|31|

120 13 0
                                    

Czuję wibracje. Dzwoni ten sam numer. Waham się chwile. Nie jestem pewna czy chcę odbierać ten telefon. Ale muszę. Nie mam wyboru.

- Słucham?

- Blackberry 56. Tam Cię widzę. Nie próbuj żadnych sztuczek.

Oglądam się dookoła. Nikogo nie widzę. Przez moment zastanawiam się kto może mnie śledzić i gdzie się ukrywa.

- Nikt Cię nie śledzi - mówi mężczyzna.

Udaję się pod wskazany adres. Nie boję się. Chodzi o kogoś ważnego w moim życiu. Na Blackberry 56 znajduję się po 15 minutach. Jest to zaułek. Zapewne ćpunów. Rozpoznaję strzykawki, biały proszek oraz torebki po przeróżnych narkotykach. Zauważam go... mężczyznę moich koszmarów...

- No proszę... Keya...

- Wypuść ją - mówię.

- Wyluzuj, młoda.

Mężczyzna jest silnie umięśniony. Ma bliznę na pół twarzy po zadanym ciosie nożem. Trzymał małą dziewczynkę. Popycha ją w moim kierunku. Upada. Podbiegam i pomagam jej wstać.

- Ale coś za coś - przypomina.

- Idź do diabła - syczę.

Nagle mężczyzna podbiega do mnie i łapie mnie za ręce. Z całej siły rzucił mną o ścianę. Syknęłam z bólu, który poczułam aż w kręgosłupie. Podchodzi do mnie i uderza mnie w twarz tak mocno, że czuję pieczenie. Po chwili zasmakowałam własnej krwi. Mięśniak łapie mnie za kołnierz i ponownie przypiera mnie do ściany. Słyszę jego ciężki oddech. Już myślę, że to koniec. Zaczynam żałować, że nie zabrałam Adrahila ze sobą.

- Jeszcze Cię dopadnę - mówi.

Puszcza mnie. Ledwo mogę złapać oddech. Jest do bardzo ciężkie. Widzę jak odchodzi. Dziewczynka podbiegła do mnie.

- Keya! - krzyczy.

- Spokojnie Calista. Już dobrze.

Przytulam ją do siebie. Boję się jednego. Jak zareaguje chłopak.

***********

Biorę małą za rękę i kieruję się z nią do domu. Nie jestem już taka szybka jak w drodze pod wskazany adres. Jestem zdecydowanie wolniejsza zważywszy na ból w kręgosłupie i lejącej się krwi z policzka. Kątem oka obserwuje dziecko. Boi się, a na każdy najmniejszy szelest reaguje dziwnymi odruchami. Docieramy do domu w ciągu czterdziestu minut. Otwieram drzwi i wpuściłam Calistę do środka. Adrahil wybiega na przedpokój. Widzę jego zszokowaną i jednocześnie przerażoną minę...

- Keya... - szepcze i próbuje mnie przytulić.

Jednak ja w ostatniej chwili go zatrzymuje.

- Nie. Jestem cała we krwi.

- Kto Ci to zrobił?

Spoglądam na niego. Dziewczynka pociągnęła mnie za rękę. Patrzy w dół.

- A ty jesteś? - pyta milszym głosem.

- Milagros - odpowiada dziewczynka chowając się za mnie.

- Spokojnie nic Ci nie zrobię - Adra uśmiecha się i wyciąga do niej rękę.

Chwyciła ją. Patrzy na mnie. Czuję się dziwnie.

- Idź z wujkiem - zaczynam delikatnie. - Pobawi się z Tobą chwilę a ciocia dojdzie do ładu i składu.

Idzie z nim. Udaję się do pokoju po nowe ubrania i od razu idę do łazienki. Siedzę w niej mniej więcej trzydzieści minut. A gdy już skończyłam kąpiel opatruję swoje rany. Mam szramę na twarzy. I to cholernie ogromną. Nie liczyć siniaka wielkości pięści na plecach. Schodzę na dół. Adrahil bawi się w najlepsze z Cali. Patrzę i widzę, że chłopak jest idealnym przykładem na męża i ojca...

Może kiedyś nam się uda.

Jednak po chwili odrzucam tę myśl. Mam inne plany.

- Calisto chodź cię umyję.

- A mogę zrobić to zaraz?

- Chodź im szybciej się umyjesz tym szybciej wrócisz do zabawy.

Dziewczynka posłusznie wykonuje moje polecenie.

- Poczekasz wujku? - pyta.

Czuję zarazem ukłucie w sercu i wielką radość. Rzadko komukolwiek tak mówiła, jak ja nazywałam ludzi. Ale z drugiej strony dobrze, że mu zaufała. Adrahil jest tego wart.

- Oczywiście, że poczekam i zrobię nam kolację.

Patrzy na mnie. Uśmiecham się. Nie potrafię zdobyć się na inny gest, za jego dobroć. Po chwili jestem z małą w łazience i gdy ją wsadzam do wanny ona... sama zaczęła się myć. Jestem w szoku.

- Ach ty mała spryciulo - mówię ze śmiechem.

**********

Wycieram ją i daje jej swój ulubiony szlafrok. Jest na nią dużo za duży. Słyszę pukanie do drzwi. Adrahil wręcza mi ubranie, które idealnie pasuje na małą. Cali wybiega zadowolona z łazienki, a ja za nią. Rzuca się na szyję chłopakowi.

- Dziękuję wujku - mówi i daje mu buziaka w policzek.

Jemy razem kolację. Potem mała zażyczyła sobie, aby Adra położył ją spać. Sprzątam w kuchni po zjedzonym posiłku. Gdy nagle czuję objęcie w talii. Syczę. Chłopak podnosi bluzkę.

- O szlag.

Obraca mnie i patrzy prosto w oczy. Lecz po chwili dotyka także rany na mojej twarzy.

- Kto Ci to zrobił?

Widzę, że jest wściekły.

- Daj spokój..proszę...

- Powiedz a dorwę tego drania.

Znając go pewnie już by przeklął gdyby nie mała.

-Nieistotne . Już jest dobrze.

Z bólem, ale czystym i kochanym sercem ponownie zakładam swoje ręce na jego szyi tak jak zrobiłam to w momencie przeprosin. Przyciąga mnie do siebie tak aby nie pogłębiać bólu.

- Gdybym go dorwał...

Nie pozwalam mu dokończyć. Zamykam mu jego usta swoimi. Oddaje pocałunek. To choć trochę pomogło na mój ból, który czuję przez cały czas.

Królowa |ZAKOŃCZONE|Where stories live. Discover now