|47|

77 11 0
                                    

"Spadałam coraz głębiej i głębiej.Zapomniałam jak wygląda dzień. Ciągnąłeś mnie za sobą powoli puszczałam brzegu się. Wybrałam szklankę bez dna - dziś wolę nocy blask"

W momencie gdy zamykam oczy zauważam białe światło. Idę w jego kierunku. Dalej i dalej przed siebie cały czas. W pewnej chwili słyszę śpiew matki i o mało nie mdleje. Widzę ją. Czeka tam na mnie. Z uśmiechem na twarzy i wyciągniętymi dłońmi. Czyżby naprawdę dostała się do nieba i była szczęśliwa?

- Mamo - szepczę i przytulam się do niej.

- Moja mała dziewczynka - odpowiada.

A ja znów się czuję tak jakbym miała osiem lat. Jakbym była małą dziewczynką bez problemów z pełną rodziną. Kochającą matką i ojcem, którzy także są szczęśliwi.

- Co tam jest? Chodźmy... - zachęcam.

Niestety zostaje zatrzymana, a na twarzy mamy pojawił się grymas i jednocześnie smutek i zaskoczenie. Sama nie rozumiem dlaczego.

- Co się dzieje? Dlaczego nie idziemy?

- Tam mogą się dostać osoby zmarłe - wyjaśnia.

- Przecież jestem martwa.

- Nie kochanie. Nadal żyjesz. Chroni cię miłość.

- Przecież moje serce przestało bić! - odpowiadam poirytowana. - Dlaczego więc mówisz, że jestem nadal żywa!

- Owszem przestało bić - mówi ze spokojem. - Ale nadal żyjesz. Nadal ktoś o Ciebie walczy.

Mówiąc to wskazuje tak jakby na dół. Patrzę. Rzeczywiście. Moje serce bije, a na drugim planie widać Adrahila. Wszystkie wspomnienia wracają. Te dobre i te złe. Coś krzyczy. Stoi na moście. Nie wiem co mówi dopóki mojej uwagi nie przykuły jego ruchy. Wdrapał się na róg mostu, a po paru sekundach widać, że chce skakać.

- Nieeee! - krzyczę.

Odwraca się. Nie wiem dlaczego, ale coś chce żebym zaczęła walczyć.

- Nie rób tego. Szkoda życia. Bądź po prostu szczęśliwy - mówię spokojnie.

- Nie umiem. Bez ciebie to niemożliwe - odpowiada chłopak.

- Możliwe. Ale musisz wierzyć w nowy lepszy dzień.

- Nie chcę żadnego innego dnia. Ani jednego bez ciebie.

- Jaki ty jesteś uparty - przewracam oczami.

- To dowód na to, że nawet po śmierci cię słyszę. Chce iść do ciebie. Wolę żyć w niebie niż tu. Tu i teraz.

- Może kiedyś. A teraz zejdź z tego mostu i wróć do szpitala - radzę.

- Po co?

- Po prostu jedź.

Czym szybciej wsiada na motor i wraca. Odwracam się do swojej mamy i wiem, że to jeszcze nie mój czas, że muszę wracać. Nie mam na to ochoty. Chcę zostać. Ale takie są wyroki Boga.

- Opiekuj się Calisią. Ona bardzo Ciebie potrzebuje - mówi moja rodzicielka i lekko się uśmiecha. - Kocham Cię Key.

Nagle otwieram oczy. Szybkim ruchem oglądam się dookoła. Wiem, że jestem w szpitalu. Wiem, że wróciłam do żywych.

- Key... - słyszę i jak mogę spoglądam na Christiana.

O mało nie dostałam zawału. Wygląda okropnie.

- Co ci się stało? Tir cię przejechał czy jak?

Zaśmiał się i przecząco pokręcił głową.

- Niezły pomysł. A mówić, że chciałem zrobić coś innego.

Patrzę na niego pytająco, a on wzruszył ramionami.

- Gdzie Adrahil?

- Nie ma go. Pojechał do domu. Czemu pytasz?

Już ja znam to jego "pojechał". Niech ja go dorwę. To mu nogi z tyłka powyrywam.

- Chcę stąd uciec. Jak najdalej. Obojętnie gdzie - od razu przechodzę do rzeczy.

- Nie ma mowy. Zostajesz tu.

- Nie chcę. Ja muszę uciec. Ja muszę żyć.

- Dlaczego się tak boisz? Co się dzieje? - pyta zaniepokojony

- Chcę aby Adrahil o mnie zapomniał - odpowiadam ze spokojem. - Chcę odpocząć. Nie miałam żadnego urlopu.

- On nigdy o tobie nie zapomni - mówi i kieruje się w stronę okna.

Stoi do mnie tyłem. Między nami panuje niezręczna cisza.

- Nawet jeśli uciekniesz na drugi koniec świata to i tak cię znajdzie. Miłość jest potężniejsza niż śmierć. - oddycha ciężko. - A wiem, że jest się w stanie zabić.

Nie dziwi mnie ani jedno zdanie. Christian ma rację. Gdziekolwiek będę tam zawsze mnie znajdzie. Ja jednak muszę dopiąć swego. Za wszelką cenę.

- Proszę przynajmniej na jakiś czas. Na odpoczynek - w moim głosie słychać zmęczenie.

Zastanawia się chwilę. Po sekundzie kiwa głową.

- Na urlop.

Mój plan jest inny. Zamierzam zniknąć z życia wszystkich ludzi. Także przyjaciół. Zerwać wszelkie kontakty. Zacząć od zera. Być pewna, że nic mi nie grozi i jakoś małymi krokami budować własne szczęście. Słyszę pukanie do drzwi,a chwilę później pojawia się w nich Adrahil.

- Keya... tak się martwiłem... - podbiega do mnie i od razu całuje mnie w usta.

A już myślałam, że się nie wyrobi i narozrabia.

- Nie wygłupiaj się tak. Już wystarczy - ganię go.

- Też cię kocham.

Ponownie mnie całuje . Czule i namiętnie. Tak jak zawsze. Nawet jeśli go kocham to i tak nie zmienię zdania. Uciekam. I niech mnie szuka. Biorę od niego urlop. W końcu mi także się coś należy od życia.

- Nigdy więcej mnie nie zostawiaj. Następnym razem skończy się to źle- ostrzega.

Szkoda, że już zamierzam cię zostawić.

- Adra kupisz mi kawę? Nie wyglądam najlepiej, a nie chcę żeby wzięli mnie za pijaka - zwraca się do chłopaka Christi.

Ten kiwa głową i po chwili go nie ma. Christian spojrzał na mnie. Doskonale wiem co chce mi powiedzieć.

- Musi zrozumieć, że chcę być szczęśliwa - mówię spokojnie. - Nie ma wyboru. Ale mam do ciebie prośbę. Zaopiekuj się nim i Cali gdy ja zniknę. Na ten przeznaczony czas.

- Nadal go kochasz - zauważa. - Kiedy zamierzasz to zrobić?

- Po wypisie.

Mija dobrych parę minut zanim chłopak przyniósł kawę. Jestem zmęczona i senna. Choć w duchu czuję, że już niedługo stąd zniknę. Raz na zawsze. Chłopcy żegnają się ze mną. Każę im uściskać Calistę, gdyż została sama w domu. Nie popieram takich działań, ale od dziś mam wolne. Gdy moi mężczyźni wyszli zaczęłam pisać list. Dlaczego użyłam sformułowania moi mężczyźni? Bo obydwu ich kocham i traktuje jak skarb...

Królowa |ZAKOŃCZONE|Where stories live. Discover now