- Spider-Man, do usług - odparł. Czy on był z innej planety, że go nie kojarzył? - On... Sam się zregeneruje czy jakoś go trzeba, no nie wiem, złożyć? - spytał niepewnie, pocierając kark. Nie miał zielonego pojęcia na czym to polegało, a Deadpool w całości mógł im się przydać.

- Trzymaj - mruknął Star Lord i rzucił mu głowę Wade'a, sam zajmując się ostrzałem Lizarda

- Okej? No i co mam z nim zrobić? Zacząć żonglować? - spytał ironicznie. Przycisnął jego głowę bardziej do siebie, żeby coś się z nią nie stało. Ja działa ta cała regeneracja?, spytał sam siebie.

- Spidey? - Deadpool mruknął cicho. Wydawało mu się, że słyszy głos Pajęczarza. Powoli otworzył powieki i ujrzał Pajączka, który kurczowo trzymał jego głowę.

- O, cześć. Twój kolega poszedł się nawalać z Lizardem, a ja dostałem twoją łepetynę. Może mi powiesz, co dokładnie mam teraz zrobić? - jęknął cierpiętniczo. To zdecydowanie nie była normalna sytuacja, ale chyba będzie się musiał przyzwyczaić.

- Reszta ciała jeszcze gdzieś tu jest? Jeśli tak to je po prostu złącz. Wiesz, jak megazorda w Power Rangersach czy coś.

- Taak, super porównanie. Jak zrobisz się zaraz metalowy i wielki na siedem pięter, to będę wniebowzięty - mruknął do siebie i podbiegł do ciała Deadpoola, leżącego sobie gdzieś parę metrów dalej. Przyłożył jego głowę do miejsca, gdzie kończyła się szyja, no i go tak zostawił, a sam stanął obok i czekał na to cudowne połączenie. Czuł się niczym Victor Frankenstein, gdy ten tworzył swojego potwora.

Na szczęście Deadpool nie musiał regenerować całej głowy, starczyło tylko kilka połączeń i już mógł władać z powrotem resztą ciała. Dźwignął się do góry, akurat w tym momencie, gdy świeżo zregenerowany ogon Lizarda walnął w Petera. Gdzie Twoje Pajęcze zmysły, Spidey? - zdziwił się

Peter dostał całkiem mocno, bo siłę uderzenia poczuł aż w żołądku. Przez chwilę go zamroczyło, ale udało mu się zdezorientować tego gówniaka strzałem sieci w twarz. Nie no, to serio nigdy się nie nudzi!, stwierdził w myślach wesoło, mimo ochoty splunięcia krwią.

- Wade, przytrzymaj mu łeb, bo się wierci, cholera! - wrzasnął Quill.

Deadpool szybkim ruchem doskoczył do Lizarda, który próbował zedrzeć lepką pajęczynę z twarzy i wbił oba ostrza w jego pierś, od razu je skręcając. Jaszczur wrzasnął, ale Deadpool nie zamierzał puszczać.

- Padnij! - jak mu kazano tak zrobił, usłyszał tylko dźwięk podobny do smażenia i gdy podniósł wzrok, głowy Lizarda nie była, a jego wielkie cielsko właśnie opadało na ziemię.

Peter jeszcze przez chwilę siedział na ziemi, bo uderzenie sprawiło, że na moment stracił oddech w płucach. W oddali widział korpus Lizarda, bez głowy, i przeklął pod nosem. Nie chciał, żeby go zabijali, tym bardziej, że znał prawdziwą tożsamość stwora, a Dr Connors sam w sobie był dobrym człowiekiem.

Gdy w końcu się podniósł, stęknął głośno i podszedł do Deadpoola i tego typa w śmiesznej masce. Oj, coś czuł, że będzie miał siniaka na brzuchu.

- On nie wróci już do żywych czy znowu będzie się naprzykrzał?

Deadpool dźgnął kilka razy pierś Jaszczura.

- Moim zdaniem martwy, ale wiesz jak to bywa - przejechał palcem po swojej szyi. Spojrzał na Star Lorda, który ciężko dyszał; wciąż nie wydobrzał po ostatniej akcji. Bardzo mocno wtedy oberwał, prawie wyzionął ducha. Dlatego też zaszył się na ziemi i lizał rany. Podszedł do Quilla opierając mu dłoń na ramieniu - Wszystko dobrze, tancereczko?

Star Lord skinął głową i pokazał mu okejkę. Nagle wśród policjantów rozległ się szum, a po chwili wystrzał ostrzegawczy. Deadpool jakby nigdy nic podniósł Star Lorda na barana i wyciągnął jedną katanę.

- Nawet się, kurwa, nie ważcie. Nie jestem tak miły jak Pajęczarz.

- No to... to ten, to do zobaczenia, panowie - mruknął i chciał wystrzelić sieć w stronę najbliższego budynku, ale nic takiego się nie stało. Zamiast tego stał jak głupek w miejscu, z ręką wyciągniętą do przodu. - Super - westchnął ciężko. Nie napełnił sieciowodów, w dodatku nie miał żadnych zapasów, dlatego podbiegł do ceglanej ściany i wspiął się na nią, bądź co bądź wolał wrócić do internatu po dachach niż na ulicy.

Star Lord spojrzał zdziwiony na Deadpoola i parsknął śmiechem.

- Niezły ten twój Spider-Man.

Deadpool uśmiechnął się półgębkiem. Policjanci wciąż nie chcieli ich spuścić z celownika.

- Trochę zatrzęsie, Star Lord.

Wbił się z bara w najbliższego funkcjonariusza i powalił go na łopatki, a sam zaczął biec, nie zważając na strzały. Póki nie trafiali w Quilla, było całkiem dobrze.

W końcu doszli do zaplecza knajpki, a tam przebrali się w normalne ciuchy. Wade opadł na posadzkę i spojrzał na swojego przyjaciela:

- Tośmy się trochę poruszali co? Przez Ciebie mi jeszcze przykleją metkę tego "dobrego" - mruknął zakładając bluzę, ale zupełnie ignorując kaptur i bandanę. Kurde, przy Star Lordzie, jak przy Cable'u, mógł być sobą. Nagle usłyszał dźwięk smsa.

Petey: Jak tam? Dalej jesteś na tej pizzy?

Uśmiechnął się lekko. Odłożył broń pod ladę i wrócił na zaplecze. Rocket właśnie zaczął robić im kazanie o byciu bezmózgimi dupkami.

- Dobra, dobra, szczurku. Ja się muszę zwijać.

Szop już otworzył pyszczek, żeby coś powiedzieć, ale Deadpool bez większych problemów zatkał go leżącą obok szmatką.

- Nie zostawiaj mnie samego z jego wyrzutami - mruknął Star Lord z podłogi. Siedział pod jedną z szafek, próbując oszczędzać klatkę piersiową.

- Jak Gamora wróci... - warknął Rocket rzucając szmatką w twarz Quilla. Wade parsknął śmiechem i założył kaptur i bandanę. Przybił żółwika z całą trójką (Groot właśnie wszedł na zaplecze) i wyszedł.

- Przyjdź niedługo z tym całym Peterem - rzucił mu Star Lord na pożegnanie. Wade uśmiechnął się w odpowiedzi i zaczął odpisywać na smsa.


We're more like a soulmates. [Spideypool]Where stories live. Discover now