Rozdział piąty

339 47 8
                                    

Londyn, 5 sierpnia 1930r.


Zdecydowanie odpocząłem. Plaża, woda, zupełnie inny klimat. Nie musiałem się niczym przejmować, to było na prawdę relaksujące. Dawno się tak nie czułem. Mógłbym do tego przywyknąć i tam zamieszkać. To miejsce było zupełnie inne niż Londyn. Wszystko się działo powoli, nikt się nie spieszył. Było po prostu zupełnie inne, a mi to odpowiadało.

Z Lottie spędzaliśmy większość dnia na plaży. Pomimo wiatru stwierdziła, że nie może sobie darować i starała się opalić. Oczywiście nic z tego nie wyszło i zrobiła się czerwona.

Cieszyłem się jak dziecko, ale chyba najwyższy czas wrócić do rzeczywistości. Wróciliśmy do domu i znów zacząłem pracować. Kolejne monotonne dni. Mimo to ten odpoczynek sprawił, że pracowało mi się o wiele lepiej. Już dawno powinniśmy wybrać się na jakieś wczasy. John- właściciel sklepu pochwalił moją prace. Nigdy wcześniej mu się to nie zdarzało. Może i mu udzielił się dobry nastrój?

Przez ten cały czas, gdy byliśmy poza stolicą w mojej głowie cały czas siedział rudowłosy chłopak. Tęskniłem za nim. I to okropnie. Dopiero, gdy wyjechałem, zdałem sobie z tego sprawę jak byłem do niego przywiązany. Ostatnio spędzaliśmy ze sobą każdą wolną chwile. Oczywistym było, że pierwszą osobą, którą odwiedziłem po powrocie był właśnie on. Ucieszył się na mój widok, przez co moje serce jeszcze bardziej urosło. Przytulił mnie i powiedział, ze było tu strasznie nudno beze mnie. Usłyszeć to z jego ust, to jakby dostać najpiękniejszy komplement.

Co on ze mną robi? Nie mogę normalnie funkcjonować. To tak nie powinno wyglądać, ale nie mogę nic na to poradzić. Z resztą. Podoba mi się to, co ze mną robi.

Łaskotanie w dole brzucha, rumieńce i jąkanie się. To takie niedorzeczne! Zachowuję się jak moja siostra, gdy była młoda. Co chwile zakochana w innym chłopcu. Mogła o nim opowiadać godzinami. Zupełnie jak ja teraz o Ericu.

Londyn, 11 sierpnia 1930r.

On miesza w mojej głowie.

Spotykamy się codziennie, gdy tylko mamy czas. Często wpada do mnie przed pracą, by upewnić się, że zjem śniadanie. Później odwiedza mnie w sklepie i przynosi obiad. Gdy nie ma nic zaplanowanego, czeka za mną pod fabryką. To jest chore, ale jakie kochane.

Nie wierzę, że to piszę.

Nie wierzę, że to wszystko dzieje się naprawdę.

Nie wierzę, ale chyba się zakochuje.

Nigdy nie myślałem, że to może się stać.

Nie myślałem, że mogę się zakochać, nie ja.

Chciałem być jego przyjacielem. Tylko nim. Mieć kogoś oprócz Lottie. Ale on stał się dla mnie kimś więcej. Nie przewidziałem tego, a powinienem.

Za każdym razem, gdy go widzę moje serce bije szybciej. Moje ręce się pocą, a ja nie wiem jak się zachować. Ale, gdy tylko uśmiecha się do mnie cały stres opuszcza moje ciało. Wszystkie zmartwienia przy nim nie są ważne. Czuje się taki szczęśliwy. Chce skakać, śmiać się, płakać, a w mojej klatce piersiowej czuje ucisk, który powoduje, że wiem, że to wszystko nie jest snem.

Przy nim czuje się jeszcze bardziej szalony. Sprawia, że wariuje. Myślę tylko o nim i to mnie zabija.

Londyn, 20 sierpnia 1930r.

William x EdwardWhere stories live. Discover now