|24|

148 17 2
                                    

Spędzam w szpitalu dwa tygodnie. Non stop jestem podłączona do kroplówki. Nie ma dnia, aby Adrahil przy mnie nie siedział. Jest obecny dwadzieścia-cztery na dobę przez cały tydzień. Oprócz niego nie mam już nikogo. Jednak gdy budzę się pewnego dnia widzę, że ledwo się trzyma.

- Adrahil... - szepczę. - Idź do domu.

- Nie ma mowy - mówi stanowczo.

- Popatrz na siebie...

Wstaje i staje nade mną.

- Nie zostawię cię.

Po czym wraca na swoje miejsce. Wypuszczam z trudem powietrze. W tym momencie moim największym największym marzeniem jest to, aby wyzdrowieć. Wyjść z tego szpitala i nie przejmować się niczym. Wierzyć w nowe lepsze jutro, ale bez dodatkowych obciążeń. Bez dodatkowych kłopotów. Być po prostu szczęśliwa.

- Adrahil...

Chłopak delikatnie się podnosi i klęka przy moim łóżku. Bierze w swoje ręce moją dłoń. Czuję jego delikatny dotyk. Jakby bał się, że może skrzywdzić mnie jeszcze bardziej.

- Słucham?

- Po... poca.. pocałuj mnie.. - wydusiłam wreszcie.

Sądzę przez chwilę, że będzie miał mnie za największą idiotkę. Ale on po prostu... mnie pocałował. Czuję jego ciepłe wargi, które były przemoczone czymś słonym - łzami.

- Ale coś za coś... - mówi po chwili.

- Postaram się wyzdrowieć... - odpowiadam.

- Nie postarasz się. Ale zrobisz to. - w jego głosie słychać stanowczość.- Jeśli mnie kochasz będziesz walczyć.

- Kocham Cię - wyznaję.

Całuje mnie jeszcze raz. Postanawiam walczyć z wrogiem, który nagle i niespodziewanie mnie zaatakował. Znikąd ziewnęłam.

- Zdrzemnij się - mówi chłopak.

Daje mi buziaka. Zmorzył mnie sen...

*********

Budzę się parę godzin później. Nie potrafię się skupić... W oka mgnieniu orientuję się, że leżę w zupełnie innej sali. Nie jestem także pewna czy Adrahil wie gdzie jestem. Liczę jednak, że tak. W kompletnej ciszy postanawiam przemyśleć co mogę zrobić by pokonać nowotwór. I nagle mnie olśniło. Przecież mam moc. Mogę spróbować odwrócić ode mnie tą złą chorobę. Poprawiam się na łóżku tak, aby było mi wygodnie. I obserwuję przez szybę przechodzących ludzi. Powoli zamykam oczy. Ale czuję, że zaczynam się osuwać... Nagle...

"Spadałam coraz głębiej i głębiej. Zapomniałam jak wygląda dzień. Coś ciągnęło mnie za sobą. Powoli puszczałam brzegu się..."

- Keya! - dociera do mnie odgłos z zewnątrz.

Otwieram oczy. Zauważam Adrahila.

- Jezu! Wróciłaś! - krzyczy i przytula się. - Tak się bałem, że już Cię straciłem. Nigdy więcej mi tego nie rób wariatko.

- Przepraszam... - wykrztusiłam.

Siada obok mnie i głaszcze mnie po twarzy.

- To ja przepraszam... - odpowiada zmieszany. - Nie powinienem.

Podnoszę się na łóżku i daje mu buziaka w policzek. Opieram głowę o jego ramię. Całuje mnie w czoło. Siedzimy tak parę minut. W końcu zdecydowano o tym abym wróciła do domu.

*********

W domu czuję się dziwnie. Niestety za szybko przyzwyczaiłam się do wyglądu szpitala. Adrahil dobrze o tym wie. Nie chce, abym czuła się obco. Mijają kolejne dni, a ja zamiast czuć się senna, niepotrzebna czuję coś innego. Rozpiera mnie energia. Budząc się każdego dnia czuję się świetnie. Chcę powiedzieć o tym chłopakowi. Zastaję go w kuchni. Widzę, że rozmawia z kimś przez telefon.

- Ona nie może się o tym dowiedzieć. To ma być między nami... nie wiem jak się czuje. Przez cały czas śpi - mówi.

O czym nie mogę się dowiedzieć?

Czekam jeszcze chwilę aż zakończy rozmowę. Gdy tylko odkłada telefon wchodzę do kuchni.

- Hejka - witam się z nim.

- Jak się czuje moja księżniczka? - całuje mnie na przywitanie.

Przytulam się. Chcę, aby trzymał mnie w swoich ramionach przez całe życie. Boję się, że będę musiała opuścić ten świat. Akurat wtedy gdy miałam szansę na prawdziwe szczęście.

- Czuję się dobrze - mówię.

Coś mu nie pasuje Patrzy na mnie zdziwiony.

- Powinnaś leżeć i zrobisz to natychmiast... - mówi stanowczo.

Kładę mu palce na ustach i przecząco kiwam głową.

- Co to ma znaczyć? - pyta.

Widzę, że jest zły.

- To, że czuję się dobrze? - pytam z wyrzutem.

Bierze mnie na ramiona i zanosi do pokoju. Kładzie na łóżku i daje mi buziaka.

- A teraz grzecznie będziesz odpoczywać.

- Głodna jestem - mówię i robię minę zbitego psa.

Jest w szoku. Osoba, która ma raka i jest głodna. Sprawdza czy mam gorączkę. Chce mi się śmiać. Uśmiecham się słodko. A jego mina staje się coraz bardziej przerażająca. Nie wiem dlaczego tak na mnie patrzy.

- Adrahil...?

Odsuwa się. Nie chce wiedzieć co mi się stało. Wychodzi bez słowa z mojego pokoju. Po chwili słyszę trzask zamykanych frontowych drzwi.

Co jemu się stało?

Trudno jest mi zrozumieć, że osoba, która ma raka lub się go pozbyła może się tak dziwnie czuć. Widzę, małą drobną postać. Ale zapadam w sen. W śnie... Nie chcę nic zrobić. Nawet nie wiem co dokładnie mi się śni. Jestem niewinna. Zamierzam wydostać się z tego pokoju. Nie jest łatwo. Nie wiem co się dzieje. W tym śnie... jakby coś mnie trzymało...

Królowa |ZAKOŃCZONE|Where stories live. Discover now