|42|

90 13 0
                                    

- Jaka malutka postać - Christian wyciąga rękę w kierunku Cali. - Christian jestem a ty?

- Calista.

- Jakie ładne imię. To Keya cię tak nazwała?

Dziewczynka zachichotała się. Na jej twarzy ponownie zagościł uśmiech, który pokochałam gdy pierwszy raz ją zobaczyłam.

- Nie ciocia. Mama mnie tak nazwała.

Widzę minę Christiana. Jego usta utworzyły się w kształt dużej litery "O". Teraz to ja się śmieję.

- Zdziwiony?

- Siostra? Czego ja nic o tym nie wiem. Przecież się przyjaźnimy.

- Owszem Christianie, ale niestety moja siostra mnie nie akceptowała i wzajemnie.

- Uuu.. to nie ciekawie. Długo się nią opiekujesz?

Wzdycham. Cóż mam mu powiedzieć. Że tak i będę do końca życia. Albo przynajmniej do póki nie będzie pełnoletnia.

- Trochę już minęło. I zostaje jeszcze dużo czasu - odpowiadam.

Wczytuje z twarzy mojego rozmówcy, że chce mi coś powiedzieć. Ale nie wiem co. I czy to w ogóle ma jakiś sens.

- Jeśli nie macie się gdzie podziać przyjmę was pod swój dach.

Uśmiecham się. To naprawdę bardzo miłe z jego strony. Taki przystojny chłopak i do tego gentleman. Chyba wie o czym myślę bo automatycznie na jego twarzy pojawił się lekki rumieniec.

- Haha. I kto jest tu teraz czerwony?

- Wszystko przez ciebie - nie pozostaje mi dłużny.

Śmieje się. Zapominając o wszystkich problemach jakie dotychczas miały miejsce. Nie zauważam nawet gdzie znika Calista. Próbuję się pożegnać z Christianem lecz ten proponuje pomoc. Ochoczo ją przyjmuję. Szukamy jej po całym wesołym miasteczku i kiedy myślę, że zawiodłam... ona sobie spokojnie wcina watę cukrową z Adrahilem. Oddycham z ulgą. Patrzę na swojego towarzysza i widzę, że coś jest nie tak.

- Christian...

- Kto to jest?

- Mój dawny przyjaciel i chłopak - odpowiadam ze spokojem.

Widzę w jego oczach oburzenie. Coś jest na rzeczy. O czymś mi nie chce powiedzieć. Ale nie powie mi tego otwarcie. Sama muszę odgadnąć prawdę. Ta prawda jest jak rebus, który odgadnę cholera wie kiedy. Ale staram się zachować pozór, że wcale mnie to nie rusza. I, że nie ma dla mnie mocnych. W tym samym czasie jego mina staje się coraz bardziej niepokojąca.

- Zabieraj ze sobą Cali. Uciekaj od niego.

Nie rozumiem o co chodzi. Nie wiem co mam powiedzieć. Dlaczego mam uciekać? Co jest takiego w nim jest, że wszyscy trzymają się od niego na odległość.

- Wyjaśnij mi to, proszę.

- Niedługo sama rozgryziesz tą zagadkę skarbie - dotyka kciukiem mojego policzka.

- Powiedz proszę. Nie chce żyć wiecznie w kłamstwach i tajemnicach - proszę lekko zdenerwowana.

- Sama je masz misiu. Wyjaw swoje a podam Ci w zamian moje - odpowiada.

Nie zdążyłam odpowiedzieć. Po chwili Adrahil objął mnie w talii. Patrzy na Christiana innym wzrokiem. Bardziej złowieszczym.

- Kogo widzę... tyle lat - mówi Christian.

- Wzajemnie. Co cię sprowadza?

- Odwiedziny do dziewczyny.

Christian wskazuje na mnie. Czuję mocne ściśnięcie w okolicy podbrzusza. Wykrzywiam się. To nie jest fajne uczucie.

- Spadaj Christian. Ona jest moja.

- Udowodnij mi to.

- Nie muszę. Masz się do niej nie zbliżać w przeciwnym razie...

- Zabijesz ją - dokończył za niego Christi. - Już raz to zrobiłeś. Zrobisz to znowu. Taki już jesteś.

- Gang? - pytam i odsuwam się od Adra. - Mroczne węże?

- Tak Keyo. Oto twój chłopak - na ostatnie zdanie robi w powietrzu cudzysłów.

- Jak mogłeś? Jak miałeś czelność mnie oszukać? - ponownie na niego fuknęłam. - Dlaczego? Co ja Ci do cholery zrobiłam? Za co się mścisz na mnie?

