Rozdział dwudziesty szósty

210 36 6
                                    

Londyn, 29 maja 1965r.

Edward siedział na drewnianej, brudnej podłodze i czytał pamiętnik swojego ukochanego z szerokim uśmiechem na ustach.

Tęsknił za nim, bał się o niego. To było takie wspaniałe, romantyczne. Zawsze miał słabość do takich rzeczy, a Will wiedział o tym.

Był tak bardzo podekscytowany. Gdy tylko zobaczył do góry strony datę 15 maja, przypomniało mu się wszystko, co wtedy się stało.

Pamiętał to spotkanie jako coś pięknego, namiętnego. William był wtedy taki niespokojny, a gdy wepchnął go w ślepą uliczkę, nie mógł uwierzyć w to, co się dzieje.

Dopiero, kiedy przeczytał to, co siedziało w głowie jego partnera, zamarł.

Nie chciał w to wierzyć.

Jego miłość chciała go zabić. Naprawdę o tym myślała.

Człowiek, z którym spędził tyle lat razem na samym początku ich znajomości chciał go zamordować.

Zielonooki upuścił zeszyt i zaczął płakać. Zasłonił swoją twarz dłońmi i cicho w nie chlipał.

Zaczął żałować, ze w ogóle tu wszedł. Nie powinien tego robić. Narusza prywatność swojego męża, a w dodatku dowiaduje się o tym wszystkim, co powinno być tajemnicą. Nikt nigdy nie powinien się o tym dowiedzieć.

Mężczyzna starał się nie wtrącać w nie swoje sprawy. Nigdy nie wypytywał Willa o jego wyjazdy czy plamy krwi na ubraniach. W końcu był lekarzem, miał prawo czasami być brudny od szkarłatnej cieczy. Zawsze prał to i pozbywał się plam, to było jego zajęcie. Nie zastanawiał się skąd je ma i dlaczego niekiedy są tak bardzo widoczne. Czy on pomagał w ukrywaniu śladów? A co jeśli jakiś z noży z ich kuchni posłużył mu kiedyś do odebrania komuś życia?

Kędzierzawy zaczynał powoli wariować. Za dużo myślał o tym wszystkim, do czego był zdolny szatyn. Nie powinien wyobrażać sobie swojej śmierci z jego rąk, ale co mógł poradzić? Te obrazy same pojawiły mu się w głowie. Zaczął myśleć o każdej chwili, w której jego partner dziwnie się zachowywał. Miał tyle szans by odebrać mu życie.

Jednak tego nie zrobił. Schmidt cały czas żył, a jego mężczyzna nigdy nawet nie podniósł na niego ręki. Dobrze wiedział, jakie tamten miał dzieciństwo. Wiedział o siniakach, które robił mu ojciec, o wszystkich ranach na ciele i duszy.

Edward otarł mokre policzki i doczytał wpis do końca.

„Byłem tak cholernie zakochany w tym chłopaku z lokami na głowie."

Mężczyzna czytał to zdanie parę razy. Było takie piękne. Ściskał notes i ocierał łzy, które cały czas wypływały mu z oczu.

William nie zabił go, dlatego, że już wtedy coś do niego czuł. To było po części takie wspaniałe i straszne zarazem.

Zielonooki miał mętlik w głowie. Cały czas nie potrafił zrozumieć, że jego partner był mordercą. Zabił swoich rodziców, niewinne osoby. W dodatku był skłonny zamordować niego, gdyby tylko uczucie nie wzięło góry.

Nie wiedział, co powinien dalej zrobić. Tyle już dowiedział się o swojej miłości. Czy potrafił z nim zostać? Trudniejszym pytaniem było czy potrafił od niego odejść?

Po raz kolejny się rozpłakał. Nie dawał sobie rady ze swoimi uczuciami. Był taki rozbity. Potrzebował teraz bliskości swojego ukochanego. Potrzebował jego ciepła, rady. Och, ale to właśnie o niego chodziło. O ich długoletni związek, który był budowany na tylu tajemnicach.

William x EdwardWhere stories live. Discover now