Rozdział 9

820 52 2
                                    

– Bardzo ładnie, celujący.

Eliza z ulgą odebrała swój sprawdzian od nauczyciela fizyki, choć w ostatnim czasie poza tą chwilową, ulotną jak wszystko inne satysfakcją ze swojego postępu, nie miała zbyt wielu powodów do uciechy. Piątek, pierwszy dzień, w którym miała angielski po przerwie związanej ze Świętem Zmarłych, był to powrót do rzeczywistości nie tyle, co bolesny, a rozczarowujący dla pogrążonej w wyobraźni dziewczyny, która znów postanowiła odrywać się od szarej monotonii, maksymalnie zatapiając w nauce. I tak właśnie żyła przez następny tydzień, cały czas w książkach, ale przynajmniej z pozytywnym odbiciem na jej ocenach.

Aktualnie niecałe piętnaście minut dzieliło ją od zajęć dodatkowych z angielskiego, na które zapisała się razem z Nadią w zasadzie to z powodu czekających ją egzaminów, lecz nie ukrywając, gdyby nie rozmowa z Markowską, prawdopodobnie przygotowywałyby się na własną rękę. 

Gdy lekcja dobiegła końca, dziewczyna od razu poszła pod salę przyjaciółki, by wspólnie z nią poprzeżywać czekające ich następne dwie godziny. Zmierzając pod drzwi z naklejonym na nich numerem 215 na kawałku taśmy, który z całą pewnością pamiętał jeszcze czasy PRL-u tak samo, jak odchodząca od ścian wewnątrz pomieszczenia biało-żółta farba, doszły do wniosku, że czeka je tam śmierć i zguba, ale przynajmniej coś ciekawego się wreszcie może z ich żywotem stanie.

– Zestresowana? – zaczęła Eliza.

– W chuj – przyznała Nadia. – Ale w sumie testy językowe pasowałoby zdać, a z tobą się aż tak nie cykam iść.

– Miło, zważając na fakt, że ja sama aktualnie zdycham na zawał. – Przewróciła oczami, przez cały czas chodząc to w tę, to we w tę.

Za Chiny Ludowe nie mogła spokojnie ustać. No, ale przecież sama się na to skazała i do tego niespecjalnie żałowała tej decyzji.

– I tak uwaga będzie skierowana na ciebie, więc... – zaczęła znów prowokować przyjaciółkę czarnowłosa.

– Jak ty zaczynasz to swoje wróżenie, to autentycznie mam wrażenie, że zemdleję – rzuciła ta, pół żartem, pół serio, wchodząc jej w zdanie.

– Ja wróżką nie jestem, po prostu obserwuję sytuację i widzę ją w miarę trzeźwo.

– W miarę – prychnęła w odpowiedzi. – Słowo kluczowe.

– W porównaniu do ciebie to już coś.

Zebrana grupa liczyła zaledwie kilku uczniów, którzy albo mieli ambicje, albo lubowali się w takiej formie masochizmu, jaką stanowiły dobrowolne lekcje z taką prowadzącą. Małe były szanse, że z czasem zjawi się więcej osób, gdyż nikt na zajęcia Markowskiej nie miał się w zwyczaju spóźniać. Jak na złość dla średnio pilnującej zegarka Elizy, nauczycielka nie patrzyła na to przychylnym okiem.

Chwilę później, jak zawsze (zazwyczaj) punktualnie, zjawiła się sama ona. Pierwszą osobą, na jaką skierowała swój wzrok, była oczywiście pogrążona w głębokim skupieniu na sztuce samokontroli Piasecka, a zaraz potem niezbyt zdolna z jej przedmiotu brunetka stojąca u boku przyjaciółki.

– O, Przybysz. No ciebie się tutaj nie spodziewałam – rzuciła Aurelia, na co Nadia jedynie wzruszyła ramionami, grając obojętność.

Eliza widziała jednak, że w dziewczynie zaczyna powoli wzrastać żądza mordu.

– Ja też się nie spodziewałam, że tutaj przyjdę – burknęła Nadia pod nosem, gdy obydwie zajęły miejsce w trzeciej ławce przy ścianie.

Najbardziej taktycznie miejsce – nie za blisko, ale też bez ryzyka przesadzenia do przodu. Tam za to usiedli nieświadomi, no i oczywiście wcześniej wspomniani masochiści.

7:21Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz