Rozdział 9

299 15 0
                                    

Czekanie mnie wykańcza. Już jedynie Thomas został na sali. Naprawdę zaczynam się denerwować.Nawet Newt się obudził. Fakt krzyczał jak Kate,której chwile wcześniej zabrało się kolczyki. A od tego wrzasku padła by nawet chorda popażeńców. Pomimo że przyzwyczaiłam się że ktoś krzyczy, to jednak to mnie przeraziło. Śmiało mogę stwierdzić że jego wycie, zaliczę do grupy rzeczy których się boje.Jest na równi z igłami.Nie spałam całą noc,a Aidena dopiero nad ranem dał się przekonać do wyjścia z tond.Znów czuje się że wskazówki zegara zwalniały. Cóż, puki jeszcze nie wydaje mi się że stają w miejscu i się ze mnie śmieją, to jest racze nie jest ze mną tak źle.

Nie wiem czemu zrobiłam się taka nie cierpliwa.przecież na pewno wszystko poszło dobrze. Moje melancholijne czekanie przerwał krzyk. Boje się. Spojrzałam na mojego brata,trząsł się i dyszeć. Sparaliżowało mnie. Gdzie jest racjonalne myślenie, gdy jest potrzebne?!DO łóżka Thomasa podbiegło kilka pielęgniarek. Udało mi się przezwyciężyć otępienie i spojrzeć na w jego stronę. TO co widziałam mnie przeraziło.......
Zobaczyłam krzyczącego i wyrywającego się Thomasa.Próbowałam do niego podbiec, ale ktoś złapał mnie.Bardzo szybko ów człek,szybko został odepchnięty prze zemnie na bok. Pomknęłam ku bratu. Drogę zastąpiła mi Kate. Dawno chyba ode mnie nie oberwała, że to robi.Przyjaciółka dostała ode mnie siarczyście w policzek,mam nadzieje że za bardzo jej nie uszkodziłam. Przebiłam się przez szpaler otulających łóżko pielęgniarek.Mój brat krzyczał,trząsł się,wyglądał jakby trzepną go piorun a potem przebiegło po nim stado oglanionych osobników. Próbowałam go uspokoić,ale sama nadal byłam w szoku. Pomógł dopiero Kurt, który tymi tymi swoimi psychologicznymi bardziej nudzi niżeli pomaga. Ale ja się nie znam.Dziwiło mnie to że po kilku zdaniach,Thomas się uspokoił. Zemną to po tym jak pająka zobaczę, trzeba wręcz negocjować bym się uspokoiła. A tu proszę,może Kurt nie jest tak bezużyteczny jak twierdzi Fiona. Podeszłam spokojnie do brata,tak by go(jak to mówi Porcelanka)nie spłoszyć.Usiadłam na brzegu łóżka,zważając i myśląc nad każdym(co często się nie zdarza) słowem które chciałam wypowiedzieć. Zebrałam się na odwagę:

-Cześć Tommy-chłopak do tej pory siedział ze spuszczoną głową,niósł ja w moim kierunku-Jak się czujesz?

-Głowa mnie boli-złapał się za nią,jakby za sprawą dotknięcia jej coś go tknęło-Rose...-chłopak przytulił mnie.Poczułam że wszystko jest na swoim miejscu. Nie kryłam łez,pozwoliłam im lecieć.

-Brat,dusisz mnie już trochę-naprawdę brakowało mi tlenu. Żadne słowa nie wyrażą tego co teraz czuje,tego co czuję po powiedzeniu do niego "brat.Thomas puścił mnie nie chętnie.Czuję że, czekają nas w najbliższym czasie godziny gadania. Ta alternatywa mi odpowiada w każdym calu.

Aiden z Fiona zatrzymali Thomasa na jakieś badania. Nie wnikam. Sama ruszyłam do stołówki, mój wilczy apetyt dał o sobie znać.Siedzieli tam wszyscy moi podopieczni z Kurtem i Kate. Przeprosiłam Kitty za tego liścia. Ona tylko machnęła ręką,stwierdziła przy tym że rozumie.Mam nadzieję że tak będzie zawsze,że będziemy: siedzieć przy stole,śmiać się,rozmawiać po prostu być normalnymi nastolatkami. Nie być trenerami,lekarzami,ocalałymi,że nie będziemy uciekinierami.

Mam nadzieje że zaczniemy, chodź w jakimś stopniu żyć normalnie.Wiem doskonale że to niemożliwe. Wiem że do końca życia będziemy uciekać albo przed DRESZCZ'em albo przed popażeńcami. Mus to mus, jakoś domy rade. Podźwigniemy to tylko kiedy będziemy wszyscy razem. Jak to mówią w kupie siła,w kupie moc.Śmiechem żartem to dobija mnie to wszystko,przerasta.Co chodzi o przerastanie mnie,nie jest wielką sztuką. Jestem wręcz krasnoludkiem,los nie darował mi wzrostu. Jak to mówią moi przyjaciele:"Przynajmniej wciśniesz się wszędzie,znasz temperaturę przy gruncie.",milutcy. Za to ich uwielbiam,za to że pomimo tego kołchozu na świecie humor nadal nim dopisuje. Dwie rzeczy za które mogę podziękować dreszczowcom to właśnie oni i to że po części dzięki nim ,mój brat do mnie wrócił.Muszę skończyć z tym myśleniem,bo nic nie zjem. Chłopcy jedzą,nawet nie jedzą wciągają w siebie wszystko co stoi na stole. A głodna Rose to zła Rose. Ja się dziwię że nazywają mnie dzieckiem. Bez snu i pełnego brzucha,nawet się ludzko nie odzywam, problem. Zaczęłam się ścigać widelcem z Minho o ryż. Normalni to my nie jesteśmy.Następnie przepychanka z Newtem nawet nie wiem o co,ja zjem wszystko.Prawie wszystko brukselki nie tknę.Na szczęście Newt odpuścił i oddał mi tego kurczaka. Ateno jakie ja daję świadectwo o sobie:opiekun zabiera dzieciom. Dzieci większe ode mnie,ale równie żarłoczne. Podczas naszej mini biesiady,Minho sypał jakimiś sucharami zabawiając przy tym mnie,Kate(która wydawała się znudzona)i Gallego,Newt rozmawiał tylko z Kurtem. Coś czuję że nasz śmiech słychać w całej stołówce,bo ludzie się dziwnie patrzą w nasza stronę.Będzie bura od Vica,trzydziesta w tym tygodniu(to i tak jeszcze nie rekord). O wilku mowa,przekroczył próg jadłodajni.Żarliwie z kimś rozmawiał.Po chwili rozpoznałam jego rozmówce,był to Thomas.Chłopak z trudem wyrwał sie ze szponów gadulstwa mężczyzny. Zaczęłam się z niego śmiać,nie tyle z niego co z jego miny.Wyglądał jak styrany pluszowy pies. Usiadł pomiędzy mną a Minho,który nadal sucharzył.Mój brat chyba nie przepada za tego typu dowcipami, bo szybko ukrócił je:

- Minho zmień płytę bo słyszymy je przy każdej okazji-był lekko zirytowany

-Tom spokojnie-dotknęłam jego ramienia-kolega chciał być śmieszny.Ale mu nie wyszło-wszyscy zaczęli sie śmiać-Czy powiedziałam coś śmiesznego?

-Nie,ale zgasiłaś Minha-odpowiedział mi dławiąc się śmiechem Newt- Podziwiam- nadal się śmieli.

Spędziliśmy w stołówce jeszcze jakąś godzinę.Potem przenieśliśmy się na salę treningowej,która bardzo szybko pękała od śmiechu. Dołączyła do nas również Fiona. Smiechy sie podwoiły. Chciała bym by zawsze tak było.

Ostatnia SzansaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz