XI

1.5K 98 2
                                    

Siedziała kolejne godziny. Sama. W ciemności. Już nawet nie chciało jej się rozruszać kończyn. Zegar biologiczny kazał zasnąć, ale uparta nie mogła do tego dopuścić. Stracić czujności. Tak więc nuciła pieśni pogrzebowe w oczekiwaniu na dalszy los.

Blondyn gwiżdżąc przeglądał po kolei książki. Wszystkie, które zawierały chociaż minimalny motyw religijny. Gdy kolejne godziny nie doprowadziły go nawet mimowolnie do sukcesu, warknął pod nosem. Rzucił powieść z twardą okładką na podłogę, zwracając na siebie uwagę wszystkich przebywających w księgarni. Bibliotekarka miała zamiar zwrócić uwagę tak niegrzecznej osobie, ale dostrzegając wysokiego mężczyznę odpowiedzialnego za hałas, darowała sobie. Wróciła wzrokiem do komputera, zamawiając kolejne lektury dla dużej ilości czytelników.

Mężczyzna myśląc, iż dużo osób przebywających w wypożyczalni wskazuje na to, że on również mógłby znaleźć coś dla siebie. Mylił się i właśnie przez to był wyprowadzony z równowagi.

- Same szajsy - mruknął pod nosem, kierując się w stronę wyjścia. Miał oczywiście na myśli wszelkie romanse. Te z upadłymi aniołami były najgorsze. Ale czytając ledwie kilka zdań "Siedem pieczęci" pewnej morderczej autorki doszedł do wniosku, iż tylko idioci to piszą. Wywrócił oczami na samą myśl posiadania kogoś bliskiego. Nie nadawał się do tego. Jako najgorszy nawet na to nie zasługiwał. Przynajmniej tak sobie wmawiał.

Wyszedł z budynku. Od razu skierował się w stronę parku, przez który przechodził, aby dostać się do biblioteki. Teraz musiał również to zrobić, aby dostać się do budynku, w którym przebywał. Nie nazywał tego domem. Dom to przestrzeń, gdzie czuje się dobrze. Spędza się czas z bliskimi albo można w spokoju zrobić kupę. Nigdzie na tym okrutnym świecie nie czuł się chociażby zbliżenie do dobrze. Bliskich nie miał, a kupy robić nie musiał. Ot ciężkie życie najgorszego z najgorszych.
W przeciwieństwie do poprzedniego dnia na przedmieściach Los Angeles teraz świeciło słońce. Katorgą było oglądanie wszystkich tych ludzi, spacerujących czy biegających po mało zarośniętych ścieżkach szczęśliwych. Jednej z osób podłożył nogę, a na krzyk tylko uśmiechnął się pod nosem i poszedł dalej. Zwykłym pstryknięciem palca sprawił, iż dziewczynie siedzącej pod drzewem na ławce i czytającej książkę, ptak narobił na białe kartki.

- Jasna... - Blondynka odrzuciła książkę na bok, wystraszona nagłym zwrotem akcji. Na twarzy miała zdziwienie. Orientując się w zaistniałej sytuacji, szybko wytarła rękawem kartki.

Poszedł w dalszą drogę robiąc drobne psikusy każdej napotkanej osobie. Tak małe drobnostki potrafią zniszczyć komuś cały dzień. To go uszczęśliwiało. Pozwoliło zapomnieć o porażce, która dzisiaj mu się przytrafiła.

Pan piekła i nocyWhere stories live. Discover now