Rozdział 36

570 58 7
                                    

― Kurwa zajebana mać ― zaklęła niewyraźnym, zaspanym głosem. Rozczarowana rzeczywistością próbowała po omacku dosięgnąć telefonu. ― Utkaj pizdę.

Wyłączyła budzik. Jedyne, na co miała ochotę to powrót do urwanego snu, choć nawet nie pamiętała jego treści i odpuszczenie sobie kolejnego dnia szkoły, pomimo nawarstwiających się sprawdzianów i zbliżania do progu nieobecności. Przemęczony organizm przystał na jej pomysł, zanim świadomie podjęła jakąkolwiek decyzję. Obudziła się trzy godziny później z komórką w ręce. Odnosiła wrażenie, jakby godzina dziewiąta jarząca się na tle ciemnej tapety z psychodelicznymi rysunkami, śmiała jej się w twarz.

Resztkami sił wstała z łóżka, od razu sięgając po tabletki na ból głowy, stanowiące jej pożywienie w ostatnim czasie naprzemiennie z tymi na sen. Podniosła przypadkowe ubrania z podłogi, w ten sposób komponując swój strój do szkoły. Uczesała skołtunione włosy i zajęła się makijażem, którego, jak wiadomo, nie odpuszczała sobie nawet w takim stanie. Pomimo trzęsących się rąk i zawrotów głowy.

Pozbywała się opuchlizny spod oczu zimną butelką wódki, przykładając jej dno do powiek i śmiejąc się przy tym. 

Lecz się, czym się strułaś.

― Ryj narysowany ― powiedziała sama do siebie, spoglądając na swoje dzieło w lustrze, po czym udała się do kuchni.

Zastała w pomieszczeniu ojca, rozmawiającego z klientem. Mężczyzna spojrzał na nią i rzucił bezgłośnie cześć, na co ona odparła tym samym. Dla zachowania pozorów trzymania w kupie swojego jestestwa zmusiła się do zjedzenia czegokolwiek na śniadanie. Odgrzewając resztki obiadu z poprzedniego dnia w mikrofalówce, sprawdziła telefon. Tak jak się spodziewała, zastała kilkanaście nieodczytanych wiadomości od Nadii o podobnej treści.

Nadia: Kurwa, żyjesz?

Nadia: Ja pierdolę, laska, zachlałaś się?

Nadia: Zgonujesz jeszcze czy ki chuj?

Nadia: Chuj, jadę do ciebie po biolci sprawdzić, czy żyjesz.

Eliza: Żyję, wstałam dopiero i mam kurwa kaca życia. Starego spytam, może mnie podwiezie, bo nie będę zapierdalać dzisiaj autobusem.

― Zaspałaś? ― odezwał się ojciec rudowłosej, który właśnie zakończył połączenie.

O wilku mowa.

― No tak trochę. Zawieziesz mnie do szkoły, proszę? Autobus mam za cholera wie ile.

― W porządku, zawiozę. I tak muszę coś załatwić na mieście.

― Dzięki.

Dogadywała się z nim lepiej niż z matką. Choć wiele osób uznawało mężczyznę za zdystansowanego i niedostępnego emocjonalnie, Eliza bardzo ceniła nieingerowanie w jej strefę osobistą i to sprawiało, że odczuwała pewien komfort w relacji z ojcem. Nie wymuszał na niej zwierzeń, mieli wspólne tematy i bardzo rzadko się kłócili. Piasecki wspierał córkę w drodze do kariery. Nie wiedziała, co by było, gdyby nagle zebrało się jej na wylewność, czy przerabianie przeszłości. Zresztą nie chciała ani nie zamierzała się o tym przekonywać. Było jej dobrze, jak było.

― Wszystko w porządku? ― spytał, już w samochodzie.

― Tak. Zmęczyłam się ciśnięciem rozszerzonej matmy i opracowywaniem Pana Tadeusza przez pół nocy.

Pana Tadeusza w wersji półlitrowej.

Głową opierała się o szybę, wpatrzona w lasy i budynki, które w mgnieniu oka uciekały jej z pola widzenia, gdy pojazd pokonywał kolejne odcinki drogi powyżej dozwolonej prędkości. Skubała resztki lakieru do paznokci, nie mogąc zająć niczym rąk. Spoglądała na dłonie, nie mogąc pozbyć się wrażenia, jakby kończyny nie do końca do niej należały.

7:21Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz