XIX

1.3K 89 0
                                    

Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem, wyczuwając przypływ mocy. Położył ją ostrożnie, nie chcąc jej spłoszyć. Małymi kroczkami, a mu zaufa i pomoże w wielkim planie.

-To może zaboleć. Jak będzie gorzej, przestanę, okej?- Spojrzał na jej twarz. Widział strach. Ale wiedział, że będzie jeszcze gorszy, gdy dowie się wszystkiego.

-Okej.- Nie wyglądała na wystraszoną. Idealnie udawała pewność siebie, ale pod skorupą blondyn wszystko dostrzegł. Pokiwał lekko głową z uznaniem. Położył po raz kolejny jej dłoń w miejscu, gdzie mieści się każda dusza we wszystkich ludziach. Zaczerpnął z niej energię. Nie dużo, ale na tyle, aby dziewczyna odczuła niemiłe uczucie. Zatracony w tym, nie kontrował tego, co robił. Po raz drugi sprawiło jej to niewyobrażalny ból. Krzyk roznosił się po pokoju, a on jakby tego nie słyszał. Wierciła się, ale nie miała siły na nic więcej. Cierpienie rozprzestrzeniało się po całym ciele. Dopiero, gdy była o krok od zemdlenia, zabrał rękę. Przymknął oczy. Wziął wdech i nie mógł uwierzyć, że kobieta dopiero teraz mu się napatoczyła. Gdyby wiedział wcześniej, mógły uwolnić się z jego wiecznego więzienia. Ale lepiej późno, niż wcale, prawda?

Szybkie i płytkie oddechy. Na tym się skupiła, czując jak helikopter przejmuje jej głowę. Nie miała siły nawet aby poruszyć dłonią, czy zwyzywać oprawcę.

Skupiony na mocy, która powoli zanikała, wstał. Spojrzał na nią. Nie, to nie współczucie kazało mu położyć jej dłoń na ramieniu i uleczyć nieco z wykończenia. Nie posiadał współczucia. To była... troska? Troska o jej duszę, jakkolwiek to sobie tłumaczył. I tak nic jej nie pomógł. Potrafił uleczyć wypadki związane z ciałem. Ale dusza to inna para butów. Przynajmniej w jej wypadku.

-Hmm- mruknął, chowając dłoń do kieszeni kurtki. Klatka piersiowa kobiety przestała unosić się tak szybko, a wróciła do normalnego stanu. Zmęczenie jednak dawało górę.

Ledwo przytomna zdołała się na uchylenie lekko powiek. Widziała wysoką postać, kierującą się w stronę wyjścia. Rozmyty wzrok ledwo nadążał za jego krokami.

-Już mówiłem, kim jestem.- Otworzył drzwi, przypominając sobie o dotrzymanej obietnicy.- Ale skoro wolisz pełne imię... Lucyfer. Witaj w mych skromnych progach.- Po tych słowach wyszedł.

-Sukinsyn.- To jedyne o czym była zdolna pomyśleć. Następnie zasnęła.

Nic nie wskazywało w przeciągu całego następnego dnia, aby się obudziła. Dopiero kolejnego zaczęła odzyskiwać świadomość. Oraz głód.

-Jeny.- Ziewnęła, przewracając się nieumiejętnie na drugi bok. Ponownie przeszkadzały jej kajdanki, przyczepione do metalowej ramy. Otworzyła oczy i szarpnęła ręką.-Oczywiście.

Spojrzała w kierunku okna. Słońce dopiero wschodziło. Ile czasu jej nie było? Ile minęło od momentu spotkania go na dachu? Pokręciła głową, przypominając sobie o jego wyznaniu przed tym, gdy odpłynęła do krainy snów. Nie mogła zastanowić się nad tym dłużej, bo ból głowy pojawił się od razu po pierwszej myśli. Drzwi ponownie się otworzyły.

Pan piekła i nocyWhere stories live. Discover now