|27|

123 14 2
                                    

- Nie Keya. Znajdę sposób aby cię uratować.

Coś mnie olśniło. Nie wiem jakiego mam raka i jakie mam szanse przeżycia i ile czasu mi zostało. Spoglądam na Caspiana. Uśmiecham się.

- Może wcale nie będzie sposobu aby mnie ratować...

- Nie mów tak... - mówi i kręci z przerażenia głową.

Łapię go za rękę i idziemy na przystanek. Bus ma przyjechać za pięć minut.

- Co ty wyrabiasz! - pyta.

- Sprawdzam coś.

Do szpitala dotarliśmy w ciągu 15 minut. Zamierzam spotkać się ze swoim lekarzem. Podchodzę do pielęgniarki. Pyta mnie o nazwisko lekarza.

- Adrahil jak nazywał się mój lekarz, który mnie badał? - pytam.

- Isidro...Isidro Costa - pstryka palcami jakby właśnie odkrył nowy wynalazek.

Pielęgniarka mówi mi gdzie go znajdę. Udaję się w tym kierunku bez żadnych problemów. Doktor widząc mnie jest w szoku.

- Dzień dobry - mówię.

- Witam pani Adarion. Czemu zawdzięczam tą niezapowiedzianą wizytę?

- Przychodzę się zapytać o wyniki moich badań. Chciałabym się dowiedzieć jakiego mam raka oraz, w którym miejscu się on znajduje.

Doskonale pamiętam, że robiłam badanie tydzień po wyjściu ze szpitala. A na takie badanie czeka się nawet dwa tygodnie. Na moje szczęście w tym samym czasie wchodzi pielęgniarka. Trzyma moje badanie. Widzę swoje nazwisko. Bez słowa podaje teczkę doktorowi po czym wycofuje się mówiąc ciche do widzenia.

- Hmm... - lekarz patrzy na wyniki ze stoickim spokojem. - Oto pani badanie - wręcza mi teczkę.

Widzę szok na jego twarzy i uśmiech w oczach. Jest to dla mnie istotne i zastanawiam się co go tak zszokowało. Patrzę na wyniki, ale niewiele z nich rozumiem. Doktor bacznie się mi przygląda.

- Pani Keyo. Dobra wiadomość - mówi z pewniejszym uśmiechem. - Rak się cofnął.

Wbiło w ziemię. Mój dar pomógł. Choroba się cofnęła. Przestanę wreszcie pisać w głowie przykre i smutne scenariusze dotyczące mojego dotychczasowego życia. Nareszcie jestem pewna, że ten dar mi pomógł. Mimo wszystko.

- Jak to? - pyta Adrahil.

Z tego całego zamieszania kompletnie zapomniałam o nim. Że tu właśnie z nim przyszłam.

- To po prostu cud, który zdarza się raz na milion - mówi lekarz z wielką radością. - Ktoś nad panią czuwa. Widać ma pani coś do załatwienia skoro anioł nie pozwala pani odejść - puszcza mi oczko.

Moja twarz w moment staje się poważna. No cóż... na słowo "anioł" zeaguje źle. Wiem, że to są istoty, które nas chronią. Ale teraz mówi się, że "aniołem" jest samobójca. A ja nie jestem samobójcą. Gdybym chciała się zabić nawet Javier by mi nie pomógł.

- To niesamowite! - Adrahil niemalże skacze ze szczęścia. - Nareszcie nie muszę się martwić, że gdy się obudzę już cię nie będzie - przytula mnie do siebie.

Ale ja chcę... aby był z tą dziewczyną kimkolwiek ona była. Nie mam w niej rywalki. Nie chcę mieć wrogów. I tak mam ich za dużo.

Jeśli masz wrogów to dobrze - choć raz się komuś postawiłeś.

Chcę, aby poznał smak prawdziwej miłości i prawdziwego szczęścia. Moja radość jest udawana. Słowa, które chwilę temu usłyszałam od lekarza są moim zbawieniem ale i jednocześnie ostrzem noża, które wbiło się w moje serce. Choć było wymierzone we wroga, a trafiło sojusznika.

Biedny Caspian. Będzie musiał pogodzić się z tym, że już odejdę w innym kierunku.

Mam plan i chcę go spełnić od początku do końca. Daję mu buziaka w policzek. Trochę się uspokaja. Jego radości nie ma końca. W każdym razie muszę troszeczkę udawać. Zamierzam odnaleźć tamtą dziewczynę. Widzę radość Caspiana. I to, że jest w tym momencie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.

Wracamy do domu. Chłopak robi późny obiad, a ja udaję się do swojego pokoju.

Kto mnie chroni?

Królowa |ZAKOŃCZONE|Where stories live. Discover now