Rozdział 2

939 66 15
                                    

Ja to mam kurwa farta...

Bez słowa usiadła z powrotem w ławce, modląc się, by ta kobieta przestała na nią patrzeć. Normalnie to albo by się kłóciła, albo przynajmniej spojrzała się spod byka, ale w tym przypadku było to zwyczajnie awykonalne. W klasie zapanowała grobowa cisza, widocznie każda osoba podzielała zdanie Nadii, że nauczycielka była po prostu osobą, przy której strach jest rzeczą naturalną.

Jednak Elizie, pomimo jak się mogło wydawać beznadziejnej sytuacji, poza przerażeniem towarzyszyła swojego rodzaju ekscytacja. Tak jakby czekała gdzieś na poziomie podświadomym, aż coś się wydarzy i wreszcie, po dwóch latach to się stało. Znów własny sposób myślenia wydał się jej niedorzecznym, ale na to już nic poradzić nie mogła.

Markowska zmierzyła wzrokiem już nie tylko ją, a każdego po kolei, po czym zaczęła mówić:

– Jak już słyszeliście, będę miała z wami angielski do samego końca. Dla tych, którzy mnie nie znają, nazywam się Aurelia Markowska i od razu ostrzegam, że nie toleruję wszelkiego rodzaju nieposłuszeństw, ani naginania zasad – przedstawiła się. – Na moich lekcjach ma być porządek. Po pierwsze, żadnego siedzenia w tylnych ławkach, jeśli z przodu wszystkie są puste. Eliza, dla ciebie pierwsza ławka przy biurku. No już, przesiadamy się, na co czekacie? – pospieszyła zirytowana.

No chyba ciebie w tym momencie pojebało.

Rudowłosa wzięła plecak i przeszła na wskazane miejsce. Nie wyobrażała sobie takiego stanu rzeczy do końca roku. Miała przez trzy godziny w tygodniu być tak blisko osoby, przy której krępowała się zrobić choćby krok w głupim autobusie? Teraz przeklinała w duchu te horoskopy, które czytała, zanim zaczął się ten cały cyrk. Rzeczywiście, bardzo interesująca znajomość.

– Skąd pani wie, że to Eliza, nie Magda? – spytał ktoś z tyłu.

Dziewczyna pomyślała, że kolega to chyba nie doceniał wartości swojego życia, zadając takie pytania, choć z drugiej strony było jej to bardzo na rękę. Sama zdziwiła się, dlaczego i skąd nauczycielka znała jej imię. Zwłaszcza że przez krótką chwilę po tym pytaniu wydawała się wytrącona z równowagi, rzec by nawet można, że nieco zmieszana.

– Intuicja – zbyła go zdawkową odpowiedzią.

Nagle do sali z impetem wparował Emil, przerywając Elizie tę chwilę zastanowienia.

– Nie ma nic napisa... dzień dobry – zreflektował się w połowie zdania, gdy tylko zauważył, jak wygląda sytuacja.

Markowska podeszła do niego i zmierzyła wzrokiem. Pomimo tego, że była niższa od chłopaka, wciąż budziła respekt. Wystarczyło, że spojrzała na kogoś swoimi lodowatymi, niebieskimi oczami. 

– Nie toleruję spóźnień.

– Byłem tylko sprawdzić zastępstwa – zaczął się tłumaczyć.

– Dobrze – ucięła. – Usiądź w pierwszej ławce.

Protestowałby. Eliza widziała to po nim, lecz jedyne co zrobiła, to spojrzała na niego błagalnie, chcąc, by dotrzymał jej towarzystwa, skoro i tak już znalazł się w podobnym położeniu. Chłopak od razu przysiadł się do niej, co ku ich zdziwieniu nie spotkało się z dezaprobatą anglistki, która jak gdyby nigdy nic wróciła do prowadzenia lekcji. 

Rudowłosa wielokrotnie przyłapywała się na wpatrywaniu się w nią. Wreszcie mogła robić to tak bezkarnie, jak od początku chciała, udając zainteresowanie lekcją. Gorzej tylko, jeśli zostałaby spytana o cokolwiek związanego z przerabianym materiałem. Przecież nie mogłaby odpowiedzieć, że w sumie to nie mogła się nawet skupić, a jedyne co pamięta, to mnóstwo losowych detali w wyglądzie i zachowaniu nauczycielki. Na przykład, że swoje włosy koloru ciemny blond miała dziś upięte, a nie jak zazwyczaj rozpuszczone. Albo te wszystkie krótkie i trudne do wychwycenia momenty, w których jej wyraz twarzy zmieniał się z lodowatego na taki, którego Eliza nie potrafiła odgadnąć. 

7:21Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz