojego ciała wydobyły się łańcuchy z chakry trafiając go centralnie w serce. Po tej technice moje nogi zadrżały, straciłam pewne oparcie w stopach. Pozwoliłam ciału opaść jednak kilka centymetrów przed zderzeniem z ziemią czyjeś dłonie złapały mnie nie pozwalając upaść. Przymknęłam powieki. Czułam niesamowite zmęczenie. Chciałam zapaść w ciemność i nie budzić się przynajmniej przez miesiąc. Minimalnie otwarłam powieki. Widząc jak mój wróg żyje i ma się dobrze rozwarłam minimalnie usta. Jak to możliwe? Refleksja nadeszła dość szybko. Izanagi. A więc nie myliłam się co do jego niecnych zamiarów.

Sharingan UzumakiWhere stories live. Discover now