027. Dlaczego wciąż spoglądasz na złe ścieżki?

Start from the beginning
                                    

- Długo jeszcze? - Zdenerwowany warknąłem. Nienawidziłem czekać, w szczególności, jeśli miałem ograniczony czas.

- Kate spodziewa się dziecka. Jak mniemam – waszego dziecka.

Czy to jakiś pierdolony żart?

*

Kate's POV:

- Wiesz czego boję się najbardziej na świecie? - Szepnęłam do Kim, która nie odchodziła nawet na krok od mojego łóżka, kiedy ja wpatrywałam się tępo w widok za oknem. Spojrzała na mnie wyczekująco. Przełknęłam ślinę, łapiąc z nią kontakt wzrokowy.

- Że zasnę i więcej się nie obudzę. Nie zobaczę oczu Justina, nie poczuję jego dotyku, nie będę mogła porozmawiać z tobą, ani nie dowiem się czy zagrożenie w postaci Megan już minęło. Jeśli nie znajdą tego pierdolonego serca dla mnie, nie będę miała też możliwości urodzić – dłonie ułożyłam na pościeli pokrywającej brzuch. - Nie mogę umrzeć, choćby ze względu na nowe życie, za które jestem odpowiedzialna.

- Kochana, nie możesz nic zrobić. Nie zmienisz biegu wydarzeń, teraz potrzebna jest ci wiara. Wiara w to, że powinnaś żyć i być wreszcie szczęśliwa z Justinem.

- Niezła ironia. Kiedy poznałam Justina on uznał, że to przeznaczenie, według którego mam teraz stąd odejść. Może tak będzie po prostu lepiej? - Zniżyłam swój głos do szeptu, znów wpatrując się w szybę. Czas coraz wolniej płynął.

*

Justin's POV:

- Żartuje sobie pani? Przecież ma okres - nie potrafiłem uwierzyć w słowa kobiety.

- Miesiączka może pojawić się nawet w 3 miesiącu ciąży, to żaden dowód. W szpitalu zrobili USG, a sam płód ma zaledwie kilka dni.

- Nie, tylko nie teraz. To nie może być prawda. Nie, nie, nie – chwyciłem się za pęki włosów, nie potrafiąc zrozumieć dlaczego akurat na nas spada tyle nieszczęścia w tak krótkim czasie. Czy to zapłata za moje błędy z przeszłości? Jeśli tak to czemu Kate musi cierpieć? Czemu nie możemy oboje być szczęśliwi, razem, bez żadnych problemów? Uderzyłem pięścią w ścianę, na tyle mocno, że rozciąłem knykcie. Zaczęła sączyć się krew.

- Co masz zamiar zrobić? - Spytała cicho.

- Nie mam bladego pojęcia – szepnąłem, osuwając się po ścianie celi. Nim się spostrzegłem, z oczu wypłynęły mi łzy.

*

Kate's POV:

- Może kiedy Austin dał mi wybór, powinnam zgodzić się na jego warunki? Dzięki temu oni nie musieliby teraz siedzieć w areszcie. - Westchnęłam, ciągle próbując znaleźć jakieś wyjście z sytuacji.

- O czym ty mówisz?

- Obiecał, że nie wniesie oskarżenia, jeśli się z nim prześpię. Nie chciałam tego zrobić Justinowi. Już tyle przez moją lekkomyślność wycierpiał, nie chciałam go po raz kolejny ranić. Teraz mam jednak wątpliwości.

- Nawet tak nie myśl, Justin na pewno woli zapłacić odszkodowanie niż byś ty miała oddawać temu kretynowi swoje ciało.

- Ale musi być jakieś wyjście.

- Co chcesz zrobić, będąc przykutą do łóżka?

- Muszę coś zrobić – i nagle zapaliła mi się w głowie żarówka. - Już wiem! Masz może mój telefon?

*

Justin's POV:

- Wraca pani teraz do szpitala? - Nie ruszałem się z miejsca, jedynie unosząc głowę.

You part of me.Where stories live. Discover now