Rozdział czterdziesty drugi

165 29 4
                                    

Londyn, 24 lipca 1945r.

Musiała minąć chwila zanim się ocknąłem. Przez cały czas patrzyłem na kobietę naprzeciwko mnie i nie byłem w stanie nic powiedzieć. Czy to mogła być ona?

„W mieszkaniu czeka kolacja."

Powiedział Edward, a ja wtedy zdałem sobie sprawę z tego, że cały czas wpatruję się w blondynkę. Ona również patrzyła prosto na mnie z szerokim uśmiechem na ustach. Wtedy byłem już pewien, to była ona.

Nie mogłem w to uwierzyć. Co ona tu robiła? Dlaczego po tylu latach postanowiła wrócić? W mojej głowie huczało od nadmiaru pytań.

Ruszyliśmy do naszego mieszkania, a John przez całą drogę opowiadał o pobycie w Stanach, Edward, co jakiś czas się odzywał, a kobieta obserwowała profil swojego narzeczonego z uśmiechem. Ja byłem całkowicie nieobecny, nie potrafiłem się skupić. Nawet nie zauważyłem, kiedy dotarliśmy do kamienicy i usiedliśmy przy bogato zastawionym stole.

„Will, dlaczego jesteś taki cichy?"

John patrzył na mnie zmartwiony, a ja poczułem delikatną dłoń należącą do Edwarda na moim kolanie.

„Nie przejmuj się mną, jestem po prostu wzruszony. Mój mały chłopczyk dorasta i znalazł taką piękną narzeczona."

Spojrzałem na niego ciepło. Miałem nadzieję, że w to uwierzył. To nie tak, że to było kłamstwo, po prostu coś zupełnie innego zajmowało moje myśli. On był ostatnią osobą, która powinna o tym wiedzieć.

„Pójdę zapalić i ochłonąć, za dużo emocji."

Edward nie wydawał się mi uwierzyć, ale pomimo to wziął swoją dłoń sunącą po moim udzie. Wstałem od stołu i już chciałem wychodzić, ale zatrzymał mnie cichy i tak dawno nie słyszany głos.

„Mogłabym pójść z tobą? Tak dawno nie paliłam."

Odwróciłem się i zobaczyłem jak bystre, niebieskie oczy przeszywają mnie na wylot.

„Wiesz, że nie lubię jak palisz."

Chłopak chwycił ją za dłoń, a ona przewróciła oczami. W głowie pojawiły mi się obrazy z naszego dzieciństwa, zawsze tak robiła, czym niejednokrotnie mnie denerwowała.

„Chyba chcesz żebym lepiej poznała twoich przyjaciół?"

Obdarzyła go swoim najlepszym uśmiechem i krótko pocałowała zanim do mnie dołączyła.

Zeszliśmy w ciszy po schodach i dopiero, gdy ciężkie drzwi do budynku zamknęły się za nami, a my odpaliliśmy papierosy, postanowiłem się odezwać.

„Co ty tu robisz?"

Zapytałem i wpatrywałem się w nią ze zniecierpliwieniem.

„Też się cieszę, że cię widzę, braciszku."

Wyszczerzyła się do mnie głupio i wydmuchnęła dym prosto w moją twarz.

„Po tylu latach ty tak po prostu wracasz, w dodatku jako narzeczona Johna!"

Wzruszyła tylko ramionami, a ja potarłem dłonią zmęczoną twarz.

„Wyjechałaś tak nagle, nie wiedziałem, co się z tobą stało."

Czekałem aż coś powie, ale ona tylko patrzyła w niebo i zaciągała się mocno dymem.

„Musiałam wyjechać."

Rzuciła pet na chodnik i zgasiła go butem.

„Kiedyś ci to wyjaśnię, ale teraz wracajmy, bo zaczną coś podejrzewać."

Zanim zdążyłem się otrząsnąć, ona była już w połowie schodów. Szybko do niej dołączyłem i udawałem, że rozmowa, która przed chwilą się odbyła nigdy nie miała miejsca, a Lottie, choć raczej teraz Dorothy była dla mnie tylko narzeczoną mojego przyjaciela.

„Tęskniłem."

Brunet skradł szybkiego całusa dziewczynie, a ona zachichotała. Moja siostra nigdy nie chichotała.

„Przestań, nie było mnie tylko parę minut."

Usiadła obok, a ja poczułem na sobie wzrok mojego mężczyzny. Edward wpatrywał się we mnie z małym uśmiechem.

„Też tęskniłem."

Powiedziałem i powoli do niego podszedłem, również delikatnie go całując. 

William x EdwardDär berättelser lever. Upptäck nu