Rozdział dwunasty

223 40 5
                                    

Rozdział nie pasuje do dalszej fabuły. Przepraszam za to, historia sama się tak potoczyła ;)

Londyn, 24 maja 1965r.


Edward nie potrafił tego wszystkiego znieść. Czytanie myśli należących do jego męża go bolało. Co chwilę płakał i nie mógł uwierzyć, że to naprawdę był człowiek, z którym spędził tyle wspólnych lat.

Każda wzmianka o Ericu bolała go coraz bardziej. Nie mógł tego wytrzymać. On go tak bardzo kochał. Co się z nim stało? Czy... Czy William go zabił?

Podczas kłótni Lottie wykrzyczała mu to w twarz. W końcu znała swojego brata. Czy on był do tego zdolny? Czy mógłby skrzywdzić kogoś, kogo tak bardzo kochał?

Ed był na siebie zły, że przez te lata nie był w stanie zobaczyć drugiej twarzy swojego ukochanego. Znał go od dwudziestu pięciu lat i nic nie zauważył. Czy naprawdę był taki ślepy? Może po prostu nie chciał odkryć jego tajemnicy? To wszystko go przerażało.

Tak naprawdę nic nie wiedział o czasach młodości swojego partnera. Nigdy nic mu nie mówił, a gdy tylko Schmidt poruszył ten temat, był równie szybko zmieniany.

Kędzierzawy siedział w ich wspólnej sypialni i cicho płakał. Jego twarz była cała czerwona od łez. Przez dziewięć dni jego cały świat runął w gruzach. Wszystko, co znał i kochał, runęło. Już nie był niczego pewien.

Tak bardzo chciał wierzyć w uczucie, którym darzył go Will. Ale w końcu on był takim dobrym aktorem. Czy przez te wspólne lata on chociaż przez chwilę go kochał? Tak bardzo bał się poznać odpowiedzi. Bał się, że związał się z, mężczyzną, który w ogóle go nie kochał.

Nie przerażało go to, że zabijał, nie to, że może go zabić. Bał się tego, że on nigdy go nie kochał. Że jego uczucia nie były odwzajemnione, a te wszystkie lata spędzili tylko z przyzwyczajenia.

Mężczyzna skulił się na łóżku i jeszcze przez dłuższy czas nie mógł zasnąć. Te wszystkie nowe informacje błądziły mu po głowie. Mimowolnie parę łez spłynęło mu po policzku.

Był już zmęczony tym wszystkim. Zaczynał żałować, że w ogóle wszedł do tej szopy. Może lepiej byłoby zostawić to tak jak było? Może po prostu był za ciekawski i teraz będzie żałował tego do końca swojego życia?

W końcu udało mu się zasnąć. Przez ten czas naprawdę mało spał i dużo płakał. Od zawsze był nadwrażliwy i często tak dawał upust swoim emocją, ale zawsze obok niego był William, który ocierał jego łzy.

Nie było mu dane długo odpocząć. Zaczął miotać się na łóżku i krzyczeć. Nawet podczas snu nie mógł zapomnieć.

Podniósł się z łóżka i głośno dyszał. Coś mu się śniło. Nie pamiętał nawet dokładnie, co. Pamiętał tylko, że w jego śnie był William pokryty cudzą krwią i szeroko się do niego uśmiechający.

Londyn, 25 maja 1965r.

Dlaczego to wszystko nie mogło się okazać tylko złym snem? Dlaczego nie mógł się obudzić obok swojego ukochanego?

Williama w dalszym ciągu nie było, a on coraz bardziej się o niego martwił. Nie było go już tak długo. Zawsze znikał na parę dni, a nie trzy tygodnie. Bał się, że coś mogło mu się stać.

Czy to nie było dziwne? Właśnie się dowiedział, że miłość jego życia jest mordercą, a on się o niego martwi? Mimo wszystko, kochał go i nie chciał żeby stała się mu krzywda.

Zszedł powoli do kuchni, a jego serce mimowolnie biło szybciej. Codziennie miał nadzieję, że zobaczy go w ich kuchni. Codziennie również zawodził się i robił sobie kawę, którą pił w samotności.

William x EdwardWhere stories live. Discover now