Rozdział 13 "Wiatr we włosach"

Start from the beginning
                                    

  Pod wpływem emocji podbiegłam do Ricka i go przytuliłam. Na początku zdezorientowany brunet, po chwili odwzajemnił uścisk. Potem przybiłam piątkę Treanowi i dziewczynom. Spojrzałam z tryumfem na Chrisa, który zdenerwowany kopał zawzięcie kamyk. Zrobiło mi się go trochę żal. Taki biedny, duży chłopczyk został wikiwany przez dziewczynę. Smutne. Pograliśmy jeszcze trochę, kończąc mecz winikiem 1:0, oczywiście dla nas. 

***

    Biegłam skoszonym trawnikiem do pracy. Nie chciałam się spóźnić już w drugim dniu. Zdyszana wbiegłam na recepcję, a następnie do stajni. Romi karmiła już konie. Spojrzałam na zegarek i stwierdziłam, że spóźniłam się dokładnie minutę. Podeszłam do rudowłosej i się z nią przywitałam. Dziewczyna posłała mi przyjazny uśmiech, a ja go odwzajemniłam.

- Tak więc, kiedy jedna z recepcjonistek przyprowadzi tu klienta, masz mu przedstawić każdego konia, pozwolić wybrać tego, który najbardziej przypadł mu do gustu. Następnie poinformować o tym recepcjonistkę - poinformowała mnie o wszystkim Romi, a ja pokiwałam głową na znak, że rozumiem.

   Zaczęłyśmy czyścić konie, a kiedy wszystkie były już wypucowane, zaczęli przychodzić klienci. Najpierw trafił mi się pewien blondyn, zaczęłam go oprowadzać po stajni i przedstawiać wszystkie konie po kolei. 

- To, którego zamawiasz? - spytałam kiedy skończyłam naszą przechadzkę. 

- Najlepszy był chyba ten - odpowiedział nieprzyjemnym dla ucha głosem, wskazując na Mohito. Konia, który według mnie był najlepiej zbudowany i najładniejszy. 

- Yyy, przepraszamy, ale ten koń jest aktualnie chory i jest ryzyko zachorowania po zjedzeniu go - sama nie wiem czemu skłamałam. Po prostu czułam do tego konia coś w rodzaju sympatii. Chłopak spojrzał na mnie podejżliwie, ale po chwili namysłu odpowiedział:

 - W takim razie wezmę tego -wskazał głową na białą klacz, a ja pokiwałam ze zrozumieniem głową i poszłam na recepcję. Z racji tego, że Romi gdzieś zniknęła musiałam obsłużyć dziś wszystkich klientów. Udało mi się nie sprzedać Mohito, a po zamknięciu zakładu wyprowadziłam wszystkie konie na pastwisko i zabrałam się za boksy. Byłam zła na rudowłosą, ponieważ nie tylko ja tu pracowałam, ale na szczęście w porę się zjawiła. Została mi jeszcze połowa boksów do posprzątania.

- Możesz już iść, ja dokończę - zaproponowała, a ja od razu się zgodziłam i opuściłam stajnię kierując się na polankę Żelka, choć był to chyba bardziej zagajnik. Przedzierałam się przez las, wcale nie patrząc się na drogę, tylko intensywnie oglądając swoje buty, jakby to była najciekawsza rzecz na świecie. Miałam wielkie poczucie winy przez wypadek, który wydarzył się parę lat temu. Nadal czułam niechęć do koni, ale też i do siebie. Nękało mnie ogromne poczucie winy.

*** 

 Pegarożec pasł się spokojnie na skraju zagajnika, a ja jeszcze chwilę się zastanawiałam.

-Teraz już nie masz wyboru, przychodząc tu zdecydowałaś się na moją propozycję - oświadczył znudzony nie odrywając się od trawy.

- Taa, niech ci będzie - poddałam się w końcu i podeszłam do Żelka z zamiarem pogłaskania go. Kiedy miałam rękę dwa milimetry od jego sierści koń prychnął:

- Gdzie z tymi klejącymi łapami!

- Jeśli mam być twoim jeźdźcem muszę cię dotknąć - odpowiedziałam przewracając oczami.

- Hmmm no tak - mruknął w odpowiedzi. 

- Więc co mam robić? - spytałam. 

- Wiesz... jeśli chcesz mnie dosiąść to przydałoby ci się siodło - powiedział rozbawiony. 

- Och czyli muszę się wracać? - powiedziałam zrezygnowana. Żelek nagle się ożywił, a jego róg przybrał fioletowy odcień. 

- Mam lepszy pomysł! - krzyknął i rozłożył skrzydła. Patrzyłam z przerażeniem jak do mnie podbiega i uśmiecha się w koński sposób. Gapiłam się na niego zdezorientowana. Domyśliłam się o co mu chodzi.

- Wchodzisz, czy nie? - zniecierpliwił się. Niepewnie do nie niego podeszłam, a Żelek się zniżył,  tak że bez problemu na niego weszłam. Złapałam jego gęstą, szorstką grzywę i czekałam. Żelek oderwał się od ziemi z nieprawdopodobną szybkością, a ja krzyknęłam przestraszona. Koń zaśmiał się i wzniósł nad las. Pędziliśmy tak, że nic praktycznie nie widziałam, tylko zamazany obraz wokół mnie. 

  W końcu wylądowaliśmy na pastwisku,  a ja czując mdłości zsunęłam się szybko z konia. Ruszyłam w stronę stajni, starając się robić jak najmniej hałasu.  Kiedy byłam już przy drewnianych drzwiach prowadzących do siodlarni, nacisnęłam klamkę, jednak było zamknięte. Wyciągnęłam z kieszeni pęk kluczy i otworzyłam odpowiednim drzwi. W środku było ciemno, ale jako wilk widziałam doskonale. Wzięłam czarne siodło i taką samą uzdę. Wymknęłam się na zewnątrz i zamknęłam za sobą drzwi, po czym pobiegłam z powrotem do pegarożca. 

- W takim razie mnie osiodłaj - powiedział dumnie po czym wybuchnął głośnym śmiechem. Czasem zachowywał się trochę dziwnie. Nałożyłam mu na grzbiet siodło i podpięłam popręg, na co Żelek strasznie grymasił. Włożyłam mu wędzidło do pyska, co też go nie uszczęśliwiało. Kiedy był już osiodłany wsadziłam nogę w strzemię i wygodnie się usadowiłam. Dawno nie patrzałam na świat z grzbietu konia. Przypomniały mi się dawne czasy. Odepchnęłam od siebie przytłaczające myśli i spytałam:

- I co mam robić?

-  Zachowuj się jak na normalnym koniu - polecił.

- Jasne - mruknęłam I ścisnęłam konia łydkami. Ten od razu ruszył stępem. Następnie przeszłam do kłusa i galopu.

- Jak mam polecieć? - spytałam. 

- Szarpnij  wodzami w górę.- zrobiłam tak jak kazał i już po chwili wznosiłam się do góry. To było cudowne uczucie. Żelek wykonywał, każde moje polecenie. Unosiłam się wysoko ponad drzewami i czułam, że teraz to ja mam kontrolę nad lotem.  Zobaczyłam zagajnik w lesie. Ten, w którym mieszkał jak na razie mój koniowaty przyjaciel. Chciałam tam wylądować, ale nie wiedziałama jak. 

- Wodze w dół - poinformował mnie Żelek tak jakby czytał mi w myślach. Zrobiłam to co kazał i zaczęłam delikatnie opadać w dół. Wylądowaliśmy z głośnym stukotem  kopyt. Zeszłam zwinnie z konia i go poklepałam. 

- O, to przyjemne - mruknął w odpowiedzi. Rozsiodłałam  go i obiecałam, że jutro przyniosę szczotki do pielęgnacji. 

 - Pa Żelek!

 - Pa Adolpha! - próbował naśladować mój głos na co się zaśmiałam.

--------------------------------------------------------------------------'

 Dziękuję za 1.5 K wyświetleń i 4 miejsce w O wilkołakach! I oczywiście zachęcam do komentowania i gwiazdkowania ;) 

Wilczy ŚwiatWhere stories live. Discover now