Rozdział 25

1.1K 58 12
                                    

– Masz tak niesamowitą aurę... taką unikalną...

Pijana Eliza po prostu nie mogła sprawić innego komplementu. Siedziała na kanapie wtulona w również niegrzeszącą trzeźwością Aurelię, zachwycając się każdym aspektem tej chwili. Nie mogła pojąć, jak można było tak bardzo odchodzić od zmysłów pod wpływem jednej osoby, a jednocześnie czuć się przy niej tak swobodnie. Wcześniej jeszcze istniejące zahamowania i granice z każdą chwilą stawały się jedynie archaizmami – alkohol skutecznie rozpuszczał każdą blokadę. 

Nie była to jednak tylko jego zasługa. W swoim towarzystwie zachowywały się, jak gdyby znały się od dawna i jakby nie dzieliły ich żadne przeciwności ze strony świata rzeczywistego, a codzienność, którą musiały w nim odbywać, była tylko mało znaczącą, zgryźliwą iluzją. Wadliwym kodem w symulacji komputerowej.

Tak jakby bliźniacze dusze odnalazły się po latach niewiedzy o swoim istnieniu i teraz gdy wreszcie miały taką okazję, chłonęły desperacko swą obecność ponad podziałami i ograniczeniami. Ich więź była sama w sobie zjawiskiem zasługującym na miano nadnaturalnego.

– Mówisz... – zaśmiała się w sposób, który cholernie rozczulił Piasecką. – No to ja się przyznam, że od samego początku zapadłaś mi w pamięć. Kiedy tylko weszłaś do tego autobusu i popatrzyłaś na mnie. Natychmiast wiedziałam, że cię jeszcze w życiu spotkam.

Wtem Eliza przypomniała sobie wspomniany przez Aurelię moment pierwszego natrafienia na siebie, namiastkę spotkania, która zaprowadziła jedynie do dowiedzenia się nawzajem o swoim istnieniu. Żadna z nich jeszcze nie podejrzewała, jak skończą się te niewinne spojrzenia.

Choć nowe miejsce zamieszkania nie satysfakcjonowało jej już z samego faktu, że nie był to jej Wrocław, chcąc nie chcąc – musiała umieć się w nim odnaleźć. Autobus, który docelowo jechał do centrum, zatrzymał się na jej przystanku. Wsiadła do pojazdu, z niechęcią spoglądając na ludzi w nim siedzących. Nawet przypadkowi przechodnie różnili się znacząco od tych, do których była przyzwyczajona. Tam? Ludzie wszyscy od siebie odmienni, głośni i w dużej liczebności. Bez twarzy, bez tożsamości, anonimowi. A tu? Kilkanaście osób z niezadowoleniem z życia wypisanym na twarzy, które samo za siebie odpowiadało na zadawane sobie przez Elizę Piasecką pytanie o tym, jak wyglądało będzie życie w małej miejscowości. Do tego wiedziała, że niebawem z większością będzie kojarzyła się z widzenia i pilnowała każdego swojego ruchu, by uniknąć osiedlowych plotek.

I nagle trafiło ją odczucie, jakiego za nic w świecie nie potrafiła wyjaśnić. Najprościej było porównać je do uderzenia wewnątrz klatki piersiowej, które nie było niczym fizycznym, a jednak dobitnie odczuwalnym. Nietypowe, nigdy wcześniej niedoświadczane wrażenia rozlały się po całym ciele dziewczyny w postaci dreszczu, gorąca, kołatania serca, a przede wszystkim niemożliwej do opanowania gonitwy myśli. 

Po chwili zorientowała się, że wpatrywała się ostentacyjnie w jedną z pasażerek; kobieta niby zwyczajna, a jednak miała w sobie coś, co nie pozwalało przejść obok niej obojętnie. Mowa ciała i wyraz twarzy jasno komunikowały wszystkim wokół „wara ode mnie", lecz rudowłosa miała wrażenie, tak jakby była odstępstwem od tej reguły. Ich spojrzenia spotkały się przez krótką chwilę, dostarczając jej coraz to dziwniejszych sensacji.

Jednakże otrząsnęła się czym prędzej ze stanu zbliżonego do transu i poszła na drugi koniec niewielkiego, jak na standardy, do których była przyzwyczajona, pojazdu, po czym zajęła miejsce z myślą: byle jak najdalej od niej. A to wszystko w ciągu kilkunastu sekund.

Pamiętała też, jak często wracała do tej chwili. Zastanawianie się nad tożsamością spotkanej w autobusie kobiety pochłonęło jej pierwsze dni spędzone w Otwocku, nieco uśmierzając ból związany z dobijającą ją tęsknotą za miastem rodzinnym. Rzecz jasna roztrząsanie tematu Markowskiej nie było cudownym remedium na nostalgię, jednak w jakimś stopniu zajmowało jej strapiony umysł.

7:21Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz