Rozdział szesnasty

207 35 6
                                    

Londyn, 15 czerwca 1939r.

W końcu już wszystko ogarnąłem. Co prawda zostało mi jeszcze kilka kartonów w rogu małego salonu, ale to nic.

Salon, kuchnia, łazienka, sypialnia i dodatkowy pokój, do którego wstawiłem biurko i aktualnie działał jak gabinet. Trzymałem w nim wszystkie mniej ważne rzeczy, których nie miałem gdzie ustawić.

Wszystko wydaję się tutaj takie idealne. Moi sąsiedzi są naprawdę mili. Gdy tylko męczyłem się by wnieść kartony po schodach jeden z nich zaproponował pomoc. Okazało się, że mieszka tuż nade mną. Wieczorem przyszedł wraz z żoną i córką by mnie powitać. To było tak miłe. Nigdy bym nawet nie mógł pomyśleć, że ludzie są tak życzliwi.

Pytali się, co mnie skłoniło do wyprowadzki i czym zajmuję się, na co dzień. Gdy tylko usłyszeli, że jestem lekarzem bardzo się ucieszyli. Powiedzieli, że zawsze dobrze mieć doktora pod dachem.

Pomimo, że miałem trochę dalej do pracy cieszyłem się z tego, że tu zamieszkałem. Już dawno powinienem się wyprowadzić i spróbować żyć sam.

Codziennie jeździłem do pracy metrem. Było to dosyć meczące, szczególnie, gdy był okropny tłok, ale uwielbiałem to. Nie wiem, dlaczego, pomimo takiej zwyczajności przynosiło mi to radość. Lubiłem obserwować ludzi już chyba od małego, to dlatego.

Może powinienem pomyśleć o samochodzie? Od śmierci rodziców nie mieliśmy żadnego, nie był nam potrzebny. Ale teraz? Chyba każdy szanujący się lekarz powinien mieć swój samochód?

Na szczęście miałem całkiem blisko do sklepu. Musiałem tylko pójść w dół ulicy by trafić na małą piekarnie, a przecznice dalej sklep spożywczy i kawiarnie.

Byłem taki szczęśliwy. Brakowało mi tylko Erica.

Londyn, 11 lipca 1938r.

Eric w liście, który niedawno od niego dostałem potwierdził, że na pewno przyjedzie do mnie dwudziestego szóstego sierpnia. Byłem coraz bardziej podenerwowany i podekscytowany.

Gdy wracałem do domu ze szpitala i byłem już tylko kilka przecznic od swojego domu pod moje nogi wpadł mały kot. O mało co nie zdeptałem go, bo był okropnie nieuważny. Zatrzymał się, popatrzył na mnie i zapiszczał. Raczej nie mogłem tego nazwać miauczeniem, szczerze, brzmiał strasznie. Ukucnąłem i przyjrzałem mu się dokładnie. Wyglądał na bezdomnego. Wychudzony i brudny wpatrywał się we mnie swoimi wielkimi zielono-szarymi oczami.

Nie mogłem inaczej postąpić. Wziąłem go na ręce i ruszyłem w kierunku mojego mieszkania. Przecież tutaj mógł zginąć.

Gdy tylko postawiłem go w korytarzu zaczął biegać po całym mieszkaniu. Jak na wychudzonego kotka był całkiem energiczny. Nalałem mu do talerzyka mleko, a on wręcz rzucił się na nie. Usiadłem obok i przyglądałem się jego zachowaniu. Po chwili wyciągnąłem z chłodziarki trochę wędliny i podawałem mu. Był naprawdę uroczy.

Nie mogłem go teraz wyrzucić na ulice. Nie miałbym serca. Starałem się jak najlepiej umyć go mokrą szmatką, ale było to trudne, cały czas się wyrywał. Zrobiłem mu posłanie ze starego koca i patrzyłem jak zasypia. Może on sprawi, że nie będę czuł się taki samotny?

Londyn, 19 sierpnia 1939r.

Już za tydzień będę odbierał Erica z peronu. Nie mogłem się doczekać. Nie potrafiłem się na niczym skupić, bo on cały czas krążył mi w myślach.

Posprzątałem cale mieszkanie od góry do dołu. Wszystkie pudła, które były porozrzucane przez cały ten czas wstawiłem do pokoju gościnnego. Siłą nawet wyszorowałem kota, któremu przez cały czas nie nadałem imienia. Był po prostu „kotem". Gdy tylko wołałem go na jedzenie używałem słowa "kot" i właściwie to chyba było najlepsze.

Cały czas z tyłu głowy męczyła mnie Lottie. Próbowałem sobie wmówić, że nie powinienem się nią przejmować. Była dorosła, wiedziała, co robi. Mimo wszystko martwiłem się. A co jeśli niedługo wybuchnie wojna?

Londyn, 27 maja 1965r.

Edward znał przyszłość. Wiedział, że już za chwilę wszystkie obawy Williama się spełnią, a on prawdopodobnie będzie rozdzielony z Ericiem.

Mężczyzna starał się przypomnieć sobie jak najdokładniej ich pierwsze spotkanie. Wiedział, że zostało coraz mniej czasu do momentu, gdy się poznają.

Był tak bardzo ciekawy każdego zdania zapisanego o nim. Chciał wiedzieć, co tak naprawdę Will o nim myślał. Tak rzadko mówił mu o swoich uczuciach.

William x EdwardWhere stories live. Discover now