Rozdział 12

821 52 4
                                    

– Czy oni sobie kurwa żartują? – jęknęła z frustracją Eliza, podczas rozmowy telefonicznej z Nadią, która zadzwoniła z niszczącymi ich dzisiejsze plany nowościami.

Akurat wtedy, gdy ta już szykowała się, by jechać do niej w celu obserwowania zjawiska astronomicznego.

– A weź mi nawet nic nie mów. Taki poważny wypadek, a karetka na to jebane zadupie dotarła dopiero po czterdziestu minutach. Droga cała zablokowana, zero żadnego objazdu, bo przecież mieszkam na pierdolonej wsi więc krótko mówiąc, chuj z naszego księżyca.

Eliza, równie wściekła na niesprzyjające tego dnia okoliczności, westchnęła zrezygnowana.

– No i chuj no, mogłam przyjechać wcześniej.

– A skąd miałyśmy to wiedzieć?

– A chuj wie... dobra, wyjdę i zobaczę, skąd ode mnie będzie dobrze widać. No trudno już.

Na myśl od razu przyszło jej konkretne miejsce. Gdy ostatnio się tam znalazła, zwróciła uwagę na wyjątkowo czyste niebo, jak na tę część miasta. Problem jednak tkwił w tym, że niekoniecznie chciała się znów w owym miejscu znaleźć i to właśnie z powodu przyciągania, jakie w tamtą stronę odczuwała. Podświadomy lęk przed straceniem już dawno utraconej kontroli idący w parze z wiecznymi wewnętrznymi dylematami dezorientował ją coraz bardziej.

Wyszła więc z domu bez konkretnego pomysłu i poszła przed siebie. Nijak nie mogła doszukać się żadnego skrawka ziemi, z którego widać było dobrze niebo i gdzie zatrzymanie się nie poskutkowałoby potrąceniem przez samochód. Brak miejsca do prowadzenia obserwacji był dla niej jedną z największych wad mieszkania w tym miejscu. Oczywiście pomijając fakt, że nie był to jej Wrocław.

Nagle jej uwagę zwrócił nadjeżdżający z naprzeciwka autobus, który zatrzymał się przed przejściem dla pieszych, niejako dając jej czas na podjęcie działań. Los cisnął jej oczywistym znakiem prosto w twarz.

Zanim wszelkie natrętne myśli i nadmierne analizy doszły do głosu, ona już biegła. W ostatniej chwili zdążyła wsiąść do pojazdu, a gdy już to zrobiła, ogarnął ją dziwny spokój. Tak jakby w ten sposób właśnie miało być i w tym dniu pisane jej było znaleźć się w miejscu, którego odruchowo chciała uniknąć z powodów dobrze wiadomych. Teraz jednak znalazła wymówkę dla pałającej wiecznym sceptycyzmem części swojego rozczłonowanego umysłu, porządne podstawy, dlaczego miałaby się tam znaleźć, choć i tak dalej uważając swoje poczynania za nie do końca umysłowo trzeźwe. Dla zasady. 

Gdy tylko autobus znalazł się w obrębie dzielnicy obok, Eliza zaczęła czuć się dziwnie i ciężko było stwierdzić w jakim sensie, co oczywiście zignorowała, uznając za kolejne urojenia. Według danych z internetu ukazanie się zjawiska astronomicznego w pełnej okazałości było już kwestią maksymalnie dziesięciu minut. Pokierowała się więc w stronę tego parku, w którym o ironio, równo miesiąc wcześniej zaliczyła niespodziewane spotkanie. 

Z daleka zobaczyła, że ławka, na której tamtego pamiętnego dnia siedziała razem z Markowską, była pusta. Uśmiechając się pod nosem, zajęła miejsce, wyczekując astronomicznej sensacji, a może i podświadomie czegoś jeszcze.

 – Dobra, kurwa, ogarnij dupę – mruknęła do siebie, balansując swoją uwagą pomiędzy niebem a telefonem i pisaniem ze swoją dwuosobową świtą, którą to informowała na bieżąco o swoich poczynaniach.

*Nadia Przybysz przesyła zdjęcie*

Nadia: Skoro już tam jesteś, to łap ;* 

Eliza przyjrzała się wysłanej przez brunetkę fotografii, będącą zrzutem ekranu ze strony, na której ta zawsze sprawdzała horoskop. Zaśmiała się pod nosem, gdyż jej przyjaciele ewidentnie po swojemu zrozumieli przekaz kilku prostych słów pierdolę te horoskopy, to gówno ryje mi banię.

7:21Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz