Rozdział trzydziesty trzeci

213 43 5
                                    

Notka na dole

Londyn, 24 grudnia 1941r.

Od rana byłem strasznie podekscytowany.

Edward dostał wolne i obiecał przyjść do mnie wcześniej by wszystko uszykować na nasze święta. Odliczałem czas, aż skończy się moja zmiana. Pierwszy raz od dawna to nie ja zostaje w szpitalu przez całe Boże Narodzenie. Pożegnałem się z wszystkimi i szybko ruszyłem do domu. Co jakiś czas machinalnie odwracałem się za siebie i rozglądałem. Nie chciałem by Paul zepsuł nam święta. Tylko tego mi było potrzeba.

Droga minęła mi zdecydowanie szybciej. Chciałem być już przy nim i go przytulać. Wbiegłem na klatkę schodową i cicho otworzyłem drzwi. Dałem mu niedawno klucze, by mógł tu wchodzić, kiedy tylko będzie chciał, ufałem mu.

Usłyszałem muzykę dobiegającą z kuchni. Starałem się wejść tam niezauważony. Edward stał w fartuszku przy blacie i kołysał biodrami w rytm świątecznej piosenki. Zakradłem się cicho i położyłem dłonie w jego pasie. Mężczyzna przestraszył się i aż podskoczył.

„Dzień Dobry, Kochanie."

Pocałowałem go w ramię. Byłem od niego niższy i świadomy jak komicznie musze przy nim wyglądać.

„William! Miałeś być za piętnaście minut!"

Oburzył się, ale na jego ustach nadal widniał szeroki uśmiech.

„Nie cieszysz się, że mnie widzisz?"

Mocno go objąłem i stanąłem na palcach by dosięgnąć do jego ust. Oddał pocałunek, a ja nie potrafiłem się nie uśmiechnąć. Z każdą chwilą robił się coraz bardziej śmielszy, a mi się to tak bardzo podobało.

„Bardzo się cieszę, ale nie zdążyłem wszystkiego zrobić"

Przyznał i odwrócił się w stronę szafki.

„Muszę jeszcze dokończyć pudding."

„Chciałbym Ci pomóc, ale wiesz, że tylko bym ci przeszkadzał."

Zaśmiałem się i usiadłem na blacie. Przyglądałem mu się z szerokim uśmiechem. Był taki piękny i mądry. Mogłem z nim o wszystkim porozmawiać, był po prostu ideałem. Chwyciłem go za fartuszek i przyciągnąłem do siebie. Stanął pomiędzy moimi nogami, a ja wbiłem się w jego usta. Mógłbym go cały czas całować i nigdy by mi się to nie znudziło.

„Will..."

Wysapał rozbawiony.

„Zrobiłem obiad dla Ciebie."

Odsunął się i zaczął nakładać mi jedzenie na talerz.

Siedziałem przy stole i jadłem posiłek, co chwilę na niego spoglądając. Nagle odwrócił się szybko i pobiegł do salonu. Wrócił z kopertą w dłoni.

„Całkowicie o tym zapomniałem!"

Położył ją na stole. Chwyciłem ją i obejrzałem z każdej strony, nie była podpisana.

„Leżała na wycieraczce."

Wyjaśnił, a ja zaniepokoiłem się. Takie wiadomości rzadko oznaczały coś dobrego. Odniosłem talerz do zlewu i powoli wróciłem na krzesło. Nie wiedziałem czy chcę otworzyć tę kopertę, bałem się jej zawartości.

Rozdarłem powoli papier i wyciągnąłem trzęsącymi się dłońmi małą, kolorową kartkę. Na przodzie znajdowała się choinka, a pod nią parę idealnie zapakowanych prezentów. Odwróciłem ją, a moje oczy zaatakowało znane pismo. Idealne, pochylone litery i duże zawijasy przy "y".

William x EdwardWhere stories live. Discover now