Rozdział 13

838 48 6
                                    

Na drugi dzień po wieczorze opatrzonym niezwykłym dla amatora astronomii zjawiskiem Aurelia Markowska przebudziła się niemal w samo południe. Nocą ciężko było jej zmrużyć oko. Po dwunastej, zamiast jak każdej niedzieli zajmować się czymś produktywnym, stała w kuchni z kubkiem kawy, który najchętniej zamieniłaby na kolejną butelkę wina, mogącą pomóc jej wchłonąć dylematy ciężkie do przetrawienia. Patrzyła w okno, z którego miała doskonały widok na miejsce, w którym wczoraj znów natknęła się na Elizę.

Nie wiem, czy mogę zrzucić to na ten cholerny księżyc, czy na to, że z wiekiem paradoksalnie coraz bardziej tracę rozum, ale to, jak dziwnie czuję się w obecności tej dziewczyny, nie mieści mi się w głowie.

Myśli nieznośnie wdzierały się w chcący pozostać spokojnym umysł kobiety, której niepotrzebne było zajmowanie się takimi niedorzecznościami. A jednak nie mogła ona przestać wspominać rozmów na nietypowe, ezoteryczne tematy z rudowłosą. I nie widziałaby w tym nic takiego dziwnego, gdyby owa rudowłosa nie była jej o dwadzieścia lat młodszą uczennicą, z którą związane dylematy w ostatnim czasie niepokojąco często zdarzało jej się roztrząsać.

Fotograficzna pamięć pozwalała jej na odtwarzanie w kółko każdego szczegółu tego spotkania z cholerną dokładnością. Zdenerwowanie wymalowane na jej twarzy, zaangażowanie, z jakim potrafiła opowiadać o planetach, czy to w kontekście czysto naukowym, czy zagłębiając się w mistycyzm. Najbardziej jednak zapadł jej w pamięć moment, w którym trzymała ją w ramionach. Zwykły, losowy gest, a myśląc o tym, uśmiechała się jak zakochana gimnazjalistka, aczkolwiek wciąż mając z tyłu głowy lekkie zażenowanie tym faktem.

Jeśli kiedyś ktoś powiedziałby mi, że tak skończę, zasugerowałabym mu zaprzestanie ośmieszania się.

Westchnęła ciężko i pokręciła głową. 

– Twoja pani ma nie po kolei w głowie – zwróciła się do czarno-białego kota, który wskoczył na blat, ocierając się o jej ciało.

Doprawdy, jedyne stworzenie, na które, oczywiście poza swoim synem, patrzyła z taką czułością. Pogładziła go po głowie, ciągnąc swój monolog. Przynajmniej teraz mogła mówić na głos, nie czując się, jakby już kompletnie postradała zmysły.

– A może ona faktycznie jest jakąś czarownicą, co? Może ciągnie mnie do niej przez jakieś energie, planety, czy inne rzeczy, o których tyle mówiła?

Zwierzę spojrzało na nią z pobłażaniem, tak jakby dokładnie rozumiało każde słowo swojej właścicielki.

– Boże, słyszysz ty, co ja mówię? – prychnęła z frustracją wskutek kompletnego braku pojęcia, co się z nią działo.

Nagle do Aurelii dobiegł dźwięk przekręcania klucza w zamku, co spowodowało nagły wzrost ciśnienia. Przez moment poczuła się, tak jakby była właśnie w trakcie robienia czegoś karalnego i zaraz miała zostać na tym przyłapana. Po chwili jednak oprzytomniała, zdając sobie sprawę z faktu, że czytanie w myślach nie było przecież możliwe.

Choć Eliza sprawia wrażenie do tego zdolnej.

– Cześć, mama. 

Tomek, wróciwszy z nocowania u kolegi, wszedł do kuchni zupełnie nieświadom tego, jakiego pokroju dylematy chwilę wcześniej były tu uzewnętrzniane.

– Cześć, cześć – odparła ona jak gdyby nigdy nic, w duchu modląc się, by jej zachowanie nie budziło podejrzeń u syna. – Jak było u Krystiana?

– Spoko, głównie oglądaliśmy księżyc i graliśmy. Głodny jestem jak wilk – odparł, otwierając lodówkę. – Nic nie ma? – zdziwił się, widząc same resztki.

7:21Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz