― Też się zastanawiam. Pamiętam cię jako taką światową, postępową. Te dwadzieścia lat temu, jak częściej tu przyjeżdżałaś, to jak najęta opowiadałaś o tej Warszawie, przysyłałaś mi zdjęcia, pocztówki.

Aurelia pokręciła głową, śmiejąc się pod nosem, gdy usłyszała te określenia na swój temat.

Taka może i kiedyś byłam...

― A teraz błąkam się po wioskach i rozrzewniam nad upływem czasu. ― Przewróciła oczami. ― Im starsza jestem, tym bardziej jakaś tkliwa się robię...

― Oj, przestań. Nawet do mnie przyjdzie czasem melancholia. Ale z trójką dzieci, choć jedno dorosłe, to nie mam na to czasu.

Aurelia nigdy nie sądziła, że to nie ona będzie tą pragmatyczną, twardo stąpającą po ziemi stroną w rozmowie.

― Jak myśl będzie chciała się wydostać na powierzchnię, to nie będzie cię pytała o zdanie.

Aurelia przeszyła Franziskę wzrokiem, nie mogąc zdzierżyć jej prostego podejścia.

― Co się, do cholery, działo w twoim życiu? ― Kobieta spytała wprost.

― Długo by opowiadać. Przyjechałam tu między innymi, żeby od tego odpocząć. Lepiej powiedz mi więcej o tym, co działo się tutaj ― zepchnęła rozmowę na inny tor.

Sprawy z Polski starała się zostawić w Polsce. Z zainteresowaniem słuchała o znajomych jej kiedyś ludziach, raz na jakiś czas zerkając na rozmawiającą w oddali młodzież. Obydwoje nieco skrępowani, ale i uśmiechnięci, ukradkiem posyłali sobie spojrzenia.

Kiedy chłód zaczął być nie do zniesienia, wrócili do domu. Niewielki budynek mieszkalny z wyraźnymi śladami eksploatacji wciąż był dla Aurelii przedmiotem ogromnego sentymentu. Za każdym razem, gdy tu była, dziękowała w duchu nieokreślonym siłom wyższym, bądź szczęśliwemu zrządzeniu losu, że pomimo wyprowadzki z tego miejsca ponad trzydzieści lat temu, jej rodzina nigdy go nie sprzedała. Jeszcze dekadę wcześniej mieszkała w nim jej babka ze strony ojca, lecz po śmierci kobiety rzadko kiedy ktoś zajmował się tym miejscem. Niemalże cały pobyt zajęło jej z pomocą syna doprowadzenie go do względnej czystości.

Po spotkaniu z Franziską była raczej małomówna. Chodziła od pomieszczenia do pomieszczenia, nie mogąc sobie znaleźć miejsca i w osobliwym przytłoczeniu, dla odwrócenia myśli, znów brała się za sprzątanie, by kilka minut później rzucić je w kąt i zająć się sprawdzaniem, czy nie zapomniała spakować niczego przed czekającą ją podróżą z powrotem do domu.

Jednego z domów.

― A mógłbym wyjść do Leni jeszcze? ― Z zadumy wyrwał ją głos syna.

Chłopak z zaaferowaniem pisał coś na telefonie, utrzymując podzielną uwagę między matką a nowo poznaną dziewczyną.

― A spakowany jesteś? ― upewniała się.

― Jestem.

― A posprzątane?

― No... w miarę ― odparł zakłopotany.

― No dobra ― odpuściła. ― Tylko punkt dwudziesta pierwsza w domu, jutro rano wyjeżdżamy.

― Ale mamo, chcesz mi odebrać okazję na ćwiczenie angielskiego i niemieckiego w praktyce? ― Uśmiechnął się, przybierając minę zbitego szczeniaka.

― Tak, tak. Nie podlizuj się ― rzuciła żartobliwie. ― Musisz się wyspać, o piątej wstajemy.

― A może pójdę do klasy językowej... ― ciągnął. ― miałbym na całym świecie okazję na dobrą przyszłość.

7:21Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz