Epilog

946 43 5
                                    


Reiden

Cztery lata później

Przyglądałem się mojej żonie w pełni skupionej na przedstawianiu swoim uczniom jej własnego spojrzenia na sztukę. Zawsze mówiła o autentyczności i bezsensie podążania za perfekcją która zawsze kiedy już wydawało się mieć ją w rękach, wymykała się z nich i kazała podążać za sobą aż do utraty tchu. Uwielbiałam patrzeć na nią w tym wydaniu, rozpromienioną, z czystym zachwytem wypisanym na twarzy i tym cudownym blaskiem w oczach.

Nie została wirtuozem, nie zrobiła tak niesamowitej kariery na jaką liczyli jej rodzice. Trzy lata temu otworzyła niewielką szkołę artystyczną w której prowadziła zajęcia dla różnych grup wiekowych. Hitem okazały się zajęcia dla kobiet na których przy butelce wina mogły dać upust swojej kreatywnej stronie bez żadnych konkretnych wytycznych. To nie była żadna nauka tylko rozrywka w najczystszej postaci. Bo sztuka mogła być tylko tym, przyjemnością wyrażania siebie w sposób który nam się podoba.

Nasze życie nie było usłane różami, niczyje takie nie jest, mieliśmy swoje problemy, czasami nie rozmawialiśmy ze sobą przez kilka dni, ostatecznie nadal mieliśmy silne charaktery które czasami się ze sobą ścierały. A mimo to zawsze odnajdowaliśmy drogę powrotną do siebie, być może właśnie dlatego, że aż za dobrze wiedzieliśmy jak wygląda rzeczywistość kiedy nie jesteśmy razem. Być może właśnie te siedem lat osobno było nam potrzebne, żeby zrozumieć, że czasami wieczność może się zawrzeć w kilku tygodniach, w jednym spojrzeniu w oczy, w jednym pocałunku który odczuwasz jak „wreszcie", który napełnia serce i duszę pewnością co do tego, że czasami najbardziej niedoskonała rzecz może być tą najbardziej perfekcyjną.

Właśnie to Christiana kazała wygrawerować na mojej obrączce. Oprócz jej imienia i daty naszego ślubu, do którego wtedy nie doszło, miałem tam przekreślone słowo perfekcja, bo podobno to ja pozwoliłem jej się z tego uwolnić, dałem jej klucz dzięki któremu zbudowała się na nowo, instrukcję dzięki której zrozumiała, że nie potrzebuje żadnych instrukcji żeby być sobą. Chciała żebym wiedział ile to dla niej znaczyło.

- Aiden - syknąłem kiedy dwulatek wyrwał do przodu jak szalony ignorując fakt, że jeszcze nie wszyscy uczestnicy zajęć zdążyli wyjść. Właśnie dlatego nie mogłem przychodzić z nim wcześniej niż kilka minut przed końcem zajęć, chociaż zanim zaczął chodzić miałem w zwyczaju gapienie się na moją piękną żonę przez co najmniej pół godziny.

Zignorował mnie kompletnie, ani się obejrzałem wisiał już na nogach Christiany wrzeszcząc na cały glos, że się stęsknił i od teraz mama należy już do niego.

Westchnąłem ciężko wchodząc za nim do środka. Nie mógłbym się go wyprzeć nawet gdybym tego chciał, był równie nieznośny jak ja w jego wieku, na dodatek wyglądał jak moja mała kopia, za wyjątkiem koloru oczu który jakimś dziwnym cudem odziedziczył po swojej mamie. I prawdopodobnie właśnie przez tą cechę rozpieszczałem tego małego niewdzięcznego bachora do granic możliwości. Mogłem próbować przekupić go słodyczami i zabawkami, ale ostatecznie to mama była jego ulubienicą. Mały bezczelny typ wiedział co dobre.

- I jak zleciały dzisiejsze zajęcia? - zapytałem żony zaraz po tym jak skradłem z jej ust szybki pocałunek ignorując przy okazji małe rączki które próbowały mnie od tego powstrzymać.

Taa w ostatnim czasie musiałem walczyć z synem o uwagę własnej kobiety.

- Męczące, ale satysfakcjonujące - odpowiedziała zmieniając rękę i biodro którym przytrzymywała małego dzięki czemu przysunęła się do mnie bliżej i pocałowała trochę dłużej.

Aiden zaczął piszczeć, a później drzeć się wniebogłosy.

- Wiem, że to mój syn, i ten charakterek ma po mnie, ale czasami mam ochotę oddać go dziadkom na cały tydzień, żeby mieć chwilę świętego spokoju z własną żoną. - Wyszeptałem nadal tuż obok jej ust.

- To da się zrobić, rozmawiałam z twoją mamą i zgodziła się wziąć go na trzy dni, chcą pozwolić nam chwilę odpocząć zanim nastąpi jeszcze większy chaos.

- No właśnie - podjąłem temat - jak tam się ma nasza mała cynamonka w piecyku? - zapytałem przykładając dłoń do jej brzucha który jak na siódmy miesiąc przystało był już całkiem spory. Druga ciąża różniła się od pierwszej którą było widać dopiero około szóstego miesiąca, i do samego końca nie była specjalnie wyraźna. Śmialiśmy się przez to z ludzi którzy robili śmieszne miny kiedy mówiliśmy, że to już dziewiąty miesiąc o nie piąty czy szósty jak podejrzewali. Tym razem okrągły brzuszek pojawił się już około trzeciego miesiąca, a teraz był już na tyle potężny, że zaczynał przeszkadzać Christianie w prowadzeniu zajęć, które i tak musiała ograniczyć ze względów bezpieczeństwa. Zamieniłem farby na takie bezpieczne dla kobiet w ciąży na samym początku, ale i tak nie chcieliśmy ryzykować. Pewne rzeczy zawsze były dla nas najważniejsze.

- Nie nazywaj mnie kuźwa piecykiem palancie bo zrobię ci jakąś krzywdę.

- Po pierwsze - zacząłem próbując zabrać od niej malca który przyczepił się jakby od tego zależało jego życie - musiałabyś mnie dogonić. - Przekupiłem syna jego ulubionym żelkiem jabłkowym który zawsze trzymałem w kieszeni, dzięki czemu wreszcie to ja go trzymałem. - A po drugie co niby możesz mi zrobić z tym wielkim brzuchem? Nie możesz się nawet zamachnąć żeby porządnie walnąć mnie w łeb sztalugą, poza tym trzymam właśnie twojego syna - ostatnią część dodałem widząc żądzę mordu w jej oczach. Oboje od jakiegoś czasu żartowaliśmy z tego, że sugerując się rozmiarami jej brzucha można by stwierdzić, że nasza córka urodzi się z głową wielką jak dynia. Na szczęście kiedy podzieliliśmy się tymi obawami z lekarką prowadzącą uspokoiła nas, twierdząc, że rozmiar brzucha spowodowało zebranie się większej ilości wód płodowych niż za pierwszym razem. Nasza córa miała być przeciętnej wielkości. Przynajmniej teoretycznie, bo jeśli odziedziczy po mnie prawie dwa metry...

- Zawsze mogę na tobie usiąść, zobaczymy jak wtedy będziesz śpiewał - fuknęła wściekle.

Zacząłem przed nią uciekać klucząc pomiędzy rozstawionymi po sali sztalugami doprowadzając naszego syna do wybuchnięcia tak głośnym śmiechem, że prawie rozsadził mi tym bębenki, a jednak uwielbiałem słuchać tego dźwięku, kochałem moją rodzinę ponad wszystko i oddałbym za nich życie gdyby zaszła taka potrzeba.

Sam też zacząłem się śmiać, jednak ten odgłos utknął mi w gardle kiedy odwróciłem się i zobaczyłem Christianę zgiętą w pól i trzymającą się za brzuch. Panika szybko rozprzestrzeniła się po moich żyłach, zawróciłem i stanąłem zaraz obok niej.

- Christiana wszystko w porządku? - zapytałem, od razu orientując się jak głupio to zabrzmiało. Jasne, że nie było w porządku.

- Tak, to tylko... - wyprostowała się i korzystając z momentu mojej nieuwagi walnęła mnie w tył głowy. Nie mocno. Raczej tylko na pokaz. Czasami zastanawiałem się czego my w zasadzie nauczymy nasze dzieci skoro sami nadal zachowywaliśmy się jak nastolatkowie którymi byliśmy kiedy się w sobie zakochaliśmy. - Mąż idiota - skończyła szczerząc się jak szalona. Zwęziłem oczy mierząc ją spojrzeniem.

- Czyli, że nic ci nie jest? - zapytałem asekuracyjnie. Mogliśmy żartować, ale jeśli naprawdę coś ją bolało...

- Nic, oprócz tego, że dziecko kopie mnie w pęcherz, a mój mąż to palant. - Stwierdziła za wzruszeniem ramiom.

Wypuściłem długi poirytowany oddech próbując pozbyć się wściekłości z mojego systemu nerwowego. Ta kobieta była moim największym darem i najgorszym utrapieniem.

- Wiesz, że jesteś wrzodem na dupie? - zapytałem przeczesując włosy palcami wolnej dłoni. Aiden próbował mi właśnie wcisnąć resztki żelka do nosa i głośno protestował kiedy odsuwałem jego rączkę.

- Serio? Bo mi się wydawało, że jestem sztuką - rzuciła przez ramie kierując się w stronę wyjścia. - A teraz lecę do toalety, w końcu mamy do domu jakieś piętnaście minut drogi a ja nie chcę się posikać na fotel.

„Jesteś sztuką" właśnie to głosił grawer na jej obrączce. Chciałem żeby o tym pamiętała, bo nawet jeśli chwilami była tylko popękanymi kawałkami siebie nadal była najpiękniejszym okazem sztuki na jaki kiedykolwiek padło moje spojrzenie.

Była moim własnym nieperfekcyjnym dziełem sztuki.

KONIEC

The art of perfection [new adult] (zakończone)Where stories live. Discover now