Rozdział 38

513 56 9
                                    

Reszta dni była spokojna i trzeźwa. Choć szafka z dobrociami Wiktora bardzo kusiła obojga, pilnowali siebie nawzajem, by wytrwać w postanowieniu o trzeźwości i wysnutych w przeciwnym do niej stanie życiowych przemianach. Spędzali czas w swoim gronie, do którego zaliczała się jeszcze Alyona i oczywiście Damian. Jak zawsze robili sobie wycieczkę po nostalgicznych miejscach, roztrząsali głębokie tematy, czy na moment odrzucali całą powagę i wygłupiali się tak, jakby znów byli dziećmi. Choć historie wiążące się z niektórymi lokalizacjami lata temu zostawiły po sobie gorzki posmak, po wizycie we Wrocławiu Eliza poczuła się bardziej ugruntowana. Dobrze na nią zadziałało, choć częściowe i niewspomagane żadnymi środkami odcięcie myśli od bolących spraw. Rozważała, czy nie zostać kolejnego tygodnia, jednak nie chciała nadużywać gościnności rodziców przyjaciela, któremu kończyły się już ferie.

Prawdziwym wyzwaniem okazał się jednak powrót do Otwocka. Nie potrzebowała nawet tabletek, by pogrążać się w apatii. Siedziała na parapecie, przez okno obserwując namiastkę życia toczącego się na blokowisku, choć zamysłem było pogrążanie się w lekturze na temat sztuki czytania z kart. Alyona rozogniła w niej chęć poszerzenia ezoterycznej wiedzy. A choć obiecała sobie, że w wolnym czasie nadrobi szkolne zaległości, nie miała weny, ani siły do nauki.

Pocieszała się tylko tym, że przecież ma jeszcze na to cały tydzień.

***

― No to teraz będzie miał motywację do nauczenia się wreszcie jakiegoś języka ― skomentowała Aurelia.

Tomek w najlepsze rozmawiał z córką Franziski, jej dawnej koleżanki z dzieciństwa. O rok od niego młodsza nastolatka o typowej aryjskiej urodzie owijała go sobie wokół palca uśmiechem, drobnymi gestami i spojrzeniami przenikliwie dużych, niebieskich oczu, podczas gdy on próbował złożyć sensowne zdanie po angielsku.

Markowska nigdy nie widziała syna tak wpatrzonego w dziewczynę. Aż jej samej zrobiło się szkoda, że mieszkali tak daleko. Z innej strony, pomyślała, że może wreszcie zmobilizuje się do częstszych przyjazdów, zamiast nieustannego gdybania, planowania i koniec końców ― odkładania.

― Nie nauczyłaś go nigdy niemieckiego?

― A żeby mu się chciało. ― Machnęła ręką. ― Chociaż teraz to muszę go ostro dopilnować, bo musi się dostać do jakiejś porządnej szkoły średniej.

― Ważna rzecz. Ja moją Leni posłałam do ogólniaka, mimo że nie do końca tego chciała. Ale kiedyś mi za to podziękuje, wiem o tym. Dzisiaj to trzeba mieć wykształcenie, to już nie te czasy, kiedy liczył się fach w łapie.

Aurelia nie podzielała podejścia Franziski w kwestii dokonywania wyboru za dziecko bez uwzględnienia jego zdania. Sama próbowała wesprzeć syna, wychodząc z założenia, że jeśli nie nauczy się samodzielności i podejmowania decyzji na tym etapie rozwoju, ten nie poradzi sobie w dorosłym życiu. Jednak nie miała nastroju na takie dyskusje z koleżanką, która wychowywała swoje dzieci twardą ręką. Jej umysł w obliczu przyciskającej nostalgii błądził gdzieś po czasoprzestrzeni z naciskiem na jej odległe od dzisiejszej daty rejony.

― Powiedz mi, kiedy to wszystko się tak pozmieniało... Pamiętam, jak tu nie było niczego. Gołe pola i kilka domów na krzyż ― zmieniła temat, wciąż spoglądając z niedowierzaniem na niegdyś ich ulubiony park, teraz będący jedynie skrawkiem niezagarniętej jeszcze przez deweloperów przestrzeni.

― Dalej nie ma tu jakiejś zaawansowanej cywilizacji.

― Ty tego nie czujesz, bo nigdy nie wyjechałaś na dłużej ― odparła spokojnie, starając się ukryć frustrację wywołaną różnicą poglądów. ― A dla mnie to drastyczna zmiana. Wciąż mam twoje listy i klisze, które mi przysyłałaś i oglądam je czasem. Boże, od kiedy ja jestem taka sentymentalna...

7:21Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz