Rozdział dwudziesty ósmy cz. I

223 38 6
                                    

Londyn, 22 sierpnia 1941r.

Sytuacja na wschodzie nie wydawała się poprawiać. Co chwile docierały do nas informacje i katastrofach i ludobójstwie jakiego dopuszczali się hitlerowcy.

Około tydzień temu Churchill i Roosevelt podpisali deklaracje określającą cele polityczne i stosunki międzynarodowe. Chcieli by po wojnie każde państwo było wolne, to mógł być ratunek dla Czechosłowacji, Polski czy Litwy.

Nasi żołnierze byli na morzu i walczyli z łodziami podwodnymi nieprzyjaciela. Od tego zależało nasze przyszłe życie. Gdyby tylko Niemcy wdarli się na nasze ziemie... Nawet nie chciałem myśleć, co wtedy mogłoby się stać. Zmienilibyśmy się we Francje, tak samo zależni i podbici.

Wojna trwała już prawie dwa lata. Pomimo, że nie odczuwaliśmy jej tak mocno jak kraje przejęte przez wroga, miałem dosyć. Wszyscy Anglicy mieli tego dość.

Braki żywności, mleko było już czymś, co przypominało raczej wspomnieniem. Teraz dostawały to tylko kobiety z małymi dziećmi, choć i tak w małych ilościach. Ludzie czasami przymierali głodem, nie mieli, za co kupować jedzenia, a ceny ciągle rosły.

Niektórzy próbowali sił na czarnym rynku. Zdobywali niedostępne tutaj jedzenie i sprzedawali po kryjomu. Groziły za to ogromne kary, a czasami więzienie. Nawet sklepikarzom zagrażały wielkie grzywny za sprzedanie czegokolwiek bez kartek.

Pomimo, że byli narażeni na długie miesiące w więzieniu, zajmowali się tym. To był łatwy zarobek, a oni musieli jakoś utrzymać swoje rodziny.

Odwiedzałem czasami mojego starego pacjenta. Kupowałem u niego jedzenie, które nie smakowało jak stara guma, którą można było dostać w sklepie. Czasami sprawdzałem, co u jego dzieci, żony, czy dobrze się czują i czy są zdrowi. On w zamian dawał mi coś praktycznie niedostępnego, od kiedy zaczęła się wojna.

Przez to, gdy tylko Edward pojawił się w moim domu mogłem poczęstować go kanapkami z szynką czy amerykańskimi papierosami. To był rarytas, na który wiele osób nie mogło sobie pozwolić.

Zawód lekarza był ciężki, potrzebny. Szczególnie w tych czasach pełnych przemocy. Pracowałem w szpitalu, czasami chodziłem na wizyty domowe, lub po prostu do osób, które znałem by im pomóc. Nie robiłem tego dla pieniędzy, one nie były ważne. Nie chciałem dodawać im zmartwień, już wystarczająco ich mieli. Skąd mieli wziąć zapłatę za opiekę medyczną, skoro ledwo starczało im na jedzenie, na życie?

Gdy byłem na całodniowym dyżurze do szpitala wparowało pełno osób. Nieśli rannych żołnierzy, nie miałem nawet czasu zapytać skąd są i jak znaleźli się w Londynie. Myślałem, że wszystkie akcje militarne dzieją się daleko od nas, widocznie musiałem się mylić.

Szukałem wolnych łóżek i rozdzielałem najbardziej rannych. W tym dniu byłem tylko ja i parę pielęgniarek. Nie było nawet Bella, pierwszy raz byłby tu potrzebny. Wysłałem jednego z nastolatków, który przetransportował żołnierzy, by pobiegł po młodego lekarza i tyle pielęgniarek ile tylko zdoła przekonać do przyjścia. To była wyjątkowa sytuacja. Musieliśmy pomóc osoba, które przyjęły na siebie rany za nasz kraj.

Młode dziewczyny opatrywały rany i zadrapania, a ja starałem się zatamować krwotoki i pozszywać rany. Nie było to łatwe mając tak wielu pacjentów i tylko dwie ręce.

W przeciągu godziny zjawił się student wraz ze swoim towarzyszem, który nadal się uczył. Przybiegło parę pielęgniarek, biorąc ze sobą kilka przyjaciółek do pomocy. To sprawiło, że każdy dostał swoje zadanie i wiedział, co ma robić.

William x EdwardWhere stories live. Discover now