Rozdział 27. Nic nie warta

238 22 99
                                    

Zachęcam do kliknięcia w gwiazdkę oraz zostawienie po sobie komentarza. Dla was to chwila, a dla mnie motywacja

Miłego czytania!

Scarlett

- LUIS?! - krzyknęłam z namacalną złością w głosie.

Ja nie byłam poddenerwowana, byłam wkurzona. Z tego co wywnioskowałam jest to miejsce spotkań organizacji Balke'a i Val, a ja widzę tutaj chłopaka mojej najlepszej przyjaciółki, w tym mojego przyjaciela. Miałam ochotę krzyczeć i coś rozwalić. Niemożliwością było to, że mnie nie zauważył. Wszystkie pary oczu osób zgromadzonych na tej sali były skierowanie w moją stronę. Furia zawładnęła każdą częścią mojego ciała. Spojrzałam na bruneta obok, który patrzył na mnie niezrozumiale, a potem znów na blondyna. Nim się obróciłam zauważyłam, że Luis przerażony ale zaczął iść w moją stronę, a Black? Black stał jakby wryty w ziemię.

Szybkim krokiem wyszłam z budynku. Cała rozwścieczona zaczęłam robić jakieś kreski nożem na drzewie wyobrażając sobie, że to czyjeś ciało. Nagle zakręciło mi się w głowie lecz nim zdążyłam się podeprzeć o najbliższe drzewo i upadłam. Zemdlałam. Zemdlałam z nożem w ręce. Nie dobrze

Blake

Stałem osłupiały. Dlaczego? Bo nigdy w swoim dwudziestoletnim życiu nie widziałem takiej furii w czyichś oczach. Dosłownie nigdy nie widziałem takiego gniewu, nawet u mężczyzny. Zauważyłem, że Luis zaczął iść za Scarlett. Stanąłem przednim i ruchem ręki zatrzymałem go. Próbował mnie wyminąć lecz ja nie ustąpiłem.

- Ja wiem, że trochę współpracujemy ale kim ty dla niej jesteś?- uniosłem brew, bo w sumie nigdy nie widziałem go w jej towarzystwie lub nie słyszałem, żeby wspominała o nim w jakiejś rozmowie ze mną lub gdy ją śledziłem, żeby gadała o nim z jej przyjaciółką, Amy

- Jestem chłopakiem Amy, jej przyjacielem- na stwierdzenie, że jest jej przyjacielem poczułem jakieś dziwne ukłucie w okolicach klatki piersiowej

Bez słowa odwróciłem się i szybkim krokiem wyszedłem z budynku. Wiedziałem, że blondyn idzie za mną lekko przestraszony i poddenerwowany. Gdy już wyszliśmy z budynku pierwsze co rzuciło mi się w oczy to dziewczyna leżąca na ziemi bez kurtki. Szybko do niej podbiegłem i odgarnąłem jej włosy z twarzy. Nic. Dalej leżała na brzuchu w bezruchu. Chwilę później blondyn także kucał przy Scarlett. Ciało dziewczyny było bardzo zimne ze względu na temperaturę panującą w lutym.

- Trzeba wezwać karetkę- powiedział blondyn, a ja spojrzałem na niego jak na idiotę i trzepnąłem go w łeb

- Ja też się o nią martwię ale no pomyśl trochę- co ja właśnie powiedziałem? Czemu powiedziałem, że się o nią martwię? Nie prawda. Po co skłamałem? No może troszeczkę czuję się winny, bo to ja ją tu przywiozłem? No ale przecież mogła nie jechać. To tylko zwykła dziewczyna, nic nie warta- Nie możemy wezwać tu karetki, bo mogą powiadomić psy, że robiliśmy coś przy dawno opuszczonym budynku i jak zaczną węszyć to jakimś cudem mogą połączyć kropki. Co prawda inteligencji to oni za grosz nie mają ale jak się znajdzie jeden mądrzejszy to po nas wszystkich.

Myśl, myśl, myśl, co można zrobić tak żeby nie skończyć w więzieniu. Nie możemy jej zawieść do szpitala, nie my. Od razu mnie rozpoznają. Niby nie jestem poszukiwany ale już za nim podjąłem się tej pracy miałem "drobne" problemy z prawem. Kto mógłby to zrobić?

- Mógłbyś poprosić Amy, by ją zawiozła. Wtedy nikt, by nic nie podejrzewał. Mogłaby powiedzieć, że były na spacerze i Scarlett zemdlała.

- No i dobra, to ja zadzwonię, a ty zanieś Scarlett do auta- wstałem z kolan i odszedłem trochę dalej

Życie Potrafi Wszystko.Where stories live. Discover now