- Keya skończyłem z tym. To moja przeszłość - mówi i przewraca oczami.

- Nie... kto raz wejdzie do gangu już potem z niego nie wyjdzie. To kara za błędy, które się popełnia.

Oczy chłopaków wyszły na wierzch. Nie wierzyli w to co właśnie usłyszeli z moich ust.

- Skąd znasz to hasło? - pytają w jednakowym czasie.

Udaję, że nie wiem. Tak naprawdę to dzięki Soledad. Gdyby mi się nie śniła nie wiedziałabym o co w ogóle chodzi. Coraz bardziej zaczynam tęsknić za tamtym Adrahilem. Sprzed tylu lat.

- Chciałbym aby tamten chłopak wrócił - zwracam się w kierunku bruneta. - Ten, którego znałam, z którym spędzałam czas. Ten którego pokochałam. Nie. Nie chcę innego. Nie chcę kryminalisty. - biorę głęboki oddech. - Jeśli tak ma to wyglądać to nie chcę takiego życia. Mam dość. Albo tamten chłopak wróci albo koniec. Nie będę walczyć. O nie. Już dosyć. Już stop.

- Wyluzuj Key. Nie w tym sensie - wtrąca się Christian. - Owszem kiedyś należeliśmy do gangu, ale wtedy byliśmy szczeniakami. Mówiąc słowa już raz to zrobiłeś - ponownie tworzy cudzysłów. - Mam na myśli, że już raz cię skrzywdził, a ja nie pozwolę na więcej.

- Nie twój interes. Zrobiłem błąd ale go już nie popełnię - odszczekuje się Adrahil.

Christian łapie go za kołnierz. Zaczyna się robić dość niebezpiecznie.

- Tylko ją skrzywdź. A ja za siebie nie ręczę.

- Christian puść go. Nie przy ludziach - staje między nimi i łapię go za rękę.

Gdy we trójkę rozglądamy się dookoła otacza nas tłum ludzi. Pewnie myśleli, że zaraz chłopaki zaczną się bić. Christian zluzował ręce puszczając drugiego chłopaka. Zrobiło mi się głupio. Jak nigdy. Ale oni przecież nie chcą mojej krzywdy. To jest okropne uczucie. Stać i patrzeć. Jednocześnie w głowie kołatają mi się przeróżne myśli. Odrobinę strachliwe.

- Chodźmy stąd. Tylko wstyd tak stać i patrzeć na siebie - szepczę.

Całą trójką odchodzimy z tego dość nieprzyjemnego miejsca. Mój wzrok wyłapuje Calistę. Siedzi z jakimś obcym facetem. Ten ma na sobie czarny długi płaszcz i kapelusz. Podbiegam bez względu na to co się wydarzy.

- Odwal się od niej - biorę małą za rękę i schowam za sobą - Czego chcesz?

Mężczyzna zaśmiał się gorzko. Jego śmiech na chwilę mrozi mi krew w żyłach. Jest podobny do śmiechu od Soledad. Ale jest o wiele straszniejszy i groźniejszy.

- Nie potrzebuję tej małej. Ja chcę Ciebie moja droga - odpowiada.

- Po moim trupie mnie dostaniesz. Nigdy, ale to przenigdy nie dam sobą manipulować.

- To się jeszcze okaże - rzekł spod kapelusza - O widzę, że masz aż dwóch obrońców. Nawet oni ci nie pomogą kiedy będziesz w potrzebie.

Nie odpowiadam. Bo co mam mówić. Ktoś mnie straszy, a ja będę wdawać się w dyskusje. O nie. Mężczyzna chwilę potem wstaje. Patrzę na niego i nic nie mogę zrobić. Nie mogę ochronić ani małej ani siebie. Bo niby jak? Za sprawą swojej magii. Nie umiem jej nawet tak dobrze używać. Koszmar. Nie mam pojęcia ile razy w swoim życiu użyłam już tego słowa. Jedno jest pewne - dużo. Tęsknię za matką i wiem, że miałam iść na cmentarz. Ale nie poszłam. Zapomniałam. Zapomniałam o osobie zmarłej. O mojej rodzicielce. Zadaje sobie ponownie pytanie - co ze mnie za córka? Wiem, że znowu wyszło źle, a znowu chcę dobrze. Niestety rozkładam bezradnie ręce. Mam nadzieję, że znajdę wyjście z sytuacji.

Królowa |ZAKOŃCZONE|Where stories live. Discover now