Rozdział trzynasty

215 34 3
                                    

Londyn, 26 maja 1965r.

Ostatnie wydarzenia wpłynęły na Edwarda. Nie wiedział jak będzie w stanie spojrzeć swojemu mężowi prosto w oczy po tym, czego się dowiedział.

Dowiedział się o nim prawdy.

Poznał jego siostrę, przed którą prawdopodobnie go ukrywał.

Całkowicie załamał się psychicznie.

Pomimo, że nie miał siły pójść do szopy wiedział, że w końcu ciekawość weźmie górę i sprawdzi dalsze notatki. Bał się, czego nowego mógł się o nim dowiedzieć, choć był gotowy prawie na wszystko.

Próbował zająć swoje myśli wszystkim innym, tylko nie dziennikami. Posprzątał, zrobił pranie, ugotował obiad, chciał nawet poczytać książkę, ale nie był w stanie. Jego umysł cały czas podsyłał mu obrazy pomieszczenia.

Wyszedł z domu i powolnym krokiem ruszył do pomieszczenia za domem. Rękę już mu się nie trzęsły podczas otwierania kłódki jak wcześniej. Był spokojny i opanowany, pomimo burzy, jaka w nim szalała.

Nienawidził burz. Zawsze go przerażały i nie pozwalały spać. Na szczęście miał obok siebie swojego ukochanego, do którego zawsze mógł się przytulić.

Usiadł na zimnej podłodze i chwycił podniszczony dziennik, na którego okładce było wyryte „1932". Nawet nie wiedział, kiedy przeczytał go całego. Znów zaatakowały go luźne, pożółkłe kartki i parę zdjęć.

Sięgnął po kolejny notes z półki. Ten był wyjątkowo zniszczony i chudy, musiał przeżyć naprawdę dużo. Gdy tylko go otworzył w oczy rzuciły mu się skrawki kartek. Krzywo wyrwane, jakby w pośpiechu ze skrawkami papieru jeszcze pozostawionymi przy grzbiecie. Nie wiedział, co o tym myśleć. Był ciekawy, co takiego musiało się tam wcześniej znajdować, że zdecydował się pozbyć tych zapisków. Przez głowę przeleciało mu multum scenariuszy. Od kłótni z jego ówczesnym chłopakiem po kolejne makabryczne zbrodnie.

Przewijał pojedyncze wolne karki ze śladami po kleju i odbarwieniami w miejscach gdzie kiedyś musiały znajdować się zdjęcia.

Co stało się przez te sześć lat, które zostały wyrwane z pamiętnika, chyba nigdy się nie dowie.

Londyn, 12 października 1938r.

Pogubiłem się.

Nie myślałem, że moje życie w tak krótkim czasie może tak bardzo się zmienić.

Nie było mnie tylko chwilę, ale gdy wróciłem nikogo nie zastałem. Przywitał mnie pusty i chłodny dom. Nie wiedziałem, co mam o tym myśleć.

Lottie tak nagle wyjechała. Nawet mnie nie uprzedziła. Bałem się o nią. A co jeśli stała się jej krzywda? Nawet nie byłem w stanie jej pomóc. Nie wiem gdzie jest.

Mieszkanie samemu w tym domu jest okropne. Wydaje się jeszcze większy i bardziej opustoszały. Od dawna nikt nie zajął się nim tak jak powinien, przez co zaczynał straszyć swoim wyglądem. Pamiętam jeszcze, jaki był jasny i czysty za życia naszych rodziców. Przez ten czas ściany zdarzyły się zabrudzić, a meble pokryć lekkim kurzem. Nie wiedziałem nawet od jak dawna jej tu nie było.

Mój kontakt z Ericiem został jeszcze bardziej utrudniony. Zaczęli go przenosić z bazy do bazy. Miał coraz więcej szkoleń i lotów. Gdy tylko mogliśmy się spotkać opowiadał, jakie niebo jest śliczne. Był tym tak bardzo zafascynowany. Uwielbiałem na niego patrzeć, gdy o tym mówił, jego oczy wtedy błyszczały, a na ustach widniał szeroki uśmiech.

Niestety nie widziałem go od czerwca, a listy od niego przychodziły bardzo rzadko i za każdym razem z innego miejsca.

Londyn, 18 listopada 1938r.

Gdy wracałem ze szpitala na ulicy, aż roiło się od Żydów. Było ich coraz więcej, a z każdym tygodniem przybywało. Zaczęli przyjeżdżać do Anglii na jeszcze większą skalę niż było to w poprzednich latach.

Potrafiłem zrozumieć tych biednych ludzi. W Europie mieli coraz mniejsze wsparcie. Traktowali ich jak śmiecie. To było nie do pomyślenia. Przecież jest już XX wiek, a nie średniowiecze. Jak można było tak bardzo nienawidzić jednego narodu?

Ta sytuacja przypomniała mi tylko o rodzicach. Nie żyją już od ponad ośmiu lat, a ideologia, której byli wierni nadal istnieje. Ideologia, która ich zabiła.

Czy gdyby oni żyli, ja miałbym żonę i udawał idealnego męża, i Niemca? To byłoby niedorzeczne!

Teraz byłem dorosły i samodzielny. Musiałem polegać tylko na sobie i martwic się tylko o siebie. Miało to wiele plusów, ale samotność okropnie mi dokuczała.

Z listów od Erica dowiadywałem się okropnych wiadomości. Podobno na wschodzie było coraz gorzej, a oni zaczęli być przygotowywani na każdą możliwość. Pisał mi o tym, że wojna jest coraz bliżej. Bałem się. Nie wiedziałem, co dalej będzie. Martwiłem się, że może mu się coś stać. Nie dałbym sobie bez niego rady.

Londyn, 24 grudnia 1938r.

Mieszkanie samemu jest okropne.

Po całym ciężkim dniu w pracy wracam do zimnego i pustego mieszkania. Nie mam nawet, do kogo się odezwać. To mnie przytłacza.

Nie mam żadnej wiadomości od Lottie. Nie wiem gdzie jest, co robi czy jest bezpieczna. Nie wiem nawet, dlaczego wyjechała. Denerwuję się.

Bez niej tutaj jest tak pusto. Przywiązałem się do niej. Pomimo, że mamy po dwadzieścia osiem lat ja nadal nie czuję się dorosły. Wydaje mi się jakby czas nie płynął.

Może ona po prostu chciała się mnie pozbyć? Jest już dorosła, powinna pomyśleć też o sobie. Nie wiem.

Powinienem sprzedać ten dom i poszukać czegoś mniejszego, co łatwiej byłoby mi utrzymać. Tutaj jest tyle wspomnień. To boli.

Gdy codziennie mijam sypialnie rodziców, siostry. Pokój, w którym spędzałem czas z Ericiem.

Ci wszyscy ludzie odeszli. Umarli, wyprowadzili się. Nie ma ich już przy mnie, a ja tęsknie.

William x EdwardWhere stories live. Discover now