Rozdział 4

895 70 13
                                    

Pokładam nadzieję w życiu, by pisało jak najlepsze scenariusze...
―――――――――

Wciąż będąc w szoku po tym zdarzeniu, dotarła na przystanek. Jako że autobus, którym zawsze wracała do domu, odjeżdżał dopiero za pół godziny, postanowiła pojechać do centrum, by pochodzić chwilę, pomyśleć, a potem złapać stamtąd jakiś jadący na jej osiedle.

Wysiadła po kilku minutach i rozejrzała się po okolicy, zastanawiając się, gdzie mogłaby pójść. O godzinie dziesiątej, gdy większość ludzi przebywała w pracy, bądź w szkole, ulice Otwocka nie tętniły zbytnio życiem. Było raczej kameralnie, cicho i spokojnie.

Idealnie. 

Obrała więc losowy kierunek i krążyła bez celu po okolicy. Czuła się dobrze, nie licząc tego ukłucia nostalgii, które bardzo często towarzyszyło jej, gdy zostawała sama. Bez ludzi wokół siebie i tysiąca rzeczy do zrobienia, skazana na własny umysł.

Zdarzało jej się tęsknić za Wrocławiem. Nie uważała tego za dobrą rzecz, myśląc o swoich planach zrobienia kariery na drugim końcu świata. Bała się o to, że sentymentalność zabije jej siłę i chęć do działania pomimo wysokich ambicji. A jednak bywały momenty, gdzie każda, nawet najdrobniejsza rzecz potrafiła przypominać jej o rodzinnym mieście i dawnym życiu.

Idąc przed siebie, znalazła murek, na którym zdarzało jej się przesiadywać w wolnych chwilach, gdy akurat była w centrum. Dobra rzecz w tym miejscu była taka, że ten dość wysoki kawałek betonu zakryty był krzakami z każdej strony i siedząca na nim dziewczyna była niewidoczna. Tak więc i dziś postanowiła spędzić tu czas i być może poukładać sobie parę rzeczy w głowie.

Spojrzała na widok rozpościerający się przed nią, który składał się z kawałka krzaka i kilku sklepów widocznych z daleka. Bywało tak, że nienawidziła tego miejsca za sam fakt, że nie było to jej miasto, pomimo że żyło się jej tu naprawdę dobrze. Bardzo nie lubiła momentów, w których myśli same uciekały w przeszłość i nie do tego miejsca, w którym Eliza uważała, że powinna być mentalnie.

Słodko-gorzki nastrój, czarna melancholia wymieszana z tym dziwnym uczuciem wewnątrz klatki piersiowej, przypominającym łaskotanie, które spowodowały dzisiejsze wydarzenia. 

O ironio, sytuacja z Markowską, o której też rudowłosa starała się nie myśleć, była czymś, co niejako pomagało jej zabić niechcianą nostalgię. Gdy wspomniała zdarzenie przy szatni, uśmiechnęła się mimowolnie. Może było to wynikiem satysfakcji związanej z niejaką wygraną konfliktu ze znienawidzoną Dorotką, a może samo wspomnienie Aurelii Markowskiej wywoływało u niej takie emocje.

Jej oczy.

Jej głos.

To, jak ją wtedy dotknęła.

To, jak wstawiła się za nią, gdy Dorotka nie chciała wypuścić jej ze szkoły.

Te chwilowe, niemal niemożliwe do wychwycenia zmiany w jej zachowaniu i każdy inny detal zaobserwowany przez Elizę.

Te wszystkie sugestie i żarty Nadii, tak bardzo zapadające w pamięć.

O kurwa...

Nagle dziewczyna przebudziła się z transu i po raz pierwszy pozwoliła sobie na dopuszczenie do siebie tej jednej myśli, która w ostatnim czasie, pomimo jej zaprzeczeń, bombardowała ją z każdej strony.

Czy ja się kurwa zakochałam w Markowskiej?

Nie, może zakochanie to zbyt duże słowo, ale coś to było na pewno. Jakieś uczucie albo i złudzenie, kolejny wymysł jej wybujałej wyobraźni, choć tego to już w ogóle nie była pewna.

7:21Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz