I

2.9K 133 2
                                    

Krople deszczu uderzyły z całej siły o asfalt jak i o czarny kaptur, który miała na sobie naciągnięty. Szła szybkim krokiem, słysząc odgłosy zbliżającej się burzy.

Raz

Dwa

Trzy

Odliczyła sekundy. Tyle kilometrów zostało na dotarcie do niej burzy. Przeklęła pod nosem, gdy ponownie zadrżała z zimna. Przed wodą chroniła ją tylko cienka, czarna bluza, bluzka z krótkim rękawkiem tego samego koloru i brudne od błota jeansy. Nie byłyby tak ochlapane gdyby nie nastolatek przejeżdżający szybko swoim nowym autem przy chodniku. Ochlapał ją, a ona wyzywając go pod nosem, poszła dalej.

Zatrzęsła się po raz kolejny, słysząc o wiele głośniejszy grzmot niż inne dotychczas. Wiedziała, że się przeziębi. Nie było innego wyboru, mimo, iż nie pamiętała kiedy ostatnio jej się to zdarzyło. Włożyła ręce do kieszeni i patrząc pod nogi szła do upragnionego celu. Samochody przejeżdżały szybkim tempem. Ludzie chcieli jak najprędzej znaleźć się w domu i ogrzać po niezapowiedzianej wcześniej w telewizji burzy.

-Pieprzone pogodynki- rzuciła pod nosem dziewczyna, wyklinając część świata za jej aktualny stan. Stanęła pod rynną okolicznego domu. Deszcz spływał obok niej, a budynek chociaż trochę ochraniał ją przez zimnymi opadami. Że właśnie tego wieczoru chciała wyjść z domu i na piechotę przejść się do pracy.

Nie znała na dodatek dokładnie okolicy, więc dotarcie do celu zajęło jej nieco więcej czasu. I tyle samo minut spędziła na mrozie, dostając przez niego ciarek. Przegryzła wargę powstrzymując jej drżenie. Ruszyła dalej. Szybszym krokiem niż dotychczas omijała kałuże. Nie chciała jeszcze bardziej pogarszać swojego stanu niż to wymagało. Włożyła dłonie do kieszeni. Przed jej ustami pojawiła się widoczna para. Nie znaczyło to idealnie równie dla niej jak i pracodawcy, który wyznaczał jej wciąż nowe cele. Choroba, może nie duża, ale jednak jej pojawienie się, mogło skutkować brakiem skupienia a tym samym osiągnięcia zadania.

Stanęła przed żółtym, jednorodzinnym domem. Trawnik nie wyglądał na zadbany. Ani zapuszczony. Wysprzątany, bez odchodów psa, którego istnienie było sugerowane dzięki budzie wystawionej przed chodnikiem. Jasnowłosa zerknęła do środka. Duży, czarny wilczur spał zwinięty w kłębek i nie zdawał sobie nic z jej obecności. Nie pora na bronienie domu. Za zimno. Za mokro. Dla zwierząt jak i ludzi. Podeszła do schodów i weszła po nich, stąpając na skrzypiących deskach. Skrzywiła się. Miała obawy, iż lokator mógł ją usłyszeć. Chwilę stojąc w bezruchu doszła do myśli iż grzmoty i ulewny deszcz zagłuszyły jej nieostrożne ruchy. Uśmiechnęła się pod nosem i dzięki prostej sztuczce otworzyła drzwi wejściowe. Wystarczyło jedynie zajrzeć pod wycieraczkę z zachęcającym napisem: Welcome i wyjąć mały, miedziany kluczyk. Nie wiedziała co to ma być za kryjówka, skoro większość mieszkańców USA tak robi na wypadek zapomnienia zabrania ich z domu. Włożyła zdobycz do zamka i uchyliła drzwi. Wślizgnęła się tym razem cicho do środka. Zamknęła je za sobą. Stąpając cicho po miękkiej podeszwie, szła przed siebie. Była przyzwyczajona do widzenia w ciemności. Dlatego omijanie szafek czy stojaków przyszło jej z łatwością. Nowoczesny korytarz z obrazami ukazującymi pół nagie kobiety czy rasowe psy zaprowadził ją do obszernego salonu. Zdecydowanie zwyczajnie zamożny człowiek nie mógł pozwolić sobie na droga plazmę, zestaw głośników a nawet rzeźbę, którą chroniły z każdej strony szklane szyby. Przechodząc przez dywan nie zamartwiała się zostawiony śladami. Buty i tak pozostawiały odciski wody i brudu od wejścia do bogatego domu. Poruszając się z dużą ostrożnością przeszła przez całe pomieszczenie. Skierowała się do schodów. Postawiła pierwszy krok, sprawdzając czy przypadkiem stopień nie zaskrzypi pod jej ciężarem. Gdy tak się nie stało, weszła po każdym drewnianym podwyższeniu powoli i z precyzją. Stawiając buta na pietrze, nie zostawił on już żadnego śladu. Zostały wytarte w drodze ku celu. Właściciel domu na pewno nie będzie mieć akurat tego za złe.

Pan piekła i nocyWhere stories live. Discover now