XII

1.5K 90 0
                                    


- A no tak - szepnął do siebie, przypominając sobie coś istotnego- dziewczyna w piwnicy. - Bez żadnego problemu pojawił jej kanapki wraz z sokiem pomarańczowym na tacce, która znalazła się tuż obok dziewczyny.

Przeszedł ją dreszcz, nie rozumiejąc skąd się tu to wzięło. Nie była za tym aby brać od obcych, którzy dodatkowo ją porywają, jakiekolwiek jedzenie. Naoglądała się o tym dokumentów, horrorów czy thrillerów. Ludzka stonoga na pewno nie jest przykładem, że należy ufać obcym. Ale zmagana pragnieniem, sięgnęła po kartonik. Wzięła kilka łyków nie ruszając się z miejsca. Po kilku minutach, gdy była tak samo zmęczona, zmarznięta ale przytomna, doszła do odpowiednich wniosków. Nie było zatrute. Pomyślała, że również nielogiczne by było otruwanie jej. Gdyby chciał ją zabić, zrobiłby to z przerażającą łatwością na dachu starego budynku. Dopiła sok i odstawiła kartonik na bok.

Wszedł do swojego miejsca zamieszkania. Nie zdjął butów, czy kurtki. Uważał to za nieistotne i czasochłonne. A jasna góra ubrania dodawała mu tylko więcej uroku. Przeszedł przez cały hol. Nie żałował zabicia właściciela domu, który mieścił się na obrzeżach obrzeż miasta aniołów. Dlaczego tu? Stwierdził to za niezły paradoks gdy po wyjściu na wolność, znalazł się tutaj. Podobno także jego imiennik w serialu rozwiązuje morderstwa bo znudziło mu się piekło. Zaciekawiło go to. Odłożył na później obejrzenie chociaż jednego odcinka.

Minął duży kominek, sięgający sufitu. Oraz ciała zwisającego ze sznura obok. Były właściciel. Kluczowe słowo: były. Sznur na szyi nie zacieśniał się, ale pozostawił już wcześniej po sobie siny ślad. Na brązowych panelach uformowała się plama ciemnej krwi. Jeszcze świeża, bo zaledwie z przed kilku godzin. Mężczyzna wiszący we własnym domu posiadał uroki azjatyckie. Czarne, krótkie włosy sklejały się przez erytrocyty. Biała koszula już nie była biała, a szyja oblepiona została cała krwią. Jakby się przyjrzeć, co nikt nie powinien robić, można było dostrzec coś wystające z gardła. Blondyn wiedziony agresją oraz chęcią zbadania jak stoi z kondycją, wykonał tzn. kolumbijski krawat. To stara metoda nacinania gardła i przewlekania przez nie języka. Obrzydliwe dla większości ludzi, nie licząc psychopatów. Nie był psychopatą, ale nie był także człowiekiem. Zresztą ulżył światu, pozbywając się azjaty, handlującego narkotykami.

Jedną myślą otworzył wszystkie okna. Nie chciał, aby smród gnijącego ciała utrzymywał się. Już wystarczająco dużo much go drażniło. Pojawił i zawiesił lampkę do zabijania pasożytów. Podszedł do barku i wyjął bursztynowy napój o smaku Whisky. Nalał sobie do kieliszka i pociągając łyk, obserwował trupy małych owadów opadających na podłogę.

- Hmm - zamyślił się, biorąc raz po rak łyk napoju, który rozgrzewał go od środka. Nie wiedział co zrobić z ciałem. Pojawienie z użyciem jego niezwykłych mocy na środku placu zabaw, nie wyjdzie na dobre. Oczywiście będzie zabawnie, ale wolał nie mieć na głowie nędznych ludzi w mundurach. Do czasu pragnął pozostać niewykrywalny. Potem rozpocznie się piekło.

Ruszył w kierunku drewnianych drzwi. Trzymając kieliszek w lewej dłoni, prawą nacisnął na włącznik światła. Ruszył powoli w dół po ładnych, wyczyszczonych schodach. Echo rozchodziło się po całej piwnicy, gdzie wcześniej produkowana była metamfetamina najlepszej jakości w mieście. Teraz służyła jako tymczasowy loch dla szarowłosej. Chociaż loch brzmiało zbyt... średniowiecznie, mu idealnie pasowała ta nazwa. Przecież on sam tkwił w takim miejscu przez bardzo, bardzo długi czas. Ruszył w kierunku ciężkich drzwi. Nie oszczędził sobie gwiżdżenia. Nie znudziło mu się to po tylu latach. Tak samo jak denerwujące piosenki, którymi raczył jedynie otaczające go ściany.

Pan piekła i nocyWhere stories live. Discover now