Rozdział 35

592 52 9
                                    

― Co to jest? ― spytał Szewczyk, spoglądając to na Markowską, to na kartkę, która trafiła na jego biurko.

Ona zaś w ostatniej chwili powstrzymała się przed kąśliwym pytaniem w jego stronę, czego nie rozumie w konstrukcji wypowiedzenie umowy o pracę.

― Wypowiedzenie ― powiedziała z taką lekkością, jak gdyby wcale właśnie nie pieczętowała decyzji o zakończeniu swojej kariery w tym miejscu po kilku latach pracy.

― Przecież masz lewą umowę, tudzież jej brak.

― Symbolicznie. A nuż się kiedyś przyda.

― Tak... ― zaczął, po chwili przerywając i próbował dobrać słowa tak, by nie wykazać się nietaktem. ― Wiesz, jak to będzie wyglądać. Wiadomo, co się o tobie mówi, a potem odchodzisz z pracy. Wiele rzeczy można sobie pomyśleć.

― Nie interesuje mnie to. Nic na sumieniu nie mam, a nie pozwolę się ośmieszać ― odparła stanowczo. ― A zresztą, może tak miało być. Może to już czas...

Westchnął, poprawiając się na fotelu. Co prawda od dawna spodziewał się jej odejścia, jednak sądził, że ostanie się jeszcze na dwa, czy trzy lata.

― Rozumiem. I tak długo tu zostałaś. ― Na te słowa Aurelia aż się uśmiechnęła. Ujęła ją prostolinijność szefa. ― Ale nie popracujesz jeszcze choć do końca roku? ― spytał z nadzieją, po czym jeszcze raz rzucił okiem na kartkę z widniejącą na niej datą ostatniego dnia czerwca. ― Ach, tak. Z tego wszystkiego nie zauważyłem. 

― Do tego czasu sprawa zdąży ucichnąć, a to, że odchodzę z końcem roku, nie będzie budziło zbędnych podejrzeń. I chciałam cię uprzedzić wcześniej, żebyś nie musiał szukać kogoś za mnie na cito.

Czysta ludzka przyzwoitość, czy coś.

― Dobrze przemyślane. Ci smarkacze sobie nawet nie zdają sprawy, jak można pogrążyć człowieka ― oburzył się po raz kolejny tym samym.

Błagam, już to zostawmy...

― Ta Wrońska sama się pogrążyła. Nikt jej nie kazał wchodzić ze mną na tor konfliktu. Były w ogóle jeszcze jakieś problemy z jej strony? ― podpytała, kierowana ciekawością, korzystając z okazji.

― Nie, na szczęście koniec tego cyrku. Wezwałem jej ojca, żeby wyjaśnić, dlaczego musi zmienić szkołę i słuchaj, jak mu było wstyd za córkę, i taki wściekły był, to aż mi głupio było opowiadać dalej o jej wyczynach. Powiedział, że ją do prywatnej szkoły wyśle i będzie święty spokój.

― No popatrz...

Choć sprawa była już rozstrzygnięta, taka informacja budziła w niej ulgę. 

― A ta Piasecka? Z jej strony też zero problemów? Próbowała z tobą kontaktować?

Tylko telepatycznie.

― Nie, trzyma ode mnie dystans, ja też jej nie zaczepiam. Wydaje się w miarę stabilna.

Wygląda jak żywy trup.

― No to dobrze. Można odetchnąć. Oby im nic już durnego do łbów nie wpadło.

Aurelia dowiedziała się wszystkiego, czego potrzebowała. Temat Elizy zaś wzbudził w niej dyskomfort.

― Oby. Już czas na mnie, za chwilę mam lekcję z pierwszakami. ― Przewróciła oczami na myśl o rozbrykanych, choć skutecznie zmotywowanych strachem szesnastolatkach.

― Dobrze... cóż, nie żegnamy się jeszcze, ale kontakt do siebie mamy, prawda?

― Znajomości warto utrzymywać ― odpowiedziała.

7:21Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz