|6|

280 35 4
                                    

Stoję w osłupieniu i patrzę. W miejscu gdzie minutę temu było okno teraz nie ma już nic.

- Jak to się stało? - pytam głośno sama siebie.

Nie potrafię tego wytłumaczyć, ba tego nie da się w żaden sposób zrozumieć. A co dopiero wytłumaczyć. Poruszam się po chwili i udaję prosto w stronę zimnego podmuchu powietrza.

Boże co ja teraz zrobię?

Wychodzę z pokoju. Kieruje się schodami w dół i od razu zauważam... leżącą matkę.

- Mamo... - mówię.

Nie rusza się, nie oddycha. Wystraszyłam się nie na żarty. Dzwonię po pogotowie. Operator numeru alarmowego informuje mnie, że karetka przyjedzie za mniej więcej dwadzieścia minut. I faktycznie tak się stało. Ratownicy zabrali mamę do szpitala. Jestem załamana, nie miałam ochoty już na nic. Chcę płakać. Ukryć się gdzieś. Gdziekolwiek. Zawiodłam własną matkę. Mam ochotę krzyczeć. Tak głośno, aby usłyszał mnie cały świat jaki jest niesprawiedliwy, że zabiera mi wszystko to co jest dla mnie najważniejsze. Nawet jeśli coś jest inaczej niż bym chciała, to i tak jest to dla mnie ważne. To jest okropne. Najpierw na nią nakrzyczałam, a teraz leży nieprzytomna z brakiem funkcji życia.

- Co ze mnie za córka?! - mówię do siebie - Jestem okropna.

Nie wiem co mam robić, nie wiem co mam myśleć. Czuję się potwornie. Właśnie tak, potwornie.W myślach modlę się, aby nie było to nic poważnego. Jestem przy tym jak ratownicy zamykają drzwi karetki i odjeżdżają na sygnale. Stoję i nic nie mogę zrobić. Nic absolutnie nic. Patrzę na zegarek jest godzina dwudziesta-druga:czterdzieści. Wracam do domu i idę pod prysznic. Około wpół do dwunastej w nocy kładę się spać. Bynajmniej tak mi się wydaje, ale w końcu o pierwszej w nocy zasypiam.

Królowa |ZAKOŃCZONE|Where stories live. Discover now