|29|

133 9 0
                                    

Niedziela dopiero za dwa dni. Natomiast dom jest w złym stanie. Wróć w złym?w tragicznym. Rozbity porcelanowy wazon, którym oberwał Tristan leży zamieciony w kącie. W kuchennym zlewie znajduje się masa naczyń niemalże prosząc o umycie . Podłoga aż się lepi od brudu. Nienawidzę brudu. Gdyby nie to, że ostatnie wydarzenia tak bardzo oddziaływały na moje życie postanawiam się nie denerwować i posprzątać ten burdel. Na podwórku wcale nie jest lepiej, ale przeszło mi przez myśl, że zajmę się tym później. Biorę się za sprzątanie. Adrahil jak zwykle przesiaduje w warsztacie, ale kątem oka zauważam, że też sprząta. Nigdy jeszcze nie weszłam do tej jego pracowni. Podczas sprzątania zdaję sobie sprawę, że pomimo tego, iż chłopak jest przy mnie przez cały czas i tego, że pozwalam mu na więcej niż tylko mieszkanie z nim - nie jesteśmy parą. I chyba nie zamierzamy nią być. Ale nie chcę jego krzywdy. Od pewnego czasu uznaję, że bycie z nim jest dla niego bardziej krzywdą niż szczęściem. Chociaż on uważa inaczej. Codziennie rano gdy wstaje i wita się ze mną jest szczęśliwy i radosny. To w końcu dla niego pokonałam tego cholernego raka.

- Kopciuszek - słyszę za sobą ciepły i miły głos.

Ten głos nie należy do Adrahila. To jest... Tristan... Odwracam się. Mam rację. To on...

- Czego chcesz? - warczę.

- Wyluzuj mała. Przyszedłem Cię odwiedzić i zapytać jak się czujesz.

- Zajebiście - odpowiadam.

- Czegoś chcesz? - pyta Adrahil i po chwili obejmuje mnie w talii.

Widzę wściekły wzrok Tristana i szczerze mam to gdzieś.

- To wy jesteście parą?

- Oczywiście - odpowiada A.

Zaraz co... parą? Od kiedy?

Nastała chwila ciszy, którą przerwał Adrahil.

- Uważasz, że kiedy ty ją zostawiłeś na pastwę losu to co? - fuknął - Jesteś bohaterem? Za kogo ty się masz?

- Keya - zaczął słodko Tristan - Proszę wybacz mi moje naganne zachowanie w stosunku do Ciebie...

Za kogo on mnie ma?

- Za zakład też przepraszasz? - pytam złośliwie.

Widzę jego minę. Jest bezcenna. On myślał, że przeprosi mnie za odejście. Odszedł owszem, ale jako przyjaciel nie jako ktoś dla mnie ważny. Przez te wszystkie dni nawet nie zadzwonił aby się dowiedzieć co u mnie.

- Tak... to było nie fair w stosunku do Ciebie...

- Zaraz moment... jaki zakład? - do A dociera fakt, o którym nie wiedział.

- Już nieważne - odpowiadam i daję mu buziaka w policzek.

- To jak przyjaciele?

Uśmiecham się. Ale to nie jest uśmiech wyrażający zgodę między nim a mną. Nie ma tu czego szukać. Nie chcę go widzieć.

- Wynoś się - mówię groźnie.

Spogląda na mnie lecz potulnie wykonuje "rozkaz".

- Jeszcze tu wrócę - odgraża się.

A po chwili już go nie było.

Królowa |ZAKOŃCZONE|Where stories live. Discover now