ROZDZIAŁ 32. Bracia Clark

118 18 175
                                    

Zachęcam do kliknięcia w gwiazdkę oraz zostawienie po sobie komentarza. Dla was to chwila, a dla mnie motywacja.

Miłego czytania!

Scarlett

- Mógłbyś nie jechać jak żółw?- jęknęłam zirytowana po raz kolejny dzisiejszego dnia!

- Nie denerwuj mnie- warknął Perez spoglądając na mnie- Nie chcę nas zabić- ułatwiłoby to wiele spraw, wiesz?

- A szkoda- mruknęłam tak aby nic nie usłyszał

- Co tam mruczysz wredoto?- spojrzał na mnie z dziwnym błyskiem w oku lekko się uśmiechając

- O patrz już jesteśmy!- udałam entuzjazm i wskazałam za okno pokazując napis witający nas w New Hope na co chłopak zaśmiał się perliście

Przyjechaliśmy tu, bo musiałam zabrać bardzo ważną rzecz z mojego rodzinnego domu ale co dopiero teraz dostałam info, że moi rodzice wyjechali w delegacje i nie ma ich w kraju, a nawet na kontynencie.

Musiałam zabrać dokumenty ze wszystkich naszych zleceń, bo trzymałam je pod łóżkiem w kartonach i miałam ogromną nadzieję, że mój pokój jeszcze istnieje i nie spalili go przy pierwszej lepszej okazji. Ten idiota uparł się, by jechać ze mną, w sumie sama nawet nie wiem dlaczego.

- Jesteśmy- westchnęłam patrząc na budynek, w którym spędziłam większość swojego okropnego życia

Miejmy to już z sobą i już nigdy tam nie wrócę choćby się waliło i paliło. No może wrócę tu tylko jeszcze jeden raz ale tylko, by zemścić się na tych potworach. Spokojnie, już niedługo jeśli nic nie pokrzyżuje mi planów.

- Idziesz?- drzwi z mojej strony otworzyły się 

Spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam jak Black patrzy na mnie łagodnie. Wystawił mi dłoń, by pomóc mi wysiąść. Przypomniało mi się jak kiedyś była taka sytuacja i wtedy nie przyjęłam jego ręki. Teraz to zrobiłam. W tym momencie zdałam sobie sprawę jak wiele się zmieniło od tamtego czasu. Nie tylko pomiędzy nami ale ogólnie w całym moim życiu. Obróciło się o 180 stopni. Nigdy nie myślałam nawet o przeciwstawieniu się Jacobowi lub opuszczeniu domu na nawet miesiąc bez ich wiedzy, a teraz mieszkam z niegdyś obcymi mi ludźmi, zarabiam sama na siebie i jestem wstanie się z tego utrzymać. Zarabiam o wiele więcej niż kiedykolwiek bym pomyślała. Może niezbyt legalnie ale nie obchodzi mnie to. Nawet mogę stwierdzić, że jest dobrze.

Bez słowa przyjęłam rękę Blake'a i wyszłam z czarnego dodge'a. Czułam jak nogi mi się lekko trzęsą, co w żadnym stopniu mi się nie podobało. Cały czas patrzyłam na budynek nie chcąc spuścić go z wzroku jakby nagle demony mojej przeszłości miały z tamtąd uciec i mnie zaatakować wciągając z powrotem w swoje sidła i nie wypuścić przez następne lata.

Nagle poczułam czyiś dotyk na moich plecach i lekkie popchnięcie do przodu. Obróciłam się w tamtą stronę wyrwana z letargu i niemalże od razu napotkałam wzrok czarnowłosego. Przełknęłam ślinę i ruszyłam w stronę furtki. Zaczęłam wspinać się po bramie cały czas czując na sobie zaciekawiony wzrok Pereza.

- Zdajesz sobie sprawę z tego, że istnieje coś takiego jak bramka?- zapytał podśmiechując się ze mnie gdy ja sprawnie wylądowałam po drugiej stronie bramy

- A czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, że moi rodzice są tak dziwni, że mają czujnik na klamce i gdy ktokolwiek jaj dotknie albo zbliży się do niej bliżej niż pięć centymetrów dostaną komunikat o włamaniu, a policja przyjedzie tu w ciągu może dwóch, maks pięciu minut?- spojrzałam na jego nieco zszokowaną twarz zakładając ręce na piersi

Życie Potrafi Wszystko.Where stories live. Discover